Papież Franciszek
Moje relacje z Benedyktem były bliskie
Valentina Alazraki, weteranka pośród dziennikarzy watykanistów, przeprowadziła interesującą rozmowę z Franciszkiem. Wywiad miał miejsce kilka tygodni przed 1. rocznicą śmierci Benedykta XVI, dlatego rozmawiali też o ich stosunkach. „Moje relacje z papieżem Benedyktem były bardzo bliskie. Czasami chodziłem do niego na konsultacje. A on z wielką mądrością przekazywał mi swoją opinię, ale dodawał: «zrób, jak uważasz» – zostawiał to w moich rękach. Zawsze mi pomagał. Był w tym bardzo hojny”. Franciszek wyznał, że było dla niego „łaską” móc „pożegnać” swojego poprzednika – gdy tylko dowiedział się od pielęgniarza, iż Benedykt XVI jest w ciężkim stanie, poprosił o modlitwę za niego podczas ostatniej audiencji generalnej w 2022 r. „Poszedłem się z nim zobaczyć” – powiedział. „Był przytomny, ale nie mógł już mówić i trzymał mnie za rękę. To było miłe pożegnanie. A 3 dni później zmarł. Wielki człowiek. Benedykt był wielkim człowiekiem, pokornym, prostym człowiekiem, który gdy zdał sobie sprawę ze swoich ograniczeń, miał odwagę powiedzieć «dość». Podziwiam tego człowieka”.
Reklama
Franciszek nie wykluczył, że pewnego dnia pójdzie w ślady Benedykta, ale to nie jest jeszcze odpowiedni moment. Już wcześniej ujawnił, że na początku swojego pontyfikatu przekazał ówczesnemu sekretarzowi stanu kard. Tarcisio Bertonemu list z rezygnacją z urzędu na wypadek problemów zdrowotnych. Ale tym razem powiedział: „Nie myślałem o tym i widziałem odwagę Benedykta: gdy zdał sobie sprawę, że nie może, wolał powiedzieć «dość», i to jest dla mnie dobry przykład, i proszę Pana, aby powiedzieć «dość» w jakimś momencie, ale kiedy On będzie tego chciał”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kard. Camillo Ruini jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II, wikariusz dla diecezji rzymskiej od 1991 do 2008 r.
Uczył, by nie ulegać „dyktaturze relatywizmu”
W naszych czasach, gdy wierze grozi wygaśnięcie, Kościół jest powołany do otwierania ludziom drogi do Boga. Taki był, moim zdaniem, sens i cel pontyfikatu Benedykta XVI.
Kwestia prawdy staje się zatem kluczowa: „u schyłku drugiego tysiąclecia chrześcijaństwo znajduje się w głębokim kryzysie, wynikającym z kryzysu jego roszczeń do prawdy” – stwierdził kiedyś papież. Chodzi zatem o przywrócenie temu twierdzeniu siły i wiarygodności, ale nie w sposób abstrakcyjny – prawda chrześcijańska jest jednością z miłością Boga i bliźniego.
Dla Benedykta XVI chrześcijaństwo było przede wszystkim nie wyborem etycznym czy wielką ideą, ale raczej „spotkaniem z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nowy horyzont, a przez to decydujący kierunek”. Dlatego we wszelkiej działalności duszpasterskiej Chrystus musi być na pierwszym miejscu, musi być punktem odniesienia. Tylko w ten sposób, zdaniem Benedykta XVI, Kościół może wypełnić swoją misję.
Dziedzictwem Josepha Ratzingera/Benedykta XVI jest poszerzanie przestrzeni racjonalności, otwieranie jej na nowo na wielkie pytania dotyczące prawdy i dobra. To przede wszystkim duchowe dziedzictwo Ratzingera.
Reklama
Jeżeli chodzi o wymiar życiowy i praktyczny, inny aspekt jego dziedzictwa – polega on na uwypukleniu wyzwalającej siły chrześcijaństwa, więzi jednoczącej wiarę chrześcijańską i wolność, a jednocześnie na uświadomieniu ludziom, jak wolność jest nierozerwalnie związana z miłością i prawdą.
Joseph Ratzinger uczył nas, żeby nie ulegać „dyktaturze relatywizmu”, w której wszystko będzie zależeć od indywidualnego podmiotu i jego wyborów. W ten sposób Zachód ryzykuje odcięcie się od swoich korzeni i popada w sprzeczność nie tylko z chrześcijaństwem, ale ze wszystkimi wielkimi tradycjami religijnymi i ludzkości.
Jesteśmy zatem wielkimi dłużnikami tego teologa i papieża, „pokornego pracownika winnicy Pańskiej”.
Kard. Luis Francisco Ladaria Ferrer prefekt Kongregacji Nauki Wiary w latach 2017-23 (od 2022 r. – Dykasterii Nauki Wiary)
Nigdy nie popadł w banał
Pierwszą ważną cechą Josepha Ratzingera była jego prostota, umiejętność nawiązywania bezpośrednich relacji z ludźmi, z otwartością i bez formalności. A dotyczyło to nie tylko relacji międzyludzkich, lecz także jego pracy teologicznej.
Reklama
Drugą cechą charakterystyczną była głębia, z którą poruszał najróżniejsze kwestie. Nigdy nie popadł w banał, zawsze dochodził do sedna problemów. Od Ratzingera zawsze się czegoś uczymy. Głębia jego myśli nie przeszkadza w ich przejrzystości, a właściwie jej sprzyja. Joseph Ratzinger zawsze był teologiem „przejrzystym”, co było owocem jego doskonałej znajomości poruszanej problematyki. Dzięki temu potrafił klarownie wyjaśniać kwestie, które same w sobie są skomplikowane, i sprawiać, że stawały się zrozumiałe dla innych. Podczas moich częstych lektur Josepha Ratzingera/Benedykta XVI bardzo rzadko zdarzało mi się ponownie czytać zdanie lub akapit. Ta jego cecha ujawniała się w dialogach teologicznych, w których brał udział. Jego słowa często stawały się decydujące.
Wielokrotnie powtarzał, że nigdy nie dążył do zbudowania własnego systemu teologicznego. To prawda. Jego publikacje mają często charakter fragmentaryczny i okazjonalny. Wiele jego książek to zbiory artykułów. Ale nie szukając systemu, zgłębiał wiele wątków teologicznych. Niewiele jest kwestii teologicznych, w których nie zabrał swojego wyjaśniającego głosu.
Teologia Josepha Ratzingera jest ostatecznie głęboko duchowa. Chodzi o to, aby lepiej poznać Osobę, którą kochamy. Bliższe poznawanie Pana jest wielką przysługą, którą teolog może wyświadczyć ludziom.
Kard. Mauro Piacenza przewodniczący Papieskiej Komisji ds. Dziedzictwa Kulturowego Kościoła w latach 2003-07, prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa w latach 2010-13
Odnosił się do wiary i rozumu
Benedykt XVI próbował zbudować inteligentną i umotywowaną barierę dla myśli relatywistycznej i dominujących dziś dryfów ideologicznych – to swego rodzaju „energetyczne” lekarstwo zdolne do wzmocnienia ludu Bożego, który dzisiaj wydaje się zagubiony i niezdolny do zdrowej, krytycznej wizji. Papież ciągle i zdecydowane odnosił się do wiary i rozumu, co stanowiło ważną okazję do dialogu z myślą świecką i dialogu międzyreligijnego. Dowartościowanie rozumu i wiary przyczyniło się do utrzymania otwartej drogi dialogu między Kościołem a światem nauki. Zasadniczą sprawą było jednak utrzymanie związku miłości i prawdy, ponieważ tylko prawda czyni człowieka wolnym.
Reklama
Najważniejszym dziedzictwem Ratzingera/Benedykta XVI jest umiejętność spojrzenia na to, co istotne, na sedno każdej kwestii, dlatego przypominał nam, że w kulturze zdominowanej przez technikę i naukę niezbędne są etyczny wymiar życia, a także osobista i wspólnotowa modlitwa.
Jestem wdzięczny Benedyktowi XVI za to, że zarówno w swoich badaniach teologicznych, jak i w swojej świetlanej posłudze następcy Piotra zawsze podkreślał, jak istotny dla antropologii wiernej Ewangelii jest wymiar teologiczny.
Kard. Gianfranco Ravasi przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury w latach 2007-22
Dwa rysy portretu
Rok po śmierci Benedykta XVI chciałbym nakreślić jego portret osobisty na podstawie dwóch elementów. Pierwszy to dialog. W tym względzie wielki wpływ miały narodziny tzw. dziedzińca pogan, na którym odbywała się konfrontacja między wierzącymi i niewierzącymi. To symboliczne nawiązanie do dziedzińca świątyni jerozolimskiej o tej właśnie nazwie – mieli do niego dostęp również poganie, którzy wymieniali tu opinie i „spojrzenia” z Żydami. Benedykt XVI zaprosił nas do podjęcia dialogu „z tymi, którym religia jest obca, którzy nie znają Boga, a jednak nie chcą pozostać po prostu bez Boga, lecz pragną przynajmniej zbliżyć się do Niego jako do Nieznanego”.
Od tego czasu „dziedziniec pogan” rozprzestrzenił się na cały świat, od placów po uniwersytety, od więzień po parlamenty, by podejmować poważne tematy filozoficzne i społeczne, ale także takie jak moda, sport czy muzyka młodzieżowa.
Reklama
Istnieje też drugi publiczny aspekt pontyfikatu Benedykta XVI, który splata się z moimi osobistymi wspomnieniami. 21 listopada 2009 r. udało mi się zgromadzić 300 artystów każdej dyscypliny, narodowości, religii w ekscytującej scenerii Kaplicy Sykstyńskiej. Papież mówił o niebie rozświetlonym konstelacją trzech świetlistych gwiazd: verum (prawda), bonum (dobro) i pulchrum (piękno), które prowadzą ludzkość.
Droga piękna, którą umiłował ze względu na swoją pasję do muzyki, „przypomina, że dzieje ludzkości są ruchem wstępującym, niestrudzonym dążeniem do pełni, do ostatecznej szczęśliwości, ku horyzontowi zawsze sięgającemu dalej niż przeżywana teraźniejszość”. Te słowa wskazują na papieski dialog między wiarą a sztuką, który był prowadzony na różne sposoby, także za pośrednictwem Papieskiej Rady ds. Kultury, której wówczas przewodniczyłem.
U podstaw obu opisanych aspektów leży perspektywa bliska Ratzingerowi. Chodzi o coś, co sam zdefiniował jako „rozszerzony rozum” i co było fundamentem jego przemówień, począwszy od tego słynnego w Ratyzbonie. Wiedza ludzka jest bowiem „symboliczna”, tzn. łączy różne drogi i poziomy, od naukowego do estetycznego, od filozoficznego do teologicznego, od eksperymentalnego do mistycznego.
Właśnie z tego powodu należy zapobiegać temu, aby prawda o człowieku była uważana za wyłączną prerogatywę czystej racjonalności naukowej, tej bowiem wymykają się wymiary, które mogą być eksplorowane innymi kanałami rozumienia.
Valentina Alazraki watykanistka, dziennikarka meksykańskiej telewizji N+
Człowiek pokory i odwagi
Reklama
Pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy, gdy myślę o pontyfikacie Benedykta XVI, to „ciągłość”, „pokora” i „odwaga”. W ciągu 8 lat widzieliśmy ciągłość jego pontyfikatu z pontyfikatem św. Jana Pawła II. I nie mogło być inaczej, zważywszy na przyjaźń i zrozumienie w wielkich sprawach doktrynalnych tych dwóch umysłów: filozofa i teologa. Pokora Benedykta stała się dla mnie widoczna na samym początku, gdy po raz pierwszy pojawił się w centralnej loży Bazyliki św. Piotra, w czarnym swetrze, którego rękawy były wyraźnie widoczne pod białą sutanną. Od razu określił siebie jako „zwykłego i skromnego pracownika winnicy Pańskiej” i chciał podkreślić, że kardynałowie wybrali go po „wielkim papieżu Janie Pawle II”, co wywołało oklaski tłumu zgromadzonego na placu św. Piotra. Wierzę, że tylko człowiek, który sam był wielki, mógł docenić wielkość swego poprzednika. Z ogromną pokorą zrozumiał i dał nam do zrozumienia, że nie może konkurować z Janem Pawłem II, że nie powinien próbować go naśladować – obdarzony innymi darami i innym charyzmatem musiał być sobą i służyć Kościołowi tak, jak tylko mógł.
Relacja ze św. Janem Pawłem II to jeden z elementów jego pontyfikatu, który na mnie osobiście zrobił największe wrażenie. Rok po roku odprawiał Mszę św. w rocznicę śmierci swojego poprzednika, a jego homilie z tej okazji należą do najpiękniejszych tekstów napisanych o św. Janie Pawle II. Jego pokora była tak wielka, że w dniu beatyfikacji Jana Pawła II, której gorąco pragnął, głośno i mocno, jak nigdy wcześniej, zawołał: „Jest błogosławiony!”, i poprosił go o błogosławieństwo, jak gdyby to on był jeszcze papieżem. „Dziś prosimy cię, pobłogosław nam, Ojcze Święty” – powiedział ze wzruszeniem. Tę samą pokorę odnajdywaliśmy za każdym razem, gdy przepraszał za błędy, czasami niepopełnione przez niego, ale przez innych.
Z kolei słowo „odwaga” na zawsze pozostanie związane z datą 11 lutego 2013 r., kiedy to przed kardynałami zgromadzonymi na konsystorzu Benedykt XVI ogłosił po łacinie decyzję o rezygnacji z urzędu. Przyznam, że przez długi czas nie rozumiałam znaczenia tego kroku. Przyzwyczaiłam się do mistycyzmu św. Jana Pawła II, który pomimo znacznie gorszego stanu zdrowia zdecydował, że skoro „Jezus nie zszedł z krzyża”, to i on tego nie zrobi, i pozostanie na swoim miejscu tak długo, jak Bóg będzie tego chciał. Dopiero z biegiem czasu zrozumiałam gest Benedykta XVI i doceniłam odwagę, by dla dobra Kościoła powiedzieć „dość”. Papież, oskarżany o konserwatyzm, ostatecznie wykonał jeden z „najnowocześniejszych” gestów w historii Kościoła ostatnich stuleci i otworzył drogę do tego przyszłym papieżom.
Jego odwaga, by powiedzieć „dość”, budzi dziś podziw również u jego następcy. Podczas mojego spotkania z Franciszkiem z okazji święta Matki Bożej z Guadalupe papież powiedział, że prosi Boga o tę samą odwagę, na wypadek gdyby pewnego dnia znalazł się w okolicznościach, w których nie byłby w stanie dzierżyć steru Kościoła. Rok po śmierci Benedykta chciał przypomnieć nie tylko jego odwagę, ale także pokorę i mądrość. Powiedział, że odwiedzał go i czasami prosił o jego opinię na dany temat, a Benedykt odpowiadał z taką delikatnością i pokorą, iż Franciszek nawet nie odnosił wrażenia, że wskazuje mu taką, a nie inną drogę. Dla papieża Franciszka Benedykt był wielki. Jestem przekonana, że wszyscy możemy podzielić tę opinię.