stajemy się coraz starsi. To nie ulega wątpliwości. Tak mówią liczby, a z nimi dyskusja jest trudna. Jednocześnie w kulturze, w której niepodzielnie panuje kult tężyzny fizycznej, młodości i kariery,
ludzie starsi czują się źle. Osamotnieni, czasem wprost porzuceni przez dzieci, zastanawiają się nad sensem swojego życia. Ich głos jest często dramatyczny, choć trudno mu się przebić na wierzch społecznych
dysput. To krzyk, znak głodu miłości. Nie zaspokoją jej komfortowe warunki w domach opieki. Substytutem staną się sporadyczne odwiedziny dzieci, od czasu do czasu, często tylko od „wielkiego dzwonu”.
Człowiek nie chce protez. Pragnie miłości, a kochać może tylko drugi człowiek. Nie opiekuńcze państwo czy nawet najbardziej szlachetna instytucja.
Nie dość tego. Dorosłe dzieci wszczynają dyskusję o eutanazji. Wyobrażam sobie, że starsze osoby, słuchając zagorzałej dyskusji ludzi w sile wieku, dotyczącej problemów starości, muszą się czuć z
konieczności nieswojo. Może niejednemu z seniorów przez głowę przelatuje myśl: Jaki los nam jeszcze zgotują nasze dzieci?
Bez wątpienia znika w społeczeństwie szacunek dla podeszłego wieku, obecny tak wyraźnie w Biblii. Ten proces nie następuje bez naszej woli. Niech nikt nie wyobraża sobie, że smutna często dola ludzi
w podeszłym wieku jest znakiem postępu cywilizacyjnego. Wprost przeciwnie, to kolejny symptom degradacji naszej cywilizacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu