Tradycyjnie rozpoczęliśmy naszą pielgrzymkę od Mszy św. W kościele pw. św. Antoniego w Toruniu Eucharystię sprawowało sześciu kapłanów, uczestników pielgrzymki: ks. prał. Andrzej Wawrzyniak, ks. kan.
Leon Ulatowski, ks. kan. Janusz Majewski, ks. kan. Stanisław Majkowski, ks. Wojciech Miszewski i ks. Dariusz Żurański.
Kiedy wyruszyliśmy w długą drogę do Rygi, wielu z nas zadawało sobie (i organizatorom) pytania na temat bezpieczeństwa podróży, możliwości codziennego sprawowania Mszy św., wiarygodności pośredników,
hoteli itp. Jechaliśmy na Wschód z ciekawością, ale również z obawami. Na szczęście, okazały się one nieuzasadnione, a owoce tego wyjazdu - pożyteczne i wielce interesujące.
Wyruszyliśmy w długą drogę do Rygi. Pierwsze z nią spotkanie to panorama starego miasta z nabrzeża rzeki Dźwiny. Już z daleka dostrzegliśmy wieżę telewizyjną, która kształtem przypomina paryską wieżę
Eiffla, kolejno zaczęły wyłaniać się kościelne wieże św. Piotra i katedry, a w końcu pomnik wolności. Jest on symbolem Rygi i przedstawia wyniosłą postać kobiety z wysoko wyciągniętymi rękoma, podtrzymującymi
3 gwiazdy. Nadchodziła jednak noc. Na zwiedzanie miasta trzeba było poczekać do następnego dnia. Po sutej kolacji i noclegu w wygodnym hotelu poznajemy historię miasta oraz jego urokliwą starówkę.
Ryga została założona w 1201 r. jako punkt oparcia dla niemieckiego podboju Inflant. Od XIII w. była członkiem Hanzy, dzięki czemu bogaciła się. Powstawały gildie kupieckie, kościoły, zamek obronny
i kamienice kupców, m.in. „trzej bracia”. Na przestrzeni dziejów wiele historycznych budowli uległo zniszczeniu, ale systematycznie je odbudowano, np. ratusz czy dom Bractwa Czarnogłowych.
Bractwo to skupiało w swoich szeregach wyłącznie majętnych kawalerów. Uważali oni, że kobieta, co prawda, może uczynić mężczyznę milionerem, ale tylko wówczas, gdy wcześniej był on... miliarderem.
Funkcje katedry katolickiej w Rydze pełni kościół św. Jakuba. Jest on jedną z niewielu świątyń rzymskokatolickich w stolicy Łotwy. Wynika to z faktu, że ludność tego kraju w dużej części jest protestancka.
Niechętnie żegnamy Rygę, ale czas w drogę, ponieważ tego samego dnia musimy dojechać do Tallina. Stolica Estonii skupia 1/3 część populacji kraju. Gdyby proporcje te odnieść do Polski - Warszawa
musiałaby liczyć ok. 15 mln mieszkańców. Z trzech krajów nadbałtyckich Estonia jest najmniejsza pod względem powierzchni i najmniej zaludniona. W czasach przynależności do ZSRR, podobnie jak Łotwa, osiągnęła
względnie wysoki poziom rozwoju gospodarczego. Kraje te mają też podobną historię. Powstały na obszarze znanym pod nazwą Inflanty (łac. Livonia). Rozwojowi tych ziem sprzyjało położenie na wielkim szlaku
handlowym łączącym Skandynawię z Rusią i Morzem Czarnym. Historia nie obeszła się z nimi łaskawie. Rywalizacja ówczesnych mocarstw, wojny, podziały polityczne spowodowały migracje, mozaikę wyznaniową
i mentalną ludności (Estończycy stanowią 65% ludności swojego kraju, a i w swojej stolicy są mniejszością narodową). W Tallinie funkcjonują różne kościoły m.in.: protestanckie, katolickie, unickie, cerkwie
prawosławne. Ciekawe jest położenie miasta. W panoramie Tallina dostrzegamy najpierw tzw. miasto górne, u stóp którego leży miasto dolne. Ulice, które łączą obie części, nazwano dowcipnie „Krótka
noga” i „Długa noga”. Z tarasów widokowych górnego miasta obserwować można układ ulic, dachy kamienic, kościołów, ale również wody Zatoki Fińskiej. Tallin jest dużym portem i leży w
niedalekiej odległości od Helsinek. Wygodnymi promami przybywa tu wielu Finów, Szwedów, Niemców. Turystyka staje się ważnym źródłem dochodu narodowego Estonii. Zwiedzanie Tallina zaczynamy od Wzgórza
Toompea, na którym w 1227 r. został wzniesiony zamek dla Zakonu Kawalerów Mieczowych. Zadziwia nas jego harmonijna sylwetka, a zwłaszcza wieża o nazwie „Długi Herman”. Na wspomnianym
wzgórzu znajduje się m.in. również okazała cerkiew Aleksandra Newskiego. Ozdobą dolnego miasta są historyczne budowle, a wśród nich ratusz, kościoły św. Olafa i św. Mikołaja, stara apteka i studnia, które
niemal pamiętają pierwszych mieszkańców miasta. Poza tym domy gildii i Czarnogłowych, kamienice o nazwie „Trzy siostry”. Kończymy spacer w sąsiedztwie wieży o nazwie „Gruba Małgorzata”,
zgrabnie wkomponowanej w stare mury miejskie, opasujące starówkę. Naszą przewodniczkę żegnamy w porze obiadu. Ze wszystkich możliwych ogródków gastronomicznych dobiegają do nas zapachy pieczonego mięsa,
grillowanej ryby, aromatycznych ziół. Tallin bez wątpienia nie ma nic z nastroju radzieckiego miasta. Ludzie są pogodni, sprzedawcy powszechnie mówią językiem angielskim, wystawy sklepowe wykonane z dużym
smakiem artystycznym. Nigdzie nie widzimy żebraków. Zbieramy się do wyjazdu. Jakby na pożegnanie młodzi ludzie, ubrani w historyczne stroje, częstują nas orzechami prażonymi w miodzie - na osłodę
przed długą drogą do Sankt Petersburga. Panorama tej drogi to niemal idealna równina. Pola uprawne (głównie zboża), łąki albo tereny podmokłe. Mało drzew, które na tej szerokości geograficznej powoli
ustępują miejsca krzewom. Często pada, temperatury w ciągu dnia oscylują wokół 20o C, ale dzień jest dłuższy niż w Polsce. Niestety, białe noce już minęły. Na tych szerokościach geograficznych zjawisko
to występuje w całej krasie od 11 maja do końca lipca. Słońce chowa się wówczas za horyzontem zaledwie na dwie godziny i to tak blisko, że o godz. 2.00 w nocy można już czytać bez sztucznego oświetlenia.
cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu