Władza ludowa wprowadzała nowe własne święta. Już nie wystarczał
pierwszy maj. Ustanowiono jeszcze jedno ważne dla niej święto, czyli
22 lipca, kiedy to dziękowano armii sowieckiej za tzw. wyzwolenie.
Wmawiano ludziom, że wszystko zaczęło się od Manifestu Lipcowego,
który według ówczesnej legendy miał być opracowany i ogłoszony w
Chełmie. W rzeczywistości opracowano go w Moskwie na wiele dni przed
wkroczeniem wojsk sowieckich na teren obecnej Polski. Legenda o chełmskim
Manifeście jednak pozostała i każdego roku, 22 lipca spędzano do
Chełma ludzi na lipcowe święto ku czci tzw. PKWN-u. Ludzie na wsi
nie byli z tego zadowoleni, bo to przecież był czas żniw, a władze
zakazały pracy w polu. Początkowo strach brał górę i z konieczności
świętowano, ale potem coraz odważniej wychodzono do pracy, mimo że
milicja i ormowcy starali się ludzi odwieść od tego zamiaru. Któregoś
lata zrobiono nagonkę na wieś, ale ludzie tylko sobie znanym sposobem
zdołali ostrzec pracujących przy żniwach i z akcji niewiele wyszło.
Tylko starzy Jędrzejowie pracowali, dziadek machał niemrawo kosą,
a babka podbierała i kładła na ściernisku zebrane garści żyta. Nie
usłyszeli nawoływań sąsiadów, nie zauważyli też milicyjnego patrolu,
który na dużym, sowieckiej produkcji, motocyklu zatrzymał się nagle
przed nimi. Milicjant stanowczym głosem powiedział: "Obywatelu, dziś
jest ważne państwowe święto, a wy zamiast świętować, kosicie żyto.
Za ten czyn obrażający Polskę Ludową pójdziecie do więzienia". Stary
Jędrzej popatrzył na mówiącego i odpowiedział: "Świętuję, kiedy trzeba.
A nawet jeśli jest prawdziwe kościelne święto, to można pracować,
gdy zła pogoda nie da zbierać zboża. W tym roku właśnie jest taka
zła pogoda, zbieram chleb, żebyś i ty, chłopcze, miał co jeść. Jeśli
jesteś dobrym człowiekiem i Polakiem, to bierz kosę i pomagaj, bo
sami nie dajemy rady. Milicjant pochodził także ze wsi i znał chłopską
dolę. Z jednej strony miał sumienie urzędnika z ramienia władzy ludowej,
z drugiej zaś był porządnym człowiekiem wychowanym na wsi w tradycyjnej
polskiej rodzinie. Zmienił ton, wypytał Jędrzejów o rodzinę, a potem
zdjął czapkę, pas, mundur i od dziadka wziął kosę i zaczął kosić,
niby sprawdzając, czy dobrze wyklepana. Koszenie sprawnie mu szło,
tak że dziadek z babką nie mogli nadążyć z podbieraniem. Trwało to
z kwadrans, a może dłużej. Ludzie z ciekawości podeszli pod dziadkowe
pole i nie mogli uwierzyć, że milicjant kosi żyto. Ten zobaczywszy
zbierających się ludzi, odłożył kosę, ubrał się i głośno powiedział: "
Obywatelu, kosa jest źle obsadzona, osełka za mała, no i ta praca
w święto państwowe to w sumie trzy punkty karne, za które będziecie
odpowiadać". Zasalutował i pojechał. Jędrzejowa długo lamentowała,
ale stary ją uspokajał: "Widzisz, babo, jakby on chciał nas ukarać,
to by nie brał kosy i nie kosił, przecież on też państwowe święto
pogwałcił". Wszyscy zastanawiali się, co będzie dalej, ale nic się
nie stało, bo milicjant był bardziej chłopem niż funkcjonariuszem.
Nie można było świętować przedwojennych świąt 3 maja
i 11 listopada. W praktyce ludzie świętowali tylko w kościele. W
maju wyruszyła z parafii pielgrzymka na Jasną Górę. Zapisało się
aż 100 osób, które najpierw należało przetransportować do najbliższej
stacji kolejowej oddalonej 15 km, a dalej podróżować pociągiem. Nie
nazywano tego pielgrzymką, bo nie wolno ich było organizować. Nazwano
więc wycieczką. Ks. Andrzej zdobył jakieś szkolne papiery i udawał,
że to szkolna wycieczka. Dziwna trochę, bo widać było więcej twarzy
ludzi starszych niż dzieci. Wszyscy szczęśliwie dojechali do celu,
przeszli ulicami Częstochowy na Jasną Górę, trafili na czas przed
odsłonięciem Cudownego Obrazu. Większość uczestników przybyła tu
pierwszy raz. Jak oni bardzo przeżyli spotkanie z Panią Jasnogórską...
Gdy zagrała kapela i Obraz został odsłonięty, wszyscy padli na kolana
i szlochali. Modlitwa przeplatana jękiem i szlochem unosiła się do
nieba. W tym miejscu czuli się bardzo swojsko, mimo że nigdy tu przedtem
nie byli. Potem trochę zwiedzali. Wszystko zdawało się takie piękne
i dostojne, ale największym powodzeniem cieszyła się studnia znajdująca
się tuż przed wejściem do Kaplicy Cudownego Obrazu. Studnia ta od
góry nakryta była cementową okrągłą płytą z czterema niewielkimi
otworami, które stanowiły coś w rodzaju wywietrzników. Ks. Andrzej
powiedział, że przez te otwory można zobaczyć gwiazdy Matki Bożej.
Wszyscy więc chcieli je zobaczyć. Istotnie, jeśli ktoś przyklęknął
i przyłożył oko do otworu w cementowej płycie, zobaczył trzy świecące
gdzieś głęboko punkty, które wyglądały jak gwiazdy w ciemną noc.
Wszyscy widzieli trzy gwiazdy i z tego powodu bardzo się cieszyli,
natomiast jedna kobieta widziała tylko dwie. Uznano, że nie jest
ona godna zobaczyć wszystkich gwiazd Matki Bożej, bo jest wielką
plotkarą. Potem okazało się, że jeśli zasłoni się jeden z czterech
otworów do studni, to wtedy widać tylko dwa święcące punkciki, bo
w wodzie odbija się światło wpadające tymi otworkami. Pielgrzymka
do Częstochowy przybyła zaraz po 1 maja. Wiadomo wszystkie miasta
dekorowano czerwonymi sztandarami i niezliczonymi portretami wodzów
rewolucji. Przechodzący zobaczyli na jednej z kamienic w Częstochowie
coś, co wprawiło ich najpierw w osłupienie, a potem bardzo rozbawiło.
Dolna część budynku udekorowana była przepisową czerwienią i dużym
portretem Marksa. Natomiast na górnej części wisiały duży napis z
cytatem zaczerpniętym z Ewangelii: "Ufajcie, Jam zwyciężył świat"
i obraz Serca Jezusowego. Obok w oknie umieszczone były obraz Matki
Bożej Częstochowskiej i portret Papieża. Prawdopodobnie nie rozebrano
jeszcze dekoracji pierwszomajowej w segmencie, gdzie mieściły się
jakieś urzędy, natomiast na górze mieszkały zakonnice, które udekorowały
swój dom na uroczystość Królowej Polski. Swoją drogą, ciekawe, jak
się zakończyła sprawa tej dekoracji w tak nieciekawych czasach?
Powracających z pielgrzymki powitano w wiosce jak bohaterów.
Całymi wieczorami opowiadali o tym, co widzieli. Najbardziej ludzie
byli ciekawi, jak wyglądają Kaplica Matki Bożej i Obraz, a także
z niedowierzaniem słuchali opowieści o gwiazdach w studni. Niektórzy
spośród uczestników pierwszy raz w życiu jechali pociągiem i pierwszy
raz tak daleko oddalili się od miejsca swego zamieszkania, dlatego
ta pielgrzymka stała się dla nich bardzo ważnym wydarzeniem, które
długo pamiętali.
Pomóż w rozwoju naszego portalu