Jak mówi prof. Marie-Sybille de Vienne, badacz cywilizacji wschodnich, również w Tajlandii można doświadczyć skutków sekularyzacji. Coraz rzadziej respektuje się na przykład zasadę, że każdy mężczyzna powinien spędzić część swego życia w buddyjskim klasztorze. Zazwyczaj sprowadza się to dwóch, trzech tygodni. Buddyzm nadal jednak przenika życie i kulturę Tajlandii.
Buddyzm jest jednym z elementów tożsamości Tajów. Jest też związany z monarchią, ale w szkołach publicznych zlikwidowano już ołtarze Buddy. Trzeba być świadomym, że buddyzm nie ma nic wspólnego z religiami księgi. Przejawia się on w całej serii rytuałów, składaniu ofiar. Tak to przeżywa zdecydowana większość mieszkańców Tajlandii. Zachowują święta, które wywodzą się z buddyzmu bądź przez buddyzm zostały przyswojone. Ludzie nawiedzają świątynie, aby się modlić i składać ofiary. Również wiele organizacji charytatywnych ma charakter buddyjski. Jednakże aby praktykować religię, która by była bardziej zbliżona do tego, co głosił Budda, trzeba się udać do klasztoru. Pamiętając zawsze, że monastycyzm buddyjski nie ma nic wspólnego z monastycyzmem chrześcijańskim, pomimo pozornych podobieństw. Klasztory buddyjskie są miejscami otwartymi. Wstępuje się do nich, aby potem, zazwyczaj po dwóch tygodniach, z nich wystąpić. Dotyczy to również mnichów. Bardzo mało mnichów pozostaje tam na całe życie. Jest to całkiem niepokaźna mniejszość” - powiedziała Radiu Watykańskiemu prof. de Vienne.
Pomóż w rozwoju naszego portalu