Reklama

Świadkowie Zmartwychwstałego

Niedziela przemyska 15/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Środa 24 marca powitała nas zimnem. Media ostrzegały kierowców przed drogami, które wskutek dużych opadów śniegu były nieprzejezdne. Kusiło zostać w domu. Na tablicy redakcyjnych informacji zapraszała jednak ulotka o uroczystościach w Markowej. Zdjęcie sześciorga dzieci z ojcem i matką z wyraźnym znamieniem stanu błogosławionego, nie pozwalało na zgodę na lenistwo.
Tak, sześćdziesiąt lat temu to się zdarzyło. Głęboką nocą. Nasi Czytelnicy już wiedzą o tym z artykułu Mateusza Szpytmy.
Zabraliśmy zatem z panem Mariuszem potrzebny sprzęt do radiowej transmisji, aparat, notatnik do zapisków i pojechaliśmy do Markowej. W gorączkowej atmosferze połączyliśmy sprzęt konieczny do transmisji i o 10.30 wyruszyła procesja na cmentarz. Przewodniczył jej abp Józef Michalik. Tłumy ludzi, wśród nich krewni Sług Bożych i mieszkańcy okolicznych miejscowości. Wśród kapłanów ks. infułat Stanisław Zygarowicz - postulator procesu beatyfikacyjnego. Przepycham się wśród licznych reporterów. Skromna mogiła z imionami rodziców i dzieci. Modlitwa dziękczynna za dar heroicznej miłości i za tych, którzy donieśli, i za Niemców, którzy dokonali tej haniebnej zbrodni.
Wracamy do świątyni. To już nie tłum, to wspólnota medytująca tamten dzień. Są wśród nich ci, którzy to wydarzenie pamiętają. O 11.00 rozpoczyna się Eucharystia. Harcerze, strażacy i ogrom ludzi. Homilię wygłasza Arcypasterz. Opiera się na kanwie Ewangelii mówiącej o wzburzeniu Żydów z powodu uzdrowienia w szabat, o prawie Bożym, o prawie, które jest największe - prawie miłości bliźniego. A potem łamiącym się głosem opowiada historię rodziny Ulmów - rodziny biednej, jakich wówczas w Markowej i w tych okolicach było wiele. Trzydziestodwuletnia Wiktoria mająca sześcioro dzieci z radością oczekiwała na narodziny kolejnego, siódmego potomka Ulmów. „Jak bardzo trzeba podziwiać taką rodzinę. Jej mąż, prosty chłop interesował się wieloma rzeczami. Hodował jedwabniki i skonstruował aparat fotograficzny. W waszych domach, wielu domach są zdjęcia, które on z pasją robił. Był członkiem katolickich organizacji młodzieżowych, to tam uczył się wiary i tę wiarę wzmacniał. Nie wiemy, kiedy to było. To Zwiastowanie, kiedy do ich domu, skromnego przecież, zapukali biedni Żydzi - pięciu mężczyzn z Łańcuta i i Goldmanowie z tutejszej miejscowości. Ośmiu ludzi przyjąć do domu, w którym się nie przelewało to już bohaterstwo. Ale przyjąć ośmiu ludzi, których obecność znaczyła godziny niepokoju o dekonspirację i śmierć - to był heroizm. Dziękujemy dziś za ten wzór rodziny. Dziś, kiedy kolejne lub nawet pierwsze dziecko może przyjść na świat jeżeli się dorobimy, kupimy kolejne telefony komórkowe, potem jeszcze coś i jeszcze...”.
Cisza. Długa cisza po homilii jest głośniejsza niż oklaski. W tę ciszę wkraczają słowa modlitwy wiernych. I jeszcze jedno jest w tej Eucharystii symptomatyczne - wielość wiernych przystępujących do Komunii św. Zapraszam w tym czasie do mikrofonu ks. prał. Józefa Bara. Jest niemal ziomkiem Markowej. Teraz jeździ tu, aby słuchać świadków tamtych wydarzeń. To trudne, ale jak mówi, to swoiste rekolekcje. „Nie mogę ujawniać szczegółów. Wiąże mnie tajemnica. Jedno co mogę powiedzieć: to męczeństwo nie było przypadkiem. To byli ludzie, którzy codzienną wiarą, życiem sakramentalnym gotowali się na tę chwilę”. Podobnie opowiadał wcześniej ks. Tadeusz Baj, prefekt Seminarium, który przygotowywał parafię na tę uroczystość.
Po Mszy św. procesjonalnie idziemy pod obelisk. Mur z czerwonej cegły. W otworach dziewięć zniczy-urn. Każda oznacza poszczególnego członka rodziny Ulmów. Przed murem stół. Wymowny symbol. Stół domowego ogniska, na którym łamie się chleb dla siebie i innych, i stół, na którym chleb staje się Ciałem Pana. Hymn narodowy. Słychać tylko powiew wiatru. Przejmująca cisza. Potem powitania i zaproszenie do odsłonięcia obelisku. Podchodzą członkowie komitetu organizacyjnego i bratankowie zamordowanych. Ci są szczególnie wzruszeni. Gdzieś tam w domu, duchowo, idzie teraz do tego miejsca pamięci żyjący jeszcze, ale chory brat Józefa. Powiedział: „Mieszkaliśmy daleko od domu, który zbudował Józek. Rano słyszeliśmy strzały. Ale nie byłem świadkiem tej tragedii”. Więcej nie chce mówić. Potem abp Józef Michalik święci obelisk. Rozpoczynają się przemówienia. Jest ich dużo. To, co zapamiętałem, to dygresja marszałka województwa podkarpackiego, który odchodząc od tekstu mówi: „Wybaczą Państwo, ale chcę wyrazić moje słowa zdziwienia, że na tę uroczystość nie przyjechał nikt z ambasady izraelskiej. Na końcu przemawia Abraham, Żyd uratowany przez jedną z innych rodzin. Swoim zaśpiewnym głosem, ten od lat mieszkaniec Ziemi Świętej mówi: „Ja tego nigdy nie zapomnę, ja jestem waszym dłużnikiem”. Płacze. Opowiada jak pani Cesia, u której zatrudnił się jako pastuch, dała mu różaniec i książeczkę do nabożeństwa. Nie umiał odmawiać Różańca, więc go nie brał ze sobą do kościoła. I ona już wtedy, jak zaznacza, poznała, że ja jestem Żydem. Ale mnie nie wypędziła. Ona już nie żyje. Ale ten różaniec leży u niej w domu.
Wzruszenie wyłącza mnie z uroczystości. Codziennie w kilku wiadomościach, w prasie czytam wieści o ludzkich dramatach. I przypominają mi się słowa kogoś, kto powiedział: „Jedna śmierć to tragedia, tysiąc śmierci to statystyka”. Ten płaczący Żyd jest żywym potwierdzeniem tej prawdy. On jeden to cały świat. To on może cieszyć się życiem, którego by nie było, gdyby pani Cesia go przepędziła. Tak, te dziewięć urn to przypomnienie jak skomplikowane są ludzkie losy. Z Jedwabnego zrobiliśmy sprawę polityczną i spektakularny spektakl. Do Markowej przyjechał tylko ten jeden Żyd, nie było nikogo z kancelarii prezydenta, nie było przedstawicieli ambasady Izraela. A i dopiszmy to dla tych, którzy tekstu pana Szpytmy nie czytali. Ulmowie, ośmioosobowa rodzina, przyjęli pod swój dach ośmiu Żydów - pięciu mężczyzn z Łańcuta oraz sąsiadów - Genię z siostrą Gołdą i jej małą córeczką. Nikt nie wie, kiedy ten akt odwagi się dokonał. Ile miesięcy mieszkali pod jednym dachem. Nikt nie wie, no może nikt, kto powiedział o tym Niemcom. Podobno ktoś chciał o tym powiedzieć poprzedniemu proboszczowi, ale ten nie chciał. I pewnie słusznie. Tak sobie myślę, że może wśród zebranych są i ci, którzy mają dziś swoją Golgotę pamięci tamtej zdrady. Znowu słyszę głos Abrahama: „Panie Michalik, przepraszam, ja nie wiem jak się do takich wielkich ludzi mówi, ale ja bardzo dziękuję za to, że (aha biskup) przyjechał tu dzisiaj i że ja mogę tu być. Gdybyście kiedyś byli w Ziemi Świętej to tylko powiedzcie, że byliście w Markowej i będziecie moimi gośćmi”. Potem, nie kryjąc wzruszenia on, Żyd, całuje w rękę Arcybiskupa. Rozlega się huragan braw. Myśli się mieszają. To wielka polityka dzieli ludzi. Każdy uratowany człowiek jest radością ludzkości, każdy kto zabija jest tej ludzkości zmorą, każdy, który jak ci, co zdradzili dobroć Ulmów, jest tej ludzkości niezasklepioną raną.
Uroczystości dobiegają końca. Jeszcze program przygotowany przez młodzież, ale zostaję przy obelisku. Myślę o tej nocy 24 marca sześćdziesiąt lat temu. Niemcy poinformowani, że Ulmowie przechowują Żydów, dobrze napici wyjechali z Łańcuta po północy. Była wiosenna, ciemna noc, kiedy wtargnęli do domu Ulmów. Najpierw na mroźne, nocne powietrze wyciągnęli przechowywanych Żydów. Ich krzyk obudził dzieci - Stasia, Basię, Władzia, Franusia, Antosia, Marysię. Jeszcze nie wiedzieli co się dzieje - najstarsze miało osiem lat. Józef z Wiktorią już wiedzieli. Potem kolejne dwa strzały zabiły ich właśnie. A potem...
Idziemy z panem Mariuszem na cmentarz. Chcemy jeszcze raz zrobić zdjęcie. Dla pewności. Przy grobie starsza kobieta.
- Panowie może z jakiejś redakcji?
- Tak, z Niedzieli.
- A, wiem czytam. Ja pamiętam tamtą noc. Nie widziałam, ale słyszałam. Najbardziej było przerażające to, jak zastrzelili rodziców. Na całą wieś słychać pewnie było to, co ja słyszę do dzisiejszych dni - wołanie i płacz dzieci. Coraz cichsze. Tak, za każdym razem, kiedy rozlegał się strzał, wołania były cichsze, bo ich już ubywało. Aż wreszcie umilkły.
Wracamy. Myślę o tym, że nie umilkły. Na drugi dzień, kiedy Niemcy po zrabowaniu dobytku odjechali, ludzie chcieli godnie pochować swoich rodaków. Z byle jak zasypanej mogiły wyjmowali ciała Żydów i Ulmów. Kiedy odgrzebano Wiktorię, wraz nią ujrzało światło dzienne, martwe, w połowie wysunięte z łona matki jej siódme dziecko. Niemcy już tego krzyku nie słyszeli. Wtedy pijani nienawiścią i alkoholem wołali na całą Markową: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.
Nie giną. Żyli i żyją w pamięci rodaków. Ich ofiara nie poszła w zapomnienie. Być może wolą Kościoła zostaną zaliczeni w poczet Błogosławionych, by stać się patronami polskich rodzin - nowych polskich rodzin, w których macierzyństwo i gościnność są największą wartością.
Musimy odjeżdżać. Proboszcz ks. Stanisław Leja na pożegnanie daje cały plik obrazków Sług Bożych. Już dziś ich nie mam, rozdałem rodzinom. Jeśli, Drodzy Czytelnicy, coś złego dzieje się w Waszych rodzinach, jedźcie na cmentarz do Markowej. Weźcie do torebek i portfeli obrazki rodziny Ulmów. Cud się zdarzy, cuda się będą działy nad ich grobem. Nie po to Bóg sprawił, że wśród wielu podobnych tragedii przetrwała ta pamięć - Oni wraz z wieloma innymi rodzinami, które przeżyły podobną hekatombę, będą za Waszymi rodzinami orędować w niebie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego pod kościół św. Jana Pawła II w Villaricca

2024-05-01 15:49

[ TEMATY ]

Włochy

św. Jan Paweł II

Portret Jana Pawła II (aut. Zbigniew Kotyłło), fot. wikimedia / CC BY-SA 3.0

We Włoszech powstaje nowy kościół dedykowany św. Janowi Pawłowi II i kompleks parafialny pod wezwaniem polskiego Papieża. We wtorek 30 kwietnia w Villaricca w diecezji Neapolu poświęcono i położono kamień węgielny pod nową świątynię.

W skład nowego kompleksu parafialnego wejdą: sala liturgiczna, kaplica, muzeum poświęcone św. Janowi Pawłowi II, plac kościelny, sale katechetyczne, a także amfiteatr na świeżym powietrzu, sala wielofunkcyjna (teatr), place zabaw, tereny zielone i miejsca parkingowe, służące również miejscowej szkole. Inicjatywa jest swoistym wotum wdzięczności emerytowanego metropolity Neapolu kard. Crescenzio Sepe, wieloletniego współpracownika św. Jana Pawła II.

CZYTAJ DALEJ

Nakazane święta kościelne w 2024 roku

[ TEMATY ]

Nakazane święta kościelne

Karol Porwich/Niedziela

Publikujemy kalendarz uroczystości i świąt kościelnych w 2024 roku.

Wśród licznych świąt kościelnych można wyróżnić święta nakazane, czyli dni w które wierni zobowiązani są od uczestnictwa we Mszy świętej oraz do powstrzymywania się od prac niekoniecznych. Lista świąt nakazanych regulowana jest przez Kodeks Prawa Kanonicznego. Oprócz nich wierni zobowiązani są do uczestnictwa we Mszy w każdą niedzielę.

CZYTAJ DALEJ

Matko Serdeczna, módl się za nami...

2024-05-02 20:37

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Karol Porwich/Niedziela

Zasłuchani w „Polską litanię” ks. Jana Twardowskiego zatrzymamy się w stolicy diecezji sandomierskiej ze świadomością, że na jej terenie jest jeszcze kilka innych sanktuariów maryjnych.

Rozważanie 3

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję