Reklama
Na pewnym forum internetowym ktoś napisał: „Jeśli Bóg jest bardzo mądry i bardzo dobry, to przecież jest bez sensu, żeby od ludzi wymagał takiego umęczenia, straty czasu. Jeśli zaś jednak wymaga
tego w zamian dając wstęp do nieba, to znaczy, że jest bardzo niedobry i oczekuje, żeby ludzie poniżali się przed nim”. Nie mogłem się zgodzić z tą opinią i wziąłem udział w dyskusji. Ale żeby to
zrobić, po raz kolejny pomyślałem - dlaczego chodzę na Jasną Górę? Dlaczego my, Polacy chodzimy?
„Idę po raz pierwszy, żeby podziękować za wszystkie łaski, których doznałam” - mówiła ze łzami w oczach kobieta w średnim wieku. „Rok temu zaręczyliśmy się, w tym roku na Jasnej
Górze wzięliśmy ślub. Przyszliśmy podziękować za dobro, które zdarzyło się w naszym życiu” - opowiadała para na Jasnogórskich Błoniach. „Ja po prostu ładuję duchowe akumulatory. Pielgrzymka
i Taizé to dwa wakacyjne wydarzenia, które bardzo mnie dopingują” - twierdziła studentka dźwigając plecak do Domu Pielgrzyma.
Czy idziemy na Jasną Górę, żeby dostać się do nieba? Nawet, gdyby taka była nasza pierwotna intencja, to w pielgrzymce zrozumiemy, że owszem pątniczy trud może się „przydać”, ale nie jest
on wystarczający. Choćby w przeddzień wejścia na Jasną Górę, w jednej z grup młodzieżowych ksiądz właśnie o tym mówił - nawet prawdziwa i wielka pobożność nie wystarczy, jeśli człowiek zapomina,
że powinien „uczciwie wypełniać zadanie, jakim jest życie tu na ziemi”. Nasze intencje można zrozumieć, dobrze wsłuchując się w prośby, jakie na małych karteczkach przekazują pielgrzymi do
osób prowadzących Różaniec. Zazwyczaj są to modlitwy dotyczące innych np.: sąsiad modli się o zdrowie sąsiadki, syn - matki; młoda dziewczyna prosi o dobrego męża; młode małżeństwo, które straciło
dziecko prosi o dar poczęcia kolejnego itd. Idziemy też w pielgrzymce, żeby podziękować Bogu za pośrednictwem Maryi za dobra, których doświadczyliśmy.
Część osób idzie również dlatego, że jest to doskonały sposób na spędzenie wolnego czasu - forma taniego obozu wędrownego pozbawionego wprawdzie atrakcji typowo turystycznych, ale zapewniającego
towarzystwo wielu równolatków. Ci ludzie mają swoje życie, swoje przyzwyczajenia i podczas pielgrzymek specjalnie tego nie zmieniają. Ale czy to oznacza, że nie powinni chodzić na pielgrzymkę? Powinni.
Przecież do nich również trafiają słowa konferencji i udziela się im duch pielgrzymki. I nie oni decydują (także liczbowo) o obliczu pielgrzymowania.
Dzień pielgrzyma
Jak wygląda dzień na pielgrzymce (oczywiście przy założeniu, że pielgrzym przestrzega regulaminu)?
1. Pobudka jest dość wcześnie - ok. godz. 6.00 (czwartego dnia jeszcze wcześniej). Szybka toaleta, uzależniona od warunków noclegowych. Pakowanie bagażu zasadnicznego, wędrówka do miejsca, w
którym należy go złożyć, a potem Msza św. Śniadanie (u gospodarzy albo na trawie). Nie ma problemu z kupieniem herbaty albo kawy. Za darmo można dostać połówkę albo ćwiartkę pokrojonego chleba. Potem
krótka modlitwa na powitanie dnia i w drogę. Pierwszy odcinek ma od 8 do 11 km.
Codziennie trzeba przejść ok. 30 km.
2. Co się dzieje w drodze? Grupy większość czasu spędzają na śpiewaniu pieśni i piosenek religijnych. Gros stanowią energiczne, rytmiczne utwory, które pomagają w marszu. Dużo jest modlitwy -
zwykle jest to: Różaniec, czasem Droga Krzyżowa, Brewiarz, litanie oraz Godzinki. Jeśli ktoś ma ochotę i siłę, może trochę pomóc np. dźwigając tubę z nagłośnieniem albo pchając wózek z tymże. Na niektórych
odcinkach pojawiają się osoby, które mają coś do powiedzenia, np. o duchowej adopcji, uzależnieniach, misjach czy szkaplerzu. Są również homilie. Trzeba słuchać służb ruchu, które czasem nazbyt zdecydowanie
przywołują do porządku (czyli trzymania się grupy i nie wychodzenia poza środek jezdni).
3. Na trasie jest kilka postojów - kilkudziesięciominutowych. W trakcie których można przede wszystkim odpocząć, pójść do punktu sanitarnego, napić się kawy zbożowej lub mięty (za darmo i wyśmienitej!),
w środku dnia zjeść zupę (talerz za 1,50 zł). Dla niedomagających jest specjalny autobus.
4. Późnym popołudniem grupy docierają do miejscowości, w której zaplanowany jest nocleg. Tutaj należy zorganizować sobie nocleg lub poprosić o pomoc kierownika grupy. Można również skorzystać z noclegu
pod namiotem. Pątnicy odbierają bagaż z wiozącego go samochodu i udają się na nocleg. Wieczorem wszyscy uczestniczą w nabożeństwie (np. pierwszego dnia pokutne - wspaniałe przeżycie). Po modlitwie
zasłużony wypoczynek. Śpi się zwykle krócej niż potrzeba. Następnego dnia - patrz punkt 1.
Finał
Po czterech dniach docieramy na Jasną Górę. Przed południem jest Kokawa - Górka Przeprośna. Miejsce, z którego kiedyś - jeszcze kilka lat temu - widać było Jasnogórski Szczyt. Teraz
zasłaniają go drzewa. Ale nieodmiennie to tutaj po raz pierwszy witamy Matkę Bożą. I tutaj się przepraszamy.
Na kilka kilometrów przed wejściem na Jasną Górę grupy „puchną” - dojeżdżają z Łodzi ci, którzy nie mogli iść przez całą trasę, ozdrowieńcy opuszczają autobus dla niedomagających.
Animatorzy muzyczni przygotowują energiczny repertuar.
W tym roku Częstochowa powitała nas niespodzianką - droga przez miasto jest krótsza niż w minionych latach.
Szczyt. Każda grupa wchodzi inaczej, ale każda robi to w bardzo radosny sposób - są np. białe stroje, balony, powiewające chusty, młodzi małżonkowie, wypuszczane gołębie. Większość grup przed
figurą Matki Bożej na Jasnogórskich Błoniach pada na ziemię i leżąc krzyżem dziękuje Bogu za łaski.
Na wałach pielgrzymów z archidiecezji łódzkiej wita ordynariusz abp Władysław Ziółek, który nie zapomina o grupie duchowej - największej, choć fizycznie nieobecnej. „Ci ludzie z różnych
przyczyn nie mogli iść na Jasną Górę, ale przez duchową łączność z pątnikami również ofiarują swoją modlitwę w tych wszystkich intencjach, które przynosimy do stóp Matki Bożej” - wyraża swoje
uznanie Metropolita Łódzki.
Tego dnia jest Msza św. sprawowana na wałach przez abp. Władysława Ziółka, a potem dwa dni na Jasnej Górze i z powrotem do domu. „W drodze powrotnej pielgrzymka ma już inny charakter. Są to
bardziej kameralne rekolekcje w drodze” - mówi kierownik pielgrzymki ks. Paweł Pęczek. Bardziej kameralne, bo wraca 600 osób, ubywa też grup. A szkoda, bo przecież łódzka pielgrzymka jest
jedną z niewielu wracających pieszo.
„Stan liczebny odradza się podczas pogodnego wieczoru w Dłutowie. Ostatniego dnia też jest nas nieco więcej” - uśmiecha się ks. Pęczek. Tegoroczny wieczór był bardzo udany -
zaprezentowały się wszystkie grupy (z wyjątkiem akademickiej dziesiątki), zagrała formacja CDN.
Pielgrzymka nr 79 przeszła już do historii. W każdą ostatnią niedzielę miesiąca można sobie o niej przypomnieć, bowiem o godz. 18.00 w sanktuarium Matki Boskiej Zwycięskiej odprawiana jest Msza św.
w intencjach pielgrzymów - także duchowych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu