Reklama

Rodzina

Klub pierwszych żon

Jak bardzo przykazanie „nie cudzołóż” stało się dzisiaj przykazaniem drugiej jakości? Czy naprawdę słowa: „póki śmierć nas nie rozłączy”, brzmią dziś nieco... naiwnie?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gabriela i Marta poznały się na korytarzu sądowym, czekając na swoje sprawy rozwodowe. Obie się nie zgadzały na rozwiązanie swoich małżeństw. Obie przegrały. Dziś żartują, że założyły wtedy nieformalny „klub pierwszych żon”, żeby nie tylko się wspierać, ale i wygadać przed kimś, kto wie, jak to jest...

Osoby dramatu

Marta, z zawodu kosmetyczka, ma 28 lat, choć w swoich nieodłącznych dżinsach i za dużych podkoszulkach wygląda na naście. Jest mamą 7-letniego Mateusza, którego sama wychowuje od 5 lat. Gabriela ma dwóch studiujących synów i niewielką firmę. To wysoka, elegancka kobieta, za którą na ulicy ciągle się oglądają mężczyźni. Przyznaje, że samodzielne życie sprawiło jej więcej trudności niż młodszej Marcie. Przed rozwodem nigdy nie pracowała zawodowo. Prowadziła dom, wychowywała dzieci, dbała o męża.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Andrzej odszedł tydzień po naszym srebrnym weselu. Gabriela ciągle nie potrafi mówić o tym dniu spokojnie. – Czy byłam zaskoczona? O tak! Mimo różnych konfliktów między nami, kłótni, cichych dni sądziłam, że jesteśmy dobrym małżeństwem. Mąż był bardzo kulturalnym człowiekiem, dżentelmenem w starym stylu. Miał tylko jedną wadę: lubił kobiety – inne kobiety rzecz jasna. Wśród kolegów w pracy miał opinię kobieciarza. A wie pani, podobno kobieciarz to wyższy stopień męskości – kwituje ironicznie.

Marta opowiada swoją historię, bawiąc się pomponami przy czapce synka. Ani na chwilę nie odrywa od nich wzroku. Przypomina małą dziewczynkę zawstydzoną pytaniami dorosłych. – Jacek pochodził z zamożnej rodziny, podobno ze szlacheckimi korzeniami. Od razu byłam więc spalona, dosłownie na starcie. Mój tatuś jest kolejarzem, mama ekspedientką, sama pani rozumie... Jego matka uważała, że syn popełnia mezalians. Słyszałam, jak mówiła o mnie „dziewuszysko” i ciągle mnie za coś strofowała. Nawet herbaty nie potrafiłam zrobić tak, jak trzeba. Jacek był początkowo głuchy na gderania matki, ale do czasu...

Reklama

Niebezpieczne liczby

Znajomy adwokat uważa, że tylko drobna część spraw, które prowadził, miała rzeczywiste podstawy do rozwiązania małżeństwa. Większość związków, nieobarczonych jakąś patologią, dałoby się uratować, gdyby małżonkowie szczerze dali sobie szansę. A tak nie jest. Łatwość otrzymania rozwodu niewątpliwie powoduje jego powszechność, a ta z kolei – zaniżanie norm moralnych. – Główny Urząd Statystyczny podał, że tylko w 2021 r. rozwiodło się w Polsce ponad 30 tys. par. O 18,6% więcej w porównaniu z rokiem poprzednim! Przykro mówić, ale osiągamy niemal europejski poziom. Najczęściej powodem jest alkoholizm męża, potem – tzw. niezgodność charakterów, wreszcie – zdrada. Coraz częściej „stały rozkład pożycia” spowodowany jest obecnością osoby trzeciej, która z rozmysłem dąży do rozbicia istniejącego już małżeństwa – mówi mecenas.

– Tolerowałam słabość męża, bo uważałam, że tak naprawdę nie zagraża ona ani mnie, ani rodzinie. – Gabriela powoli dobiera słowa. – Tych kobiet było wiele, a mąż wydawał się wobec nas lojalny; bardzo poukładany, do tego praktykujący katolik... Idealny zestaw usypiający czujność. I nagle się okazało, że wszystkie wartości, które przez lata uważał za istotne, przestały się liczyć. Ot, tak na pstryk. Nie poznawałam tego człowieka, jakby go ktoś zaczarował... Szesnaście lat młodsza specjalistka działu sprzedaży ubezpieczeń. Banalne, prawda?

– Zamieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu – opowiada Marta. – Jacek kończył studia, ja pracowałam, utrzymywałam rodzinę. Spodziewaliśmy się dziecka. Żyliśmy skromnie, a Jacka drażniła ta bieda. Wtedy szedł do mamusi. A tam, dziwnym trafem, zawsze natykał się na córkę zamożnych znajomych teściów – Beatę. Dziewczyna się zakochała, chodziła za mężem jak cień. Na wydziale myśleli nawet, że to jego żona. Podobno Jacek początkowo się z niej śmiał, ale potem zaczęła mu chyba imponować taka ciągła adoracja, wreszcie nie mógł już bez niej żyć...

Reklama

Wierni (nie) do końca

– Proszę mi wierzyć, że przychodzą do mnie młodzi ludzie z kilkuletnim stażem małżeńskim i poważnym kryzysem, bo „się rozczarowali” – opowiada mediator rodzinny i małżeński. – Traktują związek jak sprzęt komputerowy – nie naprawiamy, kupujemy następny. Pytam: mieszkaliście ze sobą przed ślubem? Tak. Poznaliście swoje wady, które teraz niszczą wam związek? Tak. To po co braliście ślub? Odpowiedzi są zazwyczaj dwie: jedna – „bo wszyscy tak robią”, druga – bo myśleli, że wtedy on/ona się zmieni... Gdy pytam o sens mieszkania przed ślubem, nagle milkną. Najtrudniejsze dla mnie jednak są „stare” małżeństwa, gdy wiem, że mężczyzna w średnim wieku chce porzucić swoją wieloletnią małżonkę dla mirażu drugiej młodości przy znacznie młodszej kobiecie. Przestają się wtedy liczyć latami budowane wspólne życie, dzieci, plany na przyszłość – przykry widok...

– Gdy urodził się Mateusz, okazało się, że wymaga stałej opieki lekarskiej. – Marta źle znosi wspominanie tamtego okresu. – Jacek był rozczarowany. Drażniło go, że mały płacze po nocach, że trzeba wzywać pogotowie, więc czasem nocował u matki. Chyba... Nagle zaczęło mu przeszkadzać, że nie chodzę do teatru, do kina, że nie mam siły wieczorem wyskoczyć do pubu. Coraz częściej wychodził, trzaskał drzwiami i nie wracał na noc. No i kiedyś po prostu „stało się”. Zobaczyłam go na ulicy z inną, jak się potem okazało – z Beatą. Tylko zdradzona kobieta jest w stanie zrozumieć, co się wtedy czuje. Zapłakana wróciłam do mieszkania, spakowałam walizki i poszłam do rodziców. Myślałam, że po nas przyjdzie. Nie przyszedł. Kilka miesięcy później dostałam pozew. Te kilka miesięcy to było piekło. Proszę zrozumieć, moi dziadkowie przeżyli ze sobą całe życie, a rodzice ponad 35 lat. Dla mnie małżeństwo to nie tylko stan cywilny, to stan ducha. Byłam wychowywana na dobrą matkę i żonę. Oczywiście, nie zgodziłam się na rozwód. Przecież to był nasz pierwszy kryzys. Wydawało mi się, że wszystko można jeszcze uratować. Próbowałam go przekonać, porozmawiać, pogodzić się... Uparcie nie zgadzałam się na rozwód, a mimo to rozwiązano nasz związek. Do dziś tego nie rozumiem.

Reklama

– Ciśnienie mi skacze, gdy czytam, że badania socjologiczne wykazują, iż dopiero drugie małżeństwo daje gwarancję na pełny i udany związek dwojga ludzi – denerwuje się Gabriela. – Czym wobec tego jest ten pierwszy? Jedynie próbą? I co się dzieje z żoną i dziećmi z tego pierwszego małżeństwa? Też żyją długo i szczęśliwie? Czy latami po cichu leczą rany psychiczne i chowają się przed światem?

– Jestem emocjonalną wydmuszką, więc nie planuję ponownego „ułożenia sobie życia”. Nawet gdyby Kościół jutro ogłosił, że mogę znów stanąć przed ołtarzem, grzecznie podziękuję. Nie zaufam ponownie nikomu – mówi nie bez goryczy Gabriela. Marta wierzy, że Jacek wróci do niej i synka. Przysięga złożona Bogu jest przecież nieodwołalna.

2023-05-30 13:56

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Małżeństwo – renowacja

Nikt w dniu ślubu nie planuje rozstania, a jednak Dolnoślązacy rozwodzą się najczęściej w Polsce. W 2017 r. na Dolnym Śląsku zawarto 13 919 małżeństw w tym tylko 7071 w Kościele. Rozwiodło się 5946 par, w tym aż 1522 we Wrocławiu, łącznie w miastach 3812. Pozew o rozwód złożyło 2 tys. mężów i 3812 żon

Gdyby nie łaska Boga dana dwojgu ludziom w sakramencie małżeństwa, nikt nie dałby rady być z drugim człowiekiem do końca życia. Tylko Bóg ma szansę zespolić dwoje w jedno. I tylko On jest gwarantem tego zespolenia. Czy rozwodu da się uniknąć? Da się, pod warunkiem, że już w okresie narzeczeństwa, a nawet wcześniej, ludzie nabędą świadomości, że na tej drodze mogą pojawić się trudności i zniechęcenie, i że to naturalne, gdy się planuje taką długą podróż razem, że codzienność nie będzie różowa. Najczęściej nieporozumienia zaczynają się od 3 do 7 lat po ślubie. Wtedy pojawiają się trudności w komunikacji. Jeśli je zbagatelizujemy, może się okazać, że narastają i o porozumienie coraz trudniej. Być może nie zapadnie decyzja o rozstaniu, ale spiętrzone trudności oddalą nas od siebie na tyle, że staniemy się sobie obcy. Jeszcze 10, 15 lat temu ludzie myśleli, że poradzą sobie sami. Przechodzili nad trudnościami do dalszych etapów życia i często okazywało się, że jest coraz gorzej. Dziś, mimo że procent małżeństw rozpadających się jest bardzo duży, coraz częściej, po pierwszych nieporozumieniach, po pierwszych nieudanych próbach rozmów małżonkowie zaczynają szukać pomocy.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 6.): Nie uciekaj, mały!

2024-05-05 21:33

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat.prasowy

Co nam mówi o Maryi Jan pod krzyżem Jezusa? Czy muszę się martwić, jeśli jestem w czymś najsłabszy? I czego uczy mnie Maryja, jeśli chodzi o towarzyszenie bliskim w ważnych momentach? Zapraszamy na szósty odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o tym, że warto być z Nią, gdy się jest z innymi.

ZOBACZ CAŁY #PODCASTUMAJONY

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję