Reklama
W 1988 r. w uroczystość Wszystkich Świętych, po raz pierwszy od czasu niewoli ks. Peszkowski udał się do Katynia i Kozielska. Jak sam przyznaje było to przeżycie nieprawdopodobne. W czasie pobytu
w miejscach kaźni, wspominał swoich kolegów, przyjaciół oraz modlił się za ich dusze. Po powrocie napisał: „Wracamy umocnieni tym spotkaniem, które nie kończy się - pozostaje na zawsze”.
Urodził się 23 sierpnia 1918 r. w Sanoku. Tam też ukończył gimnazjum i liceum. - Jan Paweł II bardzo często mówił o tym jak wiele dla niego znaczą Wadowice. Natomiast ja zadawałem
sobie pytanie, czym dla mnie jest Sanok - opowiada ks. Peszkowski. - Kiedy dostałem zaproszenie na kolejną rocznicę zdanej matury, postanowiłem wrócić do rodzinnego miasta. Było to dla mnie
coś pięknego - dodaje.
Swoją karierę wojskową rozpoczął w 1938 r., kiedy to trafił do elitarnej podchorążówki w Grudziądzu. Stamtąd dostał przydział do 20. Pułku Ułanów Jana Sobieskiego.
- Pamiętam straszliwe manewry w Kolbuszowej koło naszego pułku; w pewnym momencie przerwano je, a mnie kazano przyprowadzić rekrutów, których po przygotowaniu wysyłano do pułku. Dzięki temu
zostałem z batalionem zapasowym, przygotowującym nowych ułanów na wojnę - opowiada ks. Peszkowski - Pamiętam także żurawiejkę naszego pułku „Nie masz pana nad ułana, nad ułana króla
Jana”.
Zdzisław Peszkowski dostał się do niewoli 20 września 1939 r., czyli trzy dni po agresji sowieckiej na ziemie polskie. - Niestety zostaliśmy okrążeni przez wroga. Złożyliśmy broń, jednak
zrobiliśmy to tak, żeby nikt nie mógł już jej użyć - wspomina ks. Peszkowski, którego oddział został okrążony przez Sowietów w Pomorzanach. Wtedy dwudziestojednoletni Zdzisław Peszkowski wraz ze
swoim przyjacielem ze szkolnej ławki sanockiego gimnazjum - Julianem Bakoniem - trafił do obozu w Kozielsku.
- Niestety Julek nie ocalał. Został podobnie jak 4,5 tysiąca innych polskich oficerów, rozstrzelany w Lesie Katyńskim. „Myślałem, że wyjdzie na wolność wcześniej niż ja...” -
pisał długo po tych wydarzeniach ks. Peszkowski.
Szokująca wiadomość
Reklama
21 sierpnia 1941 r. nastąpiła amnestia polskich jeńców wojennych. - Pamiętam spotkanie z gen. Andersem, dopiero co zwolnionym z więzienia. Było to 25 sierpnia. Powiedział on wtedy do wszystkich
zebranych: „Jesteście trzonem polskiej armii”. Te słowa znaczyły dla nas bardzo wiele, dla nas, którzy tyle czasu cierpieliśmy w niewoli. Jednak dużo ważniejsze było to, co się stało z naszymi
kolegami. Dopytywaliśmy się, gdzie oni są, gdzie ich wywieziono. Nie dostaliśmy niestety odpowiedzi, ale po raz pierwszy poczuliśmy strach, że mogli oni zginąć - mówi ks. Zdzisław. Praktycznie nie
wiedzieliśmy nic, co się stało z naszymi kolegami z Kozielska.
Wiadomość o losie kolegów „spadła” na ocalałych w czasie wędrówki przez Irak. 13 kwietnia 1943 r. o godz. 15.00 czasu nowojorskiego, radio w Berlinie poinformowało: „Ze Smoleńska
donoszą, że miejscowa ludność wskazała władzom niemieckim miejsce tajnych egzekucji masowych, wykonywanych przez bolszewików”. Podano także wtedy, że zamordowano tam 10 tys. polskich obywateli.
W tym czasie Zdzisław Peszkowski - wachmistrz podchorąży dowódca plutonu czołgów I rzutu - przedzierał się przez Irak. Prowadził wtedy regularne notatki, coś w rodzaju pamiętnika (obecnie
zostały one wydane jako Zapiski wojenne z Iraku). Pod datą wyemitowania tej tragicznej wiadomości napisał: „Wprost wierzyć mi się nie chce i nie może pomieścić się w głowie, by oni mogli nie żyć.
Tylu było tak kochanych i bliskich. Boże to chyba niemożliwe (...) Ile łask Bóg nam zesłał, że żyjemy i tu wśród atmosfery przyjaznej możemy coś z siebie dać dla Polski. Boże, Boże (...). Straszne to
jest i o pomstę do nieba woła”.
- Pamiętam jeszcze, że kiedy byliśmy w Kozielsku wraz z kolegami denerwowaliśmy się, że nie zabierają nas, a innych - przyznaje. Jednak to właśnie dzięki temu, że byliśmy ostatni, ocaleliśmy.
Było nas 250. Dojechaliśmy transportem do Katynia, a potem przesunięto nas na inny i pojechaliśmy do Pawliszczew Boru. Wtedy dowiedzieliśmy się, że były także inne obozy w Ostaszkowie i Starobielsku -
wspomina.
Jednak Bóg opiekował się Zdzisławem Peszkowskim od początku. Jak sam przyznaje, mógł zginąć już we wrześniu 1939 r. - Było to związane z moim pierwszym przeżyciem wojennym. Wjechałem na
koniu do Łańcuta i wtedy jakieś czterdzieści kroków ode mnie wybuchła bomba. Następna upadła niemal przede mną. Na szczęście był to niewypał, dzięki temu przeżyłem - opowiada ks. Zdzisław.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Młodzi, potrzebujący wsparcia
Reklama
W armii Andersa, ks. Peszkowski starał się pomagać młodym ludziom, którzy tyle wycierpieli w niewoli sowieckiej. - W czasie wędrówki armii Andersa okazało się, że jest potrzebny ktoś, kto będzie
leczył rany tych młodych łudzi. Bo każdy człowiek, który przeszedł przez Golgotę Wschodu jest tak strasznie poraniony, że nawet ciężko to sobie wyobrazić - mówi ks. Zdzisław. - Dlatego w każdej
wolnej chwili starałem się pomóc tej młodzieży żyć normalnie.
Ta chęć pomocy młodym, poszkodowanym przez wojnę ludziom spowodowała, że ks. Peszkowski zaczął budować struktury harcerstwa w różnych częściach świata - w Iranie, Iraku, a także w Indiach, gdzie
był wizytatorem wychowania. Był też naczelnym kapelanem Związku Harcerstwa Polskiego poza granicami kraju. Na temat harcerstwa napisał wiele książek, które miały pomagać wychowawcom w odpowiednim podejściu
do młodzieży. Sam swoją karierę harcerską rozpoczął 1 listopada 1928 r., kiedy to złożył przysięgę harcerską przy Krzyżu Powstańców z 1863 r.
Z I Pułkiem Ułanów Krechowieckich, wchodzącym w skład Armii Polskiej przeszedł szlak wojenny wiodący przez Rosję, Iran, Palestynę, Irak, Egipt, Indie, Syrię, Liban, kończąc na Anglii. To właśnie na
Wyspach Brytyjskich nastąpiła ostateczna demobilizacja polskiej armii. - Pamiętam, że pytano mnie wtedy, co będę teraz robił? Odpowiedziałem, że podróżowanie już mi się znudziło i chcę iść na uniwersytet.
Jednak interesowały mnie tylko dwie uczelnie Cambridge i Oxford - przyznaje nasz bohater. - Znajomy mówił mi, że nie mam szans tam się dostać, ponieważ jego syn, mimo że był jednym z najzdolniejszych
uczniów, nie dostał się tam. Mnie jednak się udało. Zostałem studentem Oxfordu - przyznaje. Później ks. Peszkowski studiował jeszcze w Polskim Seminarium w Orchard Lake, na uniwersytecie Winsconsin,
uniwersytecie w Detroit oraz w Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie, W czasie swoich studiów uzyskał tytuł doktora filozofii oraz stopień magistra teologii.
Wymodlony duchowny
Jak sam przyznaje służba Boża była jego przeznaczeniem. - Kiedy pojechałem do Lourdes, bardzo długo modliłem się do Matki Bożej o to, abym był księdzem. Udało się, moje modlitwy zostały wysłuchane
- przyznaje ks. Zdzisław. Święcenia kapłańskie przyjął w 1954 r., który przez papieża Piusa XII został ogłoszony Rokiem Maryjnym.
Miłość do Matki Bożej ogarnęła całe jego życie. W 1973 r. z jego inicjatywy w większości kościołów w Polsce zaczęto umieszczać kopie Milenijnego Aktu Oddania Polski w niewolę Maryi za wolność
Kościoła w Ojczyźnie oraz w świecie. Została ona wydana drukiem w Kanadzie i uroczyście złożona w darze Prymasowi Tysiąclecia.
Ks. Peszkowski przez 40 lat był profesorem teologii pastoralnej i literatury polskiej w Seminarium Świętego Cyryla i Metodego oraz w St. Mary’s College. Brał udział w wielu konferencjach oraz
zjazdach. W 1966 r. został prezesem Polish American Historical Association. Oprócz tego nasz bohater jest członkiem wielu organizacji naukowych i społecznych. Jednak mimo to, nie zaprzestał pracy
z młodzieżą. Pomagał jej jako duszpasterz młodzieży i wielu grup polonijnych.
Przyjaciel kard. Wyszyńskiego
Na życiu ks. Peszkowskiego bardzo zaważył rok 1957. To właśnie wtedy po raz pierwszy od 1939 r. odwiedził Polskę. Także w tym czasie poznał kard. Stefana Wyszyńskiego. Niemal od razu odkrył jego
wielkość, zaczął go wspierać w walce z reżimem komunistycznym. Dzięki staraniom ks. Peszkowskiego udało się wydać wiele książek Prymasa Tysiąclecia, a w Ameryce opublikowano pierwszą biografię kard. Wyszyńskiego
wydaną staraniem naszego ks. Zdzisława. Pozycja ta znajdowała się w Polsce na liście ksiąg zakazanych przez cenzurę i jakakolwiek próba wwiezienia jej do kraju była surowo karana. Oprócz tej osławionej
biografii wydał ponad 100 pozycji dotyczących teologii, filozofii, a także wiele modlitewników oraz książek o Ojcu Świętym. Pisał także o sprawach, które były mu bliskie, przede wszystkim o Golgocie Wschodu.
Aktualnie ks. prał. Zdzisław Peszkowski jest kapelanem Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie. Pełni również funkcję Prezesa Fundacji „Golgota Wschodu”. To właśnie dzięki niezmordowanej
postawie Księdza Prałata tak wiele mówi się o sprawie Katynia. Jest on obrońcą czci pomordowanych, stoi na straży ich pamięci oraz jest orędownikiem prawdy o Golgocie Wschodu nie tylko w Polsce, ale również
na świecie.