Kościół wyraźnie apelował o umiar i powściągliwość do działaczy Solidarności, widać to było już po pierwszym wystąpieniu kard. Józefa Glempa, dokładnie 25 lat temu. Te apele wynikały z przeświadczenia Prymasa, że najgorsze, co się może zdarzyć, to rozlew polskiej krwi i bratobójcza walka - mówi dr Antoni Dudek z IPN. To były dwa główne założenia, które przyświecały polityce Kościoła od momentu wprowadzenia stanu wojennego i przez następne lata. Mało kto pamięta dzisiaj również o tym, że była to linia zgodna z myślą kard. Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia przed swoją śmiercią wielokrotnie dawał do zrozumienia, że ruch Solidarności musi się samoograniczać i nie może przekraczać pewnych ram, ponieważ w innym przypadku Polsce grozi interwencja ze strony państw Układu Warszawskiego, bądź tylko sowiecka. Dzisiaj wiemy to, czego wtedy Prymas wiedzieć nie mógł. Jak twierdzi dr Dudek, kard. Wyszyński podejmując decyzje, kierował się doświadczeniem historycznym: powstaniem węgierskim z 1956 r. i czechosłowackim z 1968 r.
Taka postawa Kościoła budziła jednak wiele kontrowersji, również w samym Kościele. Część duchownych, którzy byli bliżsi opozycji, miała pretensje do Prymasa o to, że dystansuje się od Solidarności i że jest nadmiernie uległy wobec władz PRL-u. Drugi biegun, uważa Antoni Dudek, stanowili księża, którzy uważali, że Kościół w ogóle powinien trzymać się z dala od wydarzeń politycznych, a komunizm jest czymś, co w Polsce będzie na trwałe i trzeba nauczyć się z nim współistnieć. Ale, jak twierdzi historyk z IPN, nie ulega wątpliwości, że postawa Kościoła, którą reprezentował Prymas Glemp, była postawą nawołującą do umiaru i powściągliwości, co miało ogromny wpływ na nastroje społeczne. Władze PRL-u doskonale zdawały sobie sprawę z pozycji, jaką ma Kościół w społeczeństwie.
Rola nie do przecenienia
Od pierwszych godzin stanu wojennego Kościół bardzo zaangażował się w pomoc internowanym i represjonowanym. Niemal natychmiast w Warszawie powstał Prymasowski Komitet Pomocy Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Skala pomocy, jaką zaoferował Kościół, nie tylko dla internowanych, ale dla wszystkich potrzebujących była wtedy ogromna. Kościół był zaangażowany w rozdział żywności, która napływała do Polski z Zachodu. - Tutaj rola Kościoła jest nie do przecenienia. Trzeba bowiem pamiętać, że Kościół nie został powołany do rozdziału paczek żywnościowych i nie to stanowi jego główną misję, a mimo to Kościół poradził sobie w tych trudnych czasach w sposób znakomity - mówi dr Dudek. Ocenia, że bilans Kościoła katolickiego w Polsce lat 80. jest jednoznacznie pozytywny, nie tylko w wymiarze politycznym. Jest to chyba najbardziej udana dekada dla Kościoła jako instytucji. Był to również okres największego budownictwa sakralnego, czas rozwoju prasy katolickiej, chociaż oczywiście ocenzurowanej. Wzrosła także liczba powołań kapłańskich, co na pewno było pokłosiem wyboru kardynała Wojtyły na papieża, ale także wielkiej siły i znaczenia Kościoła tamtego okresu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu