Umiłowani!
Bóg, w którego władzy i mocy są nasze losy, pozwolił nam doczekać dzisiejszego dnia, i zgromadził nas wokół swego Syna, Jezusa Miłosiernego, jedynego Pana i Zbawiciela człowieka i świata. 75 lat temu, 22 lutego 1931 r., w Płocku, w klasztorze Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy Starym Rynku, gdzie się znajdujemy, siostra Faustyna doświadczyła niezwykłego, mistycznego przeżycia, które tak zdecydowanie naznaczyło i ukierunkowało jej życie. Zapisała to wydarzenie w prowadzonym przez siebie Dzienniczku tak: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana. Dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: »Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz był czczony najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu, na ziemi, zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swojej chwały«” (Dz. 47).
Grzech nieufności
Reklama
Jest rzeczą znamienną, że gdy ktoś, jak relacjonują to Ewangelie, zwracał się z prośbą do Jezusa, to On najpierw upewniał się co do jego ufności i mówił: Czy wierzysz, że mogę to uczynić? Cóż to oznaczało? Oznaczało to, że w przypadku nieufności Jezus nie spełniłby tej prośby - nie dlatego, że nie mógł tego uczynić, jest przecież Bogiem, ale dlatego właśnie, że proszący człowiek nie ufał Mu, wątpił w Jego dobroć i miłość. Zwątpienie, brak ufności, jest tym magicznym przeklętym kołem, którym otacza się człowiek wątpiący. I to jest ta w jakimś sensie bariera, której nie przekroczy miłosierdzie Boże, bo Bóg jak nikt inny szanuje swoje stworzenie, które powołał do istnienia, obdarzył wolnością i czeka na jego wolną odpowiedź, która staje się potrzebą jego serca, wyborem dokonanym z miłości.
Siostra Faustyna szereg razy w swoim Dzienniczku podkreśla, co usłyszała od Jezusa: nieufność to grzech, który najboleśniej rani i obraża serce Boże. Dziwię się, jak można nie ufać Temu, który wszystko może. Kiedy dusza moja jest udręczona, myślę tylko tak: Jezus jest dobry i pełen miłosierdzia, a choćby się ziemia usunęła spod moich stóp, nie przestanę Mu ufać”.
Współczesny człowiek jest dziwny: potrafi zaufać wszystkim i wszystkiemu, tylko nie Bogu! Człowiek dzisiaj ufa wróżkom, jasnowidzom, ufa magikom i znachorom, ufa różnym idolom i guru, ufa znakom i przepowiedniom, ufa samemu sobie, swym ograniczonym zdolnościom i możliwościom, zawierza swój los zdobytej fortunie, osiągniętemu stanowisku, zawartym znajomościom, powierza się nawet martwej materii: samochód telewizor, komputer, internet. Trudności pojawiają się wówczas, gdy ma się zawierzyć samemu Bogu - Zbawcy i Odkupicielowi człowieka - choć się wie, że On wszystko może, i nas nieskończenie kocha.
Pomyślmy, Siostry i Bracia, jakże musi to boleć Jezusa: ta nasza nieufność, ten nasz dystans, to nasze wątpienie. Jakże musi to boleć Jezusa, który dał nam - jak nikt - największe dowody miłości, który poszedł za nas na krzyż, który przelał za nas krew do ostatniej kropli, który „do końca nas umiłował”, który pozostał wśród nas aż do końca świata!
Ileż to razy w Ewangelii i w prywatnych objawieniach skarżył się Jezus na oziębłość ludzkich serc i nieczułość na objawy Bożej miłości! Siostra Faustyna zapisała słowa Jezusa: „Ach, jak Mnie to boli, że dusze tak mało się łączą ze Mną w Komunii świętej! Czekam na dusze, a one są dla Mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one Mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami - one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze Mną jak z czymś martwym, a przecież mam serce pełne miłości i miłosierdzia. Abyś poznała choć trochę mój ból, wyobraź sobie najczulszą matkę, która bardzo kocha swe dzieci, jednak te dzieci gardzą miłością matki. Rozważ jej ból. Nikt jej nie pocieszy. To słaby obraz i podobieństwo mojej miłości. O, jak wielka jest obojętność dusz za tyle dobroci, za tyle dowodów miłości. Na wszystko mają czas, tylko nie mają czasu na to, aby przyjść do Mnie po łaski”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zaufać Jezusowi
Reklama
Jezus, Umiłowani, pragnie dawać się ludziom, a tylu nie chce Go przyjąć. Jezus pragnie leczyć ciała i dusze, a my wolimy pójść do szarlatanów, wróżbitów, czarnoksiężników i leczyć się swoimi metodami. Jezus chce do nas przemawiać, a my wolimy radia i telewizory, gazety, periodyki - wszystko inne, byle poza Kościołem o Nim nic nie mówiono. I ja, który stąd wychodzę; ja, który patrzyłem w ten Obraz; ja, który tu się spowiadałem; ja, który tu się biłem w piersi: wyjdę z kaplicy - nie ma Jezusa… Jakby mnie nie interesował. Mogą pluć na Niego, krzyczeć, wrzeszczeć, mogą Go wyrzucać…
Jezus chce nas przygarnąć do własnego serca, a my podniecamy się walentynkami, horoskopami, gubimy się poddani namiętnościom. Dlaczego tak trudno zdobyć się nam na akt zaufania Bogu? Dlaczego nasze serca są „zimne jak lód” na miłość Boga, na Jego przebaczenie? Niech każdy z nas stara się na to pytanie odpowiedzieć za siebie. Pewnie dlatego, że utonęliśmy w sprawach tej ziemi; bośmy się wszyscy zapatrzyli w blichtr tego przemijającego świata; bo „jedz, pij i używaj sobie” to program naszego życia; bo dorabiamy się w niedziele i święta, gwiżdżąc na przykazanie „pamiętaj, abyś dzień święty święcił”; bo nie wkładamy prawie żadnego trudu, by pogłębić swoją wiarę, czytając książki i czasopisma katolickie, na przykład „Niedzielę”, Pismo Święte, słuchając katolickich audycji w radiu czy też śledząc katolickie programy w telewizji, np. TRWAM; bo nie żyjemy na co dzień z Bogiem i w Bogu. My Go ewentualnie potrzebujemy „na wszelki wypadek”, ale w toku naszej codzienności jest schowany przez nas, odległy nam, poza horyzontem. Bo zapomnieliśmy o leczniczym działaniu sakramentów świętych, w tym regularnej spowiedzi i częstej Komunii św. Wmawiamy sobie i usprawiedliwiamy się, że nie mamy czasu dla własnej duszy i własnego zbawienia. Unikamy chwil ciszy i kontemplacji, w których głos Boży jest słyszalny. A „dziś, gdy głos Boży usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” - uczy Bóg. Zrozum, że to sam Bóg chce wyjąć z nas kamienne serca, a włożyć serca żywe i gorejące. Bo naprawdę nikt nie pragnie dla nas szczęścia, jak tylko On, i nikt nie zna nas lepiej, jak On, i nikt nie cierpiał za nas tyle, co On. „Jezu, ufam Tobie!”.
Joanna w katolickim dwumiesięczniku „Miłujcie się” pisze: „W październiku 2005 r. mój tata znalazł się w szpitalu. Okazało się, że konieczna jest u niego skomplikowana operacja głowy. Ten ciężki czas jego pobytu w szpitalu przeżyliśmy wraz z mamą i z synkiem wspierani bliskością Jezusa Miłosiernego, przed którego obrazem codziennie modliliśmy się w szpitalnej kaplicy. Wizerunek Chrystusa uświadomił nam, że każdy, kto ufa nieskończonemu miłosierdziu Boga, z całą pewnością zostanie wyrwany z największego nawet dna ludzkiej nędzy i obdarowany zdrojem nieprzebranych łask. Na samym początku tej dramatycznej sytuacji opanował mnie przeraźliwy lęk i poczucie ogromnej samotności w cierpieniu. Codziennie jednak punktualnie o godzinie piętnastej klękałam z mamą i z synkiem, aby modlić się Koronką do Miłosierdzia Bożego, wierzę bowiem w zapewnienie Jezusa, że ta właśnie godzina jest czasem wielkiego miłosierdzia dla całego świata. Wtedy Jezus nie odmawia niczego duszy, która, rozważając Jego Mękę, błaga Go o pomoc. Miłosierny Bóg wysłuchał naszych żarliwych próśb i dał nam siłę wytrwania w wierze. Jego niewysłowiona moc nie pozwoliła, by naszymi duszami zawładnęło zwątpienie. Rodzina gorliwie wspierała nas modlitwą, uczestniczeniem w Eucharystii, serdecznym słowem. Tylko głębokie zawierzenie i szczera ufność w niewyobrażalną potęgę miłosiernej miłości Chrystusa przeprowadziły nas bez uszczerbku przez te trudne doświadczenie. Słowa »Jezu, ufam Tobie!«, powtarzane wielokrotnie w ciągu dnia, dawały nam wewnętrzną moc do dźwigania krzyża cierpienia. Niezmierzony i niezgłębiony jest dar Bożej miłości i miłosierdzia, który otrzymujemy zawsze, gdy modlimy się z prostotą i ufnością dzieci. Modlitwa pokorna i pełna ufności usuwa z naszych dusz strach i zwątpienie oraz napełnia je wewnętrzną siłą, ciszą i pokojem. Tata wrócił do zdrowia. Jest to dla mnie czytelny znak wszechmocy Bożego miłosierdzia. Eucharystia i Koronka do Miłosierdzia Bożego stały się dla mnie i moich najbliższych największymi darami, jakie człowiek może otrzymać od Boga jeszcze tu, na ziemi. Od tego czasu postanowiłam zatapiać się każdego dnia w modlitwie i rozważać tajemnice cierpienia, opuszczenia, męki oraz śmierci Chrystusa, który obarczył się naszym cierpieniem i grzechem, aby zgładzić je wszystkie. I dlatego dopóki żyjemy na ziemi, dopóty nie ma dla nas sytuacji beznadziejnych i bez wyjścia. Trzeba tylko Jezusowi zaufać do końca!”.
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy”
„Powiedz duszom - pisze św. Faustyna w Dzienniczku - gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia. Tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, wystarczy przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się, i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone - nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni” (Dz. 1448).
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). To zaproszenie, skierowane przez Jezusa dzisiaj - do mnie i do Ciebie. Przyjdź do Niego z tym wszystkim, co nosisz w sercu. A ile jest w każdym z nas, w każdej z nas znużenia, zmęczenia, beznadziei, pustki i samotności? Jak wielki bagaż przeróżnych doświadczeń dźwigamy! Czy dam radę? Czy to udźwignę? Tyle tego wszystkiego! A czasem chciałoby się uciec, wyjechać, zostawić, zapomnieć - ale dokąd iść? Co robić? Jak żyć, aby życia nie przegrać? Jak żyć, aby się nie poddać? Jak żyć, aby temu wszystkiemu stawić czoło? Jak żyć, aby nie ulec dyktatowi czasopism, reklamy? Jak żyć, aby Jezusa nie zdradzić, aby Mu ufać?
Jezus chce dzisiaj, teraz po raz kolejny wejść w twoją i moją codzienność. Przecież jesteś niejednokrotnie udręczony życiem aż do granic wytrzymałości. Rozglądasz się wówczas za pokrzepieniem, pocieszeniem, zrozumieniem, życzliwością, dobrym słowem, czekasz na list, na kartkę, na telefon, wiadomość… Szukasz człowieka, któremu chciałbyś o sobie powiedzieć. Czasem takich znajdziesz, a może nawet często, ale wiesz, że ludzie nie zawsze się sprawdzają. Ludzie nie zawsze sprostają wyzwaniom, nie zawsze stają się oparciem. Niejednokrotnie zawodzą i wykorzystują to, co wiedzą przeciwko tobie.
Carlo Caretto w książce Pustynia w mieście stwierdza, że każdy człowiek musi stworzyć w swoim sercu pustynię, aby bardziej Boga usłyszeć. Musisz w swoim sercu stworzyć pustynię, aby bardziej Boga usłyszeć. Tak, on ma rację: człowiek musi w sobie mieć miejsce ciszy. Nie bój się więc zrobić w swoim sercu pustyni, nie lękaj się tego wyciszenia. W ciszy łatwiej Boga znajdziesz i nawiążesz z Nim łączność.
Niejednokrotnie słyszę: nie mogę się skupić na modlitwie, nie mogę się skupić na Mszy św. Pytam się ciebie: a jaki jesteś w czasie modlitwy? Jaki idziesz na Mszę św.? Kogo chcesz tam spotkać? Czy na pewno Jezusa? Mały Książę mówił, że każde spotkanie wymaga przygotowania. Czy więc jesteś przygotowany, gdy chcesz się modlić, uczestniczyć we Mszy św.? Pomyśl, że to przecież w istocie spotkanie z kimś ci bliskim. Czy Go nie cenisz, że nie myślisz o przygotowaniu? Jak Go traktujesz?
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy…”. O czym chciałbyś dzisiaj Jezusowi tu powiedzieć? Tu, dzisiaj? A może o tym, że odszedł ktoś bliski, kogo bardzo kochałeś i wiesz, że już nie wróci? „Przyjdźcie do Mnie wszyscy…”. Tak zaprasza nas Jezus. A czy w Twoim sercu jest cisza i pokój? A może dzisiaj powiedz Jezusowi o zranionej albo zdradzonej miłości? Może Mu powiesz o swoich niezrealizowanych planach, bo w życiu znów coś nie wyszło? Może powiesz, że jesteś utrudzony pracą, utrudzony wychowaniem własnych dzieci, które i tak nie potrafią docenić wkładu serca, a może powiesz, że jak to dzisiaj trudno, Jezu, być ojcem i matką? Powiedz Mu o tym: o samotności takiej nawet wśród ludzi; powiedz o chorobie, która tak bardzo dokucza… O czym jeszcze powiesz? O czym chciałbyś powiedzieć?
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”… A jeśli nadal nie wiesz, o czym rozmawiać z Jezusem, to posłuchaj poety Juliana Tuwima:
Modlę się, Boże, żarliwie,
Modlę się, Boże, serdecznie:
Za krzywdę upokorzonych,
Za drżenie oczekujących,
Za wieczny niepowrót zmarłych,
Za konających bezsilność,
Za smutek niezrozumianych,
Za beznadziejnie proszących,
Za obrażonych, wyśmianych,
Za głupich, złych i maluczkich,
Za tych, co biegną zdyszani
Do najbliższego doktora,
Za tych, co z miasta wracają
Z bijącym sercem do domu,
Za potrąconych grubiańsko,
Za wygwizdanych w teatrze,
Za nudnych, brzydkich, niezdarnych,
Za słabych, bitych, gnębionych,
Za tych, co usnąć nie mogą,
Za tych, co śmierci się boją,
Za czekających w aptekach,
I za spóźnionych na pociąg,
- Za wszystkich mieszkańców świata,
Za ich kłopoty, frasunki,
Troski, przykrości, zmartwienia,
Za niepokoje i bóle,
Tęsknoty, niepowodzenia,
Za każde drgnienie najmniejsze,
Co nie jest szczęściem, radością,
Która niech ludziom tym wiecznie
Przyświeca jeno życzliwie -
Modlę się, Boże, serdecznie,
Modlę się, Boże, żarliwie!
Mamy być nosicielami Bożego Miłosierdzia
Siostry i bracia! Wpatrujemy się w obraz Jezusa Miłosiernego. Ten obraz nawiedził wszystkie parafie naszej diecezji. 7 czerwca 1991 r. poświęcił go podczas niezapomnianej pielgrzymki do naszego miasta sługa Boży Ojciec Święty Jan Paweł II. Płock stoi u samych początków kultu Bożego miłosierdzia. Jezusa przedstawionego na tym obrazie w takiej postaci ujrzała po raz pierwszy tu, w Płocku, siostra Faustyna. Ten obraz znany jest dzisiaj w tylu zakątkach świata i można powiedzieć, że w jakimś stopniu naznaczony jest Płockiem, bo w Płocku się zrodził. Możemy zastanawiać się, dlaczego to stało się w Płocku 75 lat temu? Dlaczego tu właśnie siostra Faustyna doznała tego przeżycia? I odpowiedzi do końca nie otrzymamy. A może, siostry i bracia, jest to dla nas wyraźny znak, wzywający zwłaszcza Płock, całą diecezję płocką do refleksji, do opamiętania, do zwrócenia się z całą ufnością do Bożego miłosierdzia. To my tu dzisiaj zebrani, my tu przychodzący, nade wszystko mamy być zwiastunami i nosicielami tego miłosierdzia. To nasze oczy, ręce, nogi, serca - cała osoba ma być przeniknięta Bogiem bogatym w miłosierdzie.
Zmarły 18 stycznia tego roku w wieku 91 lat wybitny poeta ks. Jan Twardowski w godzinie konania miał dziecięcą ufność. Szepcąc: „Jezu, ufam Tobie”, podyktował czuwającym przy nim słowa: „Zamiast śmierci racz z uśmiechem przyjąć, Panie, pod Twe stopy życie moje jak różaniec”. Amen.
(Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji)