Zapiski z wygnania dotykają duszy, budzą sumienie, bolą i zmuszają do refleksji. Są jak błoto nakładane przez Jezusa na oczy Bartymeusza. Adaptacja powieści Słomczyńskiego to z kolei kryminał pełną gębą, to jest: pokarm dla intelektu.
Mamy klasyczny model rodem z Agaty Christie – bogata posiadłość, zróżnicowane i przekrojowe społecznie towarzystwo, trup z nożem w plecach, detektyw, policjant i zagadka do rozwiązania. Rzecz jest właściwie skonstruowana, pisana wdzięcznie, lecz jako propozycja sceniczna ciekawa przede wszystkim z innych względów (bo po pewnej dozie kryminałów wszystkie zdają się na jedno kopyto, czyż nie?). Marek Bukowski proponuje nam bardzo atrakcyjną formę audiowizualną, głównie serwowaną przez tragicznie zmarłego świetnego operatora – Arkadiusza Tomiaka, którego jury festiwalowe doceniło nagrodą post mortem. Kadry są nasycone żywymi, intensywnymi kolorami (ale nie przesadzonymi), wnętrza skąpane są w półmroku i świetnie skomponowane z projekcją morza, a całość wieńczy horrorowa muzyka, która oscyluje gdzieś między niepokojącym fortepianem z Oczu szeroko zamkniętych Stanleya Kubricka a dystopijnym futuryzmem drugiej części Blade Runnera. Czapki z głów także za decyzję o obsadzeniu w roli policjanta śledczego Sebastiana Stankiewicza, znanego głównie z komedii i generalnie aktora bardzo komicznego. Tworzy to dysonans poznawczy i jestem pewien, że był to zabieg celowy – doceniam kreatywność.
Pomóż w rozwoju naszego portalu