Modlących się w kościołach otoczyły uzbrojone oddziały ukraińskich nacjonalistów spod znaku UPA i OUN. Do świątyń wrzucano granaty i płonące żagwie. Bezbronni ludzie – mężczyźni, kobiety, dzieci, niemowlęta, starcy – byli mordowani z najdzikszym okrucieństwem, często przy pomocy narzędzi takich jak piły, widły, kosy, młoty... Ginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Tego dnia ponad 100 polskich miejscowości zniknęło z powierzchni ziemi. „Krwawa niedziela” była apogeum ludobójczej zbrodni popełnionej w imię obłędnej ideologii.
Śmierć Lachom
Reklama
Na początku 1943 r. na Wołyniu mieszkało nieco ponad 1,5 mln ludzi. Ziemia ta była już świadkiem blisko 4-letniej brutalnej polityki eksterminacyjnej prowadzonej wobec jej mieszkańców przez Rosję sowiecką, a później przez niemieckie władze okupacyjne. Tysiące Polaków zostało stąd wywiezionych w głąb „nieludzkiej ziemi” w czasie czterech akcji deportacyjnych prowadzonych przez NKWD po 17 września 1939 r. Tysiące Żydów i Polaków zostało przez Niemców wywiezionych do obozów koncentracyjnych i obozów zagłady lub rozstrzelanych w masowych egzekucjach, gdy wkroczyli oni na te tereny. W 1942 r. na samym Wołyniu zbrodnicza akcja „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” kosztowała życie ponad 150 tys. przedwojennych obywateli polskich, którzy mieli żydowskie korzenie. Podobnie wyglądało to w Małopolsce Wschodniej, czyli w dawnych województwach: lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim. Mordy na ludności żydowskiej dokonywane przez Niemców przy współudziale ukraińskiej policji pomocniczej współpracującej z SS stały się w dużej mierze inspiracją dla obłędnych planów ukraińskich nacjonalistów. Jeden z najwybitniejszych badaczy problemu – amerykański historyk Timothy Snyder, autor głośnej pracy Skrwawione ziemie, napisał: „Tej taktyki masowych mordów Ukraińcy nauczyli się od Niemców. To dlatego czystki etniczne UPA zaskakiwały swą skutecznością i dlatego wołyńscy Polacy w 1943 r. byli niemal tak samo bezradni jak Żydzi na Wołyniu w 1942 r. Kampania przeciwko Polakom zaczęła się na Wołyniu, a nie w Galicji, prawdopodobnie właśnie dlatego, że tutaj policja ukraińska odegrała większą rolę w wydarzeniach Holokaustu. Łączy to zagładę Żydów z rzezią Polaków i wyjaśnia obecność na Wołyniu tysięcy doświadczonych w ludobójstwie Ukraińców”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Na początku 1943 r. przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów przyjęli zbrodniczy plan. Zakładał on przeprowadzenie masowych, skoordynowanych ataków na wioski i osady zamieszkałe jeszcze przez Polaków, których po latach eksterminacji sowieckiej i niemieckiej było na Wołyniu nieco ponad 300 tys. Plan zakładał przeprowadzenie masowych mordów, a w stosunku do pozostawionych przy życiu miał stanowić czynnik zastraszający i tym samym skłaniający ich do ucieczki i opuszczenia swej ziemi. Ta zaplanowana z wyrachowaniem zbrodnia miała „wyczyścić przedpole” i być dogodnym podłożem dla stworzenia nacjonalistycznego państwa ukraińskiego. „Krew Lachów” miała być fundamentem tego państwa. Przywódcy OUN uważali, że moment dogodny dla ich politycznych planów nastąpi wraz z wycofywaniem się wojsk niemieckich, a przed wkroczeniem w to miejsce Armii Czerwonej. „Jeśli chodzi o sprawę polską – stwierdzał wiosną 1943 r. dowódca grupy UPA-Północ Dmytro Klaczkiwski – to nie jest to zagadnienie wojskowe, tylko mniejszościowe. Rozwiążemy je tak, jak Hitler sprawę żydowską (...) powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. (...) Tej walki nie możemy przegrać”. Machina zbrodni ruszyła latem 1943 r., choć już wcześniej dochodziło do okrutnych napadów na polskie osady, jak np. na Janową Dolinę, gdzie w kwietniu 1943 r. zamordowano 600 Polaków, czy na wieś Staryki k. Łucka, gdzie w maju 1943 r. w nocy oddziały UPA wymordowały pół tysiąca ludzi, a osadę zrównały z ziemią.
Tragedia poety
Zygmunt Rumel wychował się w Krzemieńcu, rodzinnym mieście Juliusza Słowackiego. Być może zaklęty w murach Liceum Krzemienieckiego duch wieszcza spowodował, że Rumel też zaczął pisać wiersze. Gdy Leopold Staff przeczytał jego młodzieńcze próby poetyckie, powiedział jego matce: „Niech pani chroni tego chłopca, to będzie wielki poeta”. Rumel jednak poszedł w ślady ojca, który za bohaterstwo w wojnie z bolszewicką Rosją dostał od Marszałka Piłsudskiego krzyż Virtuti Militari. Wstąpił do podchorążówki we Włodzimierzu Wołyńskim. Walczył w obronie ojczyzny w 1939 r., a pod okupacją sowiecką tworzył zręby ZWZ, Armii Krajowej. W styczniu 1943 r. został dowódcą wołyńskiego VIII Okręgu Batalionów Chłopskich. Ukraińców traktował jak braci i miał wśród nich wielu przyjaciół. Marzył o Rzeczypospolitej silnej, bo złożonej z pełnoprawnych obywateli różnych kultur i narodów i odwoływał się do jej tradycji. Marzenie to wybrzmiało w jego młodzieńczym wierszu Dwie matki, w którym napisał:
Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę –
Jedna grzebień bursztynu czesała we włos,
Druga rafy porohów piorąc koralowe,
Zawodziła na lirach dolę ślepą – los.
Reklama
Gdy polskie podziemie zorientowało się, jakie plany wobec ludności Wołynia mają ukraińscy nacjonaliści, Rumel, wykonując rozkaz Kazimierza Banacha, pełnomocnika Delegatury Rządu RP, wraz z Krzysztofem Markiewiczem z kierownictwa Okręgu Wołyńskiego AK udał się na pokojowe rozmowy z dowództwem OUN. Było to w dniu poprzedzającym „krwawą niedzielę”. Pojechali na rozmowy jak do potencjalnych sojuszników w walce z Niemcami i Sowietami. Pojechali bez broni, z gorącym apelem, aby zaprzestać przelewania „krwi pobratymczej”, bo jak wielokrotnie w dziejach to już bywało, skorzystają na tym tylko wrogowie obu narodów. Ich misja zakończyła się tragicznie. Pochwyceni przez swych rozmówców zostali w sposób okrutny zamordowani. Rumla przywiązano za ręce i nogi do siodeł dwóch koni. Poganiane przez oprawców ogiery rozerwały na strzępy ciało poety, który do końca wierzył w przyjaźń... Nazajutrz Wołyń spłynął krwią.
Nie o zemstę, ale o pamięć chodzi
Masowe mordy trwały na Wołyniu przez całe lato 1943 r., a po krótkim okresie jesiennego względnego spokoju ze wzmożoną siłą zbrodnicze działania ukraińskich nacjonalistów przeniosły się z początkiem 1944 r. na teren Małopolski Wschodniej – na Podole i na ziemię lwowską. Na samym Wołyniu zrównano z ziemią ponad tysiąc osiedli i prawie 30 tys. zagród. Jak głosił rozkaz OUN z 2 lutego 1944 r., ukraińscy nacjonaliści mieli też za zadanie likwidować wszelkie ślady polskości. W wytycznych pisano: „Zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych polskich budynków kultowych; zniszczyć drzewa przy zabudowaniach tak, aby nie pozostały nawet ślady, że tam kiedykolwiek ktoś żył, (...) zniszczyć wszystkie polskie chaty, w których poprzednio mieszkali Polacy”.
By ratować siebie i bliskich, Polacy zaczęli tworzyć oddziały samoobrony, wspomagane przez Armię Krajową i Bataliony Chłopskie. Do legendy przeszła obrona Przebraża – wioski zamienionej w twierdzę, skutecznie odpierającej ukraińskie ataki. Wraz z utworzeniem w styczniu 1944 r. 27. Wołyńskiej Dywizji AK zaczęło dochodzić do regularnych walk z UPA w obronie zagrożonej śmiercią ludności polskiej. Terror ukraińskich nacjonalistów znacznie wtedy zelżał. W tym czasie piekła zdarzały się też chwalebne przypadki pomocy, której Ukraińcy udzielali Polakom. Trzeba o nich pamiętać, bo ze strony ich rodaków groziła im za to kara śmierci. Jakakolwiek pomoc Polakom traktowana była w OUN i UPA jako zdrada narodu ukraińskiego. Badający tę problematykę Romuald Niedziałko ocenia, że w różnego rodzaju pomoc zaangażowało się ok. 1,5 tys. Ukraińców. Ostrzegali oni swoich sąsiadów, ukrywali uciekinierów z pacyfikowanych wiosek, pomagali rannym i chorym, organizowali nielegalne pochówki ofiar mordów. Nie wiemy dokładnie, ilu Polaków, ale także Żydów, Ormian, osadników czeskich, zostało zamordowanych w wyniku akcji OUN i UPA. Badacze, a wśród nich Władysław i Ewa Siemaszkowie, piszą o co najmniej 100 tys. ofiar ludobójstwa. Leżą one nadal w bezimiennych dołach śmierci, czekając na ekshumację i godny pochówek. Jest to sprawa, która musi być i jest stale podnoszona w rozmowach ze stroną ukraińską. Nie chodzi bowiem o zemstę, chodzi o prawdę i pamięć, bez których nie można budować wzajemnych relacji między narodami i państwami. W duchu słów, które w 2003 r. skierował do Polaków i Ukraińców św. Jan Paweł II: „W zawierusze II wojny światowej, gdy pilniejsza powinna być potrzeba solidarności i wzajemnej pomocy, mroczne działanie zła zatruło serca, a oręż doprowadził do rozlewu niewinnej krwi. Teraz (...) utwierdza się coraz bardziej potrzeba głębokiego rachunku sumienia. Odczuwa się konieczność pojednania, które pozwoliłoby spojrzeć na teraźniejszość i przyszłość w nowym duchu”.
Historyk, Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych