Czy w dobie mediów elektronicznych jest miejsce na książkę? Czy przyszło nam żyć w czasach końca "ery Gutenberga"? Kto i dlaczego ma czytać dzieciom? - na te oraz inne pytania odpowiada dr Michał Zając z Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego.
BARBARA OLAK: - "Cała Polska czyta dzieciom" - co Pan sądzi na temat tej akcji, jako autor podręcznika akademickiego " Promocja książki dziecięcej"?
DR MICHAŁ ZAJĄC: - Akcja jest potrzebna i pożyteczna i bardzo dobrze, że tego rodzaju działania zostały podjęte. Pamiętać jednak należy, że z czytelnictwem sprawa jest skomplikowana. Aby w dorosłym człowieku wykształcić nawyk czytania, potrzebne jest działanie długofalowe i systematyczne, obejmujące wszystkie grupy społeczne, zarówno środowiska opornych czytelników, którzy nie sięgają po książkę, jak środowiska, w których istniał zwyczaj domowego czytania i o nim przypomnieć. Metody promocji książki powinny być zróżnicowane, w zależności od adresata, od osoby czy grupy społecznej, do której są kierowane.
- Co na temat czytelnictwa w naszym kraju mówią statystyki?
- Z badań wynika, że 43 procent społeczeństwa czyta, a 57 procent nie czyta.
- Czy są to dane alarmujące?
- Zależy, kto będzie je komentował. Optymista powie, że nie jest źle, choć mogłoby być lepiej. Pesymista stwierdzi: to groza, więcej niż połowa społeczeństwa nie czyta. Prawda natomiast jest jak zwykle, pośrodku. Od połowy lat osiemdziesiątych, a może i wcześniej mamy do czynienia z "przedświtem nowej ery", czyli z pojawieniem się nowych mediów. Do istniejących dotychczas, czyli radia, filmu, telewizji doszły telewizja satelitarna, wideo, Internet. Media te wpłynęły na zmianę naszych kontaktów z kulturą i informacją. Do XIX w. książka - czy szerzej druk - była zasadniczym sposobem inicjacji kulturowej. Dzisiaj czytanie książek jest jednym z ostatnich, jeżeli nie ostatnim etapem poznawania kultury. A poza tym zawsze byli ludzie, którzy czytali i którzy nie czytali. Nigdy nie było tak, że czytali wszyscy. Teza o złotym wieku czytelnictwa w Polsce funkcjonująca na łamach naszej publicystyki, to naprawdę tylko mit.
- Ale dzisiaj już na całym świecie czytanie zeszło na plan dalszy...
- To tylko częściowo prawda. Jak wykazują badania
przeprowadzone wśród młodych Duńczyków, tamtejsze pokolenie multimedialne
korzysta z różnego rodzaju mediów, z telewizji, z komputera i z książki
też. We współczesnej rzeczywistości multimedialnej jest miejsce i
na książkę. Najbardziej zagorzali internauci są też i gorliwymi czytelnikami.
Proszę zwrócić uwagę na fakt, że we wszystkich sklepach internetowych
sprzedaje się także książki. Umiejętność czytania jest niezbędna,
jeśli chodzi o Internet. Trzeba dużo czytać i to po angielsku, aby
z niego w pełni korzystać.
Czytanie nie zanika. Zmienia się natomiast zastosowanie
książki. Mniej jest wykorzystywana dla rozrywki, częściej dla uzyskania
informacji. Obserwujemy w ostatnich latach odwrót od beletrystyki
na rzecz informatorów, przewodników, encyklopedii.
- Czy w związku z tym nie grozi nam informatyzacja?
- Takiego zagrożenia jeszcze nie ma, a na pewno nie ma go w Polsce. Z mediami sprawa ma się jak z innymi narzędziami. Dużo zależy od tego, kto i co z nimi uczyni. Najpiękniejsza książka w rękach człowieka nieprzygotowanego będzie tylko zbiorem pustych kartek. Komputer zaś może być dostosowany do działań jak najbardziej kreatywnych. Wszystko zależy od osoby i jej predyspozycji i kompetencji.
- Niektórzy rodzice jednak chcieliby obronić swoje dzieci przed mediami. Mówią na przykład: kino jest złe, sięgaj po książkę.
- I tu, moim zdaniem, popełniają błąd. Próbują zawrócić
bieg historii, a tymczasem coś się skończyło. Książka zmieniła swoje
miejsce w hierarchii mediów. W krajach anglosaskich, bardziej pragmatycznych,
powiadają: Jeżeli nie możesz pokonać przeciwnika, to się dołącz.
I tam rodzice raczej nie przeciwstawiają kina książce, tylko radzą,
aby dziecko obejrzało film, a potem przeczytało książkę.
Nasze dzieci należą do pokolenia wychowanego na obrazach
filmowych, telewizyjnych i kochają kino. Argumenty, że kino czy telewizja
są niedobre, do nich nie trafiają. I taki sposób promowania czytelnictwa,
gdy przeciwstawiamy go innym mediom jest nieskuteczny. Nie wrócą
czasy, gdy tylko książka była źródłem informacji i dostarczała nam
wzruszeń. Wszystkie próby promocji książki będą skazane na niepowodzenie,
jeżeli nie uwzględnimy faktu, że istnieją również i inne media.
- A jaka promocja ma sens?
- We wstępie do mojego podręcznika cytuję prof. Joannę
Papuzińską: "Jak udowodniono w wielu badaniach naukowych, możliwie
jak najwcześniejszy kontakt dziecka z literaturą jest najlepszym
wstępem do rozwinięcia kompetencji będących gwarantem dorosłego czytelnictwa"
.
Kiedy czytamy dziecku książkę, wywiązuje się między nami
swoisty rodzaj więzi. Nawet, gdy maleństwo nie bardzo rozumie sens
lektury, to jednak czuje bliskość rodziców, ma poczucie bezpieczeństwa,
intymności. I te dodatkowe elementy, kto wie, czy nie są ważniejsze
od tekstu. To dzięki tym więziom książka będzie zapamiętana jako
element miłego dzieciństwa, a w dorosłym życiu jest szansa, że z
tego maleńkiego dziecka wyrośnie prawdziwy czytelnik.
- Dzisiaj nie istnieje cenzura i książkę może wydać każdy i tak samo każdy może zamieścić stronę w Internecie. Nie zawsze z kart książki i ze stron internetowych będą przekazywane treści prawdziwe i szlachetne. Czasami mogą być to różnego rodzaju plugastwa... Jak wychować człowieka, by umiał korzystać z mediów?
- I umiał odróżnić dobro od zła. To pytanie stare jak świat. Rodzina, szkoła, Kościół, media publiczne - to instytucje, które wychowują człowieka i na nich ciąży obowiązek nauki korzystania z mediów. Natomiast zamykanie oczu, wykluczenie pewnych mediów czy też ich jednoznaczne potępienie - to droga niewłaściwa, prowadząca donikąd. Nie trzeba walczyć z wiatrakami.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu