Noc zmartwychwstania od dwóch tysięcy lat nadaje sens historii. Stając w obliczu tej wielkiej tajemnicy chrześcijaństwa wpatrujemy się w Chrystusa, dla którego tysiąclecia są jak „jedna noc”.
On, Zmartwychwstały, ciągle żyje w nas i wokół nas. „Niech łzy uwolnią cię od ciężaru trwogi... twoje łzy wkładam w te słowa: Światłość rozjaśnia twój strach” (Nelly Sachs, pisarka żydowska,
ciężko dotknięta przez los). Tekst prawdziwie wielkanocny! Możemy wypłakać nasze obawy, kłopoty i smutki. Nie musimy dusić w sobie różnych problemów dnia codziennego. Wolno nam zaśpiewać „Alleluja”
- mimo wszelkiego zła. Dokonało się bowiem Zmartwychwstanie. Ta noc nie jest jednak świętem samego Chrystusa. Tej nocy sprawa Jego śmierci i Jego życia była już nieodwołalnie związana ze sprawą
życia i śmierci każdego człowieka. „Naszą historię chciał uczynić swoją historią, ponieważ nasz grzech wziął na siebie, niósł go i ofiarował samego siebie, aby nasze grzechy wziąć na siebie... Niepojęta
zmiana, jakiej dokonał Chrystus, swojego losu na nasz, nie okazała się zamianą na niby: niewiele jest śmierci ludzkich, które byłyby straszniejsze od Jego śmierci. Jego grób przywalony ciężkim kamieniem
wyglądał tak samo jak każdy ludzki grób”. I tylko dlatego, że ta zamiana na losy została doprowadzona do końca, ta noc nie jest nocą ludzkiej żałoby.
Gdyby ten grób nie był pusty, chrześcijaństwo nie miałoby sensu. „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremna byłaby wiara nasza i próżne przepowiadanie”. Bramy piekła nie pokonały życia.
Królestwo Boże, królestwo życia chce być w nas i z nami, w domu pracy, w kinie, na ulicy. Ono stale wymyka się z ustalonego porządku tego świata. Jest jak kwas, który zakwasza całe ciasto. W tę Wielką
Noc, w pełnych wiosennego chłodu kościołach zabłysnął płomień paschału. Ale od niego zapłonęły setki i tysiące świec w rękach wiernych. Chrystus chciał, żeby świat rozpalił się płomieniem od tego ognia,
który On przyniósł na ziemię. Światło: przezwyciężenie lęku, radość.
Potem Zmartwychwstały ukazywał się tak zwyczajnie, że Maria Magdalena wzięła Go za ogrodnika. Spotkania te bywały też smutne. Szczególnie w drodze do Emaus. Okazało się wtedy, że niektórzy uczniowie
nic nie rozumieli z Jego nauki. A jednak zwrócił się do nich: do tych biedaków niepojętnych, sterroryzowanych, zrozpaczonych. Nie pokazał się ani Piłatowi, ani Herodowi, ani wielkim kapłanom. Nie ujrzeli
Go ich zausznicy, szpicle, fałszywi świadkowie, oprawcy. Któż inny odmówiłby sobie takiego triumfu, nasycenia oczu przerażeniem swoich wrogów? Jezus jednak tego nie zrobił. Oprawcy przerazili się pogłoską
o Jego zniknięciu, która obiegła miasto. Później jednak przeszli nad nią do porządku. On tymczasem przychodził do biednych, smutnych, pełnych nieśmiałej czy rozgoryczonej nadziei. W dzień Zmartwychwstania
powinniśmy być jak Maria Magdalena, która ze strachem patrzyła w ciemność grobu i nagle, poprzez przesłonę łez, poznała jasną postać. Jeśli ktoś otworzy się na tajemnicę Zmartwychwstania, będzie mógł
stopniowo wkraczać w światłość. Wiara w Zmartwychwstanie nim zawładnie, nawet wówczas, gdy nie będzie mógł dotknąć ani pochwycić Zmartwychwstałego. Czy naprawdę czujemy, czym jest Wielkanoc? To wydarzenie
zapowiada nam, że ani obawy, ani problemy i cierpienia, ani śmierć nie są argumentami przeciw życiu i jego sensowi. Poszukujemy, wierzymy i żyjemy nie po to, by umrzeć. Pełni nadziei kroczymy na czele,
ponieważ „On żyje i my też żyć będziemy” (J 14,19).
Pomóż w rozwoju naszego portalu