Czytam gazety, oglądam telewizyjne programy informacyjne i
coraz częściej krew mi się burzy. Prezydent twierdzi, że czekają
nas najtrudniejsze wyzwania od roku 1989. Z tego, co widzę i słyszę,
nikt jednak tych wyzwań nie zamierza podejmować.
W powyborczych wydaniach gazet, zarówno regionalnych,
jak i ogólnopolskich, czytam o tym, że należy zaniechać lub spowolnić
tę czy inną reformę. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego? A nikt nie
kwapi się, aby dać na to - moim zdaniem - zasadnicze pytanie, odpowiedź.
Czy chodzi zatem tylko o to, by przeżyć tę kadencję jak najłatwiej,
a z konsekwencjami spowalniania procesu reform niech zmaga się już
nowy sejm i nowy rząd? A u nas - jak wiadomo - mamy wahadło: raz
rządzi prawa, raz lewa strona. Nie chodzi mi tu wcale o krytykę dla
zasady: co z lewa to złe, a co z prawa to cacy. Chodzi jedynie o
to, że jeśli naród już przeszedł przez trudny okres wprowadzania
zmian i reform, to zamiast je polepszać, poprawiać błędy, nasi nowi
przywódcy zamierzają te reformy znieść lub przełożyć nawet o kilka
lat.
Do Sejmu wpłynął prezydencki projekt nowelizacji ustawy
lustracyjnej. Z dotychczas obowiązującej ustawy dowiedzieliśmy się
m.in., że oświadczenie niezgodne z prawdą złożył jeden senator, dwóch
wiceministrów, 5 adwokatów itd. Skąd zatem wzięła się nagła potrzeba
nowelizacji? Cztery lata funkcjonowania ustawy wykazały, że sądy
są wyjątkowo ostrożne przy ferowaniu wyroków i wszystkie wątpliwości
raczej tłumaczą na korzyść oskarżonego o kłamstwo. Dlaczego prezydentowi
tak spieszno do zmiany, czy nie ma w państwie pilniejszych spraw?
Natomiast przed nową minister edukacji - Krystyną Łybacką
stanął wybór: albo złamie prawo, przywracając starą maturę dla wszystkich,
albo pozwoli uczniom indywidualnie decydować. Pozostanie przy starej
maturze to - przypomnę - jedno z wyborczych haseł SLD. Jak twierdzi
Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich, wprowadzenie starej matury,
obowiązującej wszystkich uczniów, ograniczy prawa maturzystów, którzy
słusznie mogli oczekiwać, że matura otworzy im drogę na studia, bowiem
uczelnie wyższe w zdecydowanej większości zgodziły się traktować
wyniki nowej matury jako podstawę rekrutacji na studia. Niektórzy
uczniowie - jeżeli zostałaby stara matura - zapowiadają dochodzenie
swoich praw na drodze sądowej. Nie wspomnę już o stratach finansowych
wydawnictw edukacyjnych i samego ministerstwa, którzy opracowali
serię książek dla nowych maturzystów. Przygotowane podręczniki, płyty
CD, atlasy, zarządzenia MEN, wytyczne kuratoriów mogą pójść na makulaturę
lub ewentualnie poczekać kilka lat z nadzieją, że się nie zdezaktualizują.
To jeszcze nie wszystkie pomysły nowego rządu. Następnym
jest likwidacja kas chorych, w miejsce których mają wejść fundusze
ubezpieczeniowe. Ale na ich temat niewiele się mówi i z zasady tylko
mętnie, tak że trudno wywnioskować, co za twór proponuje nam się
w zamian i dlaczego akurat ten.
Taka jest właśnie polska rzeczywistość u progu 83. rocznicy
odzyskania niepodległości. Dzień 11 listopada jest zatem ciągle dla
nas wyzwaniem, zadaniem, a nie tylko okazją do świętowania. Skoro
brak już cierpliwości, to miejmy choć nadzieję, bo jak mówi rosyjskie
przysłowie: "Nadzieja na szczęście umiera ostatnia".
Pomóż w rozwoju naszego portalu