Co to znaczy wierzyć? Wierzyć tak naprawdę, całkowicie zaufać
Bogu, zanurzyć się w Jego cierpieniu?...
Te pytania, z pozoru proste i banalne, zadaje sobie dziś
każdy człowiek. Banalne, gdyż odpowiedzi na nie słyszymy często.
Odpowiadają na nie kapłani, bracia i siostry zakonne, katecheci.
Mówią, iż przede wszystkim trzeba traktować Boga "na serio". Ale
jak mamy traktować "na serio" kogoś, kogo w ogóle nie widzieliśmy.
Słyszymy naturalnie o Bogu stale. Ludzie mówią o papieżu, o miłości
i o tym, iż tak naprawdę Bóg jest wszędzie - że wystarczy tylko do
niego wyciągnąć swoją dłoń. Jednak współczesnym ludziom to nie wystarcza.
Oni potrzebują namacalnych dowodów, czegoś czego można dotknąć, poczuć,
zobaczyć. Do niedawna myślałam w ten sam sposób. Wiedziałam, że Bóg
istnieje, ale tak naprawdę nie przywiązywałam do tego żadnego znaczenia.
Chodziłam do Kościoła w niedzielę i święta, ponieważ rodzice mówili,
że tak wypada. Ponieważ szkoła, do której uczęszczam, przypomina,
że tak trzeba. Kiedy dowiedziałam się, iż w nagrodę za zajęcie I
miejsca w konkursie z okazji 760. rocznicy bitwy pod Legnicą pojadę
na pielgrzymkę do Rzymu, byłam bardzo szczęśliwa. Myślałam tylko
o zwiedzaniu tego cudownego miasta, zrobieniu zakupów, o zobaczeniu
innego życia. Później przekonałam się, iż ta pielgrzymka dała mi
więcej, niż tego mogłam oczekiwać. Dzięki tej podróży mogłam zobaczyć
miejsca, które przekonały mnie, iż Bóg jest wszędzie, a każdy, kto
tylko chce, może uwierzyć.
Jak już wcześniej pisałam, współcześni ludzie, aby w
coś uwierzyć, muszą to zobaczyć na własne oczy. Ja zobaczyłam więcej,
niż oczekiwałam. Doskonale pamiętam Padwę, do której dotarliśmy wczesnym
rankiem. Zwiedzaliśmy bazylikę św. Antoniego. To właśnie tam przekonałam
się po raz pierwszy, iż Bóg istnieje. To wszystko może się wydać
dziwne, ale dopiero gdy zobaczyłam trumnę św. Antoniego, jego szatę
oraz relikwie. Kiedy ujrzałam na własne oczy zdjęcia osób, które
pomógł odnaleźć, dopiero wtedy zrozumiałam, iż ten człowiek naprawdę
istniał. Chociaż nie słyszałam o nim po raz pierwszy, dopiero po
zobaczeniu tylu dowodów, pojęłam, iż ta święta osoba istniała i dzięki
Bogu potrafiła czynić tyle cudów i pomagać bliźnim. Zaczęłam się
wtedy zastanawiać, skoro św. Antoni istniał naprawdę (są na to przecież
niepodważalne dowody), jak można w takim razie podważać istnienie
Boga, dzięki któremu św. Antoni czyni cuda po dziś dzień?
Kolejnym miejscem mojej refleksji był Asyż, w którym
mieszkał św. Franciszek. O św. Franciszku słyszałam w szkole. Siostra,
która uczy mnie religii, bardzo często o nim wspomina. Słuchałam
jej, oczywiście, z dużym zainteresowaniem. Jednakże opowieści siostry
o stygmatach tego Świętego, o jego całym życiu traktowałam jako bardzo
interesującą bajkę. Dopiero w Asyżu zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.
Ogromne wrażenie na mnie zrobił widok szaty św. Franciszka. Była
taka sama jak w opowiadaniach siostry Magdaleny; podarta, zniszczona;
połatana. Tak poniszczonego i wypłowiałego ubrania nie widziałam
jeszcze nigdy w życiu, nawet u biednego żebraka, który bardzo często
stoi pod kościołem i prosi o jałmużnę. Jednak to jeszcze nie wszystko.
Ujrzałam także na własne oczy chusteczki, którymi wycierano twarz
św. Franciszkowi przed śmiercią. Zobaczyłam także jego grób, koło
którego ludzie z całego świata śpiewali hymn na jego cześć; ujrzałam
krzyż, z którego przemówił do św. Franciszka Jezus. Czyż istnienie
tego Świętego stygmatyka, założyciela Zakonu Franciszkanów nie jest
dowodem na to, że Bóg istnieje, i stara się pomagać ludziom?
Następnym punktem pielgrzymki było odwiedzenie San Giovanni
Rotondo - miejsca, gdzie żył człowiek czytający w ludzkich sercach
- o. Pio. Człowiek ten otrzymał od Boga dar bilokacji oraz doświadczenie
modlitwy mistycznej. Gdy ujrzałam jego szaty, na których widniała
krew, jaka sączyła się ze stygmatów, kiedy usłyszałam ludzi mówiących
i będących świadkami cudów, które czynił, moja wątpliwość, czy Bóg
istnieje, znikła. Zrozumiałam, iż Bóg objawia się człowiekowi nie
tylko podczas Eucharystii, której prosty człowiek nie potrafi pojąć,
ale objawia się również przez ludzi, którzy w Jego imieniu pomagają
innym, dając im obraz potęgi Bożej. Na pielgrzymce ujrzałam wiele
świętych miejsc. Miałam okazję zobaczyć ściany domu, w którym mieszkała
Święta Rodzina oraz ujrzeć Cud Eucharystyczny w Lanciano. Trudno
to wszystko opowiedzieć. Głęboko w serce zapadło mi także spotkanie
z Janem Pawłem II, który ukazuje nam cierpiącego Chrystusa. Pragnę
z całego serca podziękować państwu Stanisławowi i Elżbiecie Kot za
ufundowanie mi tej nagrody oraz ks. Marianowi, o. Władysławowi i
o. Bruno za dobre słowo. Serdecznie dziękuję także uczestnikom tej
wyprawy, którzy swoim uśmiechem i dobrym sercem sprawiali, iż podróż
ta zostanie na zawsze w mojej pamięci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu