Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę, Gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, twój naród będzie moim narodem, A twój Bóg będzie moim Bogiem. Gdzie ty umrzesz, tam ja umrę i tam będę pogrzebana.
Niech mi Pan to uczyni i tamto dorzuci,
Jeśli coś innego niż śmierć
Oddzieli mnie od ciebie
(Rt 1, 16-17)
Są ludzie, nad życiem których szczególnie warto się pochylić, by przemyśleć, jaki jest jego sens, by dziękować Bogu za to, że postawił takie osoby na naszej drodze. Do nich należy Kasia i Paweł, młode
małżeństwo (28 i 29 lat), które niedawno zginęło w wypadku samochodowym.
Poznali się w szkole średniej. Po jakimś czasie zrodziła się między nimi przyjaźń, razem studiowali anglistykę, a w 1998 r. pobrali się. Wówczas to Kasia w liturgii Słowa przeczytała wobec Pawła
słowa z Księgi Rut przytoczone wyżej. Kasia nieraz powtarzała, że Paweł jest jej najlepszym przyjacielem i ich wielkim pragnieniem było to, by mogli odejść razem z tego świata. I Bóg z czasem odpowiedział
na to pragnienie...
Ich małżeńskie życie było bardzo bogate. Jak powiedział biskup lubelski Artur Miziński w homilii wygłoszonej do licznie zgromadzonych na ich pogrzebie, „ich życie wyglądało tak, jakby się gdzieś
śpieszyli”. Jeszcze zanim się pobrali, należeli do wspólnoty Młodzieży Franciszkańskiej w Lublinie. Po kilku latach przeszli do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich i pół roku temu, 6 stycznia, złożyli
w nim profesję wieczystą. Spotykali się też ze wspólnotą Oazy Rodzin. Po ukończeniu studium życia w rodzinie prowadzili kursy przygotowawcze dla narzeczonych. Związani byli też z rodzinami zainteresowanymi
adopcją dzieci. Sami bardzo pragnęli mieć własne potomstwo, ale Kasi, mimo usilnych starań, nie udawało się zajść w ciążę. Poprzez cierpienie związane z tym faktem zrozumiała, że posiadanie dziecka nie
może być samo w sobie celem. To Bóg jest jedynym celem i sensem życia człowieka. Małżonkowie postanowili wówczas adoptować dziecko. W ich domu miłość rodzicielską znalazła Hania. Niedługo potem Kasia
dowiedziała się, że jest chora na raka. Przeszła operację, leczenie. Wspólnota i znajomi otaczali ją nieustanną modlitwą. I po chorobie nie zostało ani śladu... prócz dziękczynienia. Radość ta wzrosła,
gdy ich dom powiększył się o kolejne 2 osoby. Tym razem ich płodna miłość przyjęła do swojego domu dwóch bliźniaków. Chłopcy byli wcześniakami, ale ich nowi rodzice nie bali się trudu związanego z wychowaniem
maluchów. Jako że Paweł był miłośnikiem zarówno duchowości franciszkańskiej, jak i ignacjańskiej, chłopcy otrzymali na imię Franio i Ignaś. Chrzest odbył się na św. Ignacego - 2 tygodnie przed śmiercią.
Niedługo cieszyli się swymi maleństwami. Zdążyli jednak uporządkować swoje życie naukowe - Kasia w czerwcu obroniła doktorat. Dzień przed tragedią spotkali się, jak co tydzień, na kręgu biblijnym
ze wspólnotą FZŚ i jakby na pożegnanie zrobili sobie razem zdjęcie. Wybierali się do Asyżu, więc chcieli zabrać spisane na kartkach intencje do św. Franciszka... No i zabrali, bo przecież są teraz bliżej
tego Świętego niż kiedykolwiek. Dzieci, które przeżyły w wypadku, trafiły do rodzin Kasi i Pawła.
Nie pozostaje nic innego, jak zaufać, że Pan Bóg wie, co robi i powołał ich do Siebie w najlepszym momencie ich życia. Zerwał dojrzały owoc. Po ludzku cisną się łzy i pytanie: dlaczego? Przecież mogli
uczynić jeszcze tyle dobra na ziemi, choćby wychować swoje pociechy. Biskup Artur zachęcał do wiary w to, że widocznie ofiara ich życia jest dużo więcej warta przed Bogiem niż to, czego mogliby dokonać,
żyjąc na ziemi. Mamy teraz orędowników w niebie, bo wierzymy, że oglądają już Jego Oblicze. Nosimy w sercu nadzieję, że jest im dobrze w niebie, że uśmiechają się do nas, że z czułością patrzą na swoje
dzieci ufni w dobroć Boga, który nie pozwoli, by stało się coś złego któremuś z nich. A nam pozostaje przechowywać z miłością pamięć o nich i naśladować tych „misjonarzy na miarę XXI wieku”,
jak określił ich Biskup.
Pomóż w rozwoju naszego portalu