Wielkanocne święta są doskonale wkomponowane w radosną atmosferę wiosny. Przyroda się budzi i umysły się budzą, żeby zaśpiewać: Alleluja. W okresie przedświątecznym niektórzy tradycyjnie poszczą. Jest okazja do odtrucia organizmu. Ale cóż z tego, gdy w święta wraca im wilczy apetyt! I nie patrząc na skutki obżarstwa, spożywają sterty wędlin, jajek, wszelkiego rodzaju ciast oraz innych wiktuałów. Przy tym alkohol płynie dużym strumieniem i zalewa granice zdrowego rozsądku. Później niejeden łakomczuch ma wzdęty brzuch jak nadmuchany balon. Obawiając się „pęknięcia” wzywa pogotowie ratunkowe, które nie zawsze jest gotowe do ratunku, bo... sanitariusza męczy kac. A tuż po świętach u niejednego biedaka kiszki marsza grają. Dobrze, że nie jest to marsz żałobny.
„Ab ovo” - czyli od jaja, od samego początku. Niejeden z naszych polityków też chciałby zacząć od nowa, bo jest zmęczony bałamuceniem ludzi czczymi obietnicami. Po niewczasie doszedł do wniosku, że nie warto być jajkiem mądrzejszym od... narodu. Chce się odrodzić w nowych strukturach. Ale czy zdoła zmienić kierunek myślenia, żeby znowu nie błądzić na politycznym poligonie?
Jajko kryje w sobie zalążek istnienia, odwieczny symbol życia. I czasem w życiu jest „narzędziem” w rękach niezadowolonych, zadziornych „kogutów”, którzy obrzucają nimi zadufanych w sobie prominentów. Nie po to, żeby ich ukamienować, ale by przejrzeli na oczy i zobaczyli zwykłego, szarego człowieka.
Niechaj biją dzwony serc na Boską cześć i chwałę. Radością uskrzydleni wołajmy z tej ziemi: „Chryste, zmartwychwstałeś!”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu