Waldemar Hass: - Jak wspomina Ksiądz Prałat pierwsze lata swojej pracy w Głogowie? Z czym kojarzy się dziś Księdzu tamten okres życia w naszym mieście?
Reklama
Ks. prał. Ryszard Dobrołowicz: - Po raz pierwszy przybyłem do Głogowa w 1972 r. Byłem pierwszym księdzem diecezji gorzowskiej, który trafił na dawne tereny diecezji wrocławskiej przyłączone do diecezji gorzowskiej w ramach reorganizacji struktury administracyjno-terytorialnej Kościoła w Polsce.
Rok 1972 to budowa nowych bloków, huta i jej działalność - to rodząca się nadzieja dla tego miasta. Muszę stwierdzić, że przechodząc z ul. Staromiejskiej, gdzie wtedy mieszkaliśmy, do kościoła pw. Bożego Ciała, idąc ścieżką wśród ruin dawnej głównej świątyni miasta pw. św. Mikołaja, bolałem bardzo nad jej zniszczeniami. Smucił mnie też stan pojezuickiego kolegium oraz oczywiście kolegiaty... Moje ówczesne możliwości - wikarego nie były zbyt wielkie, ale mogłem i chciałem uczestniczyć w odgruzowaniu pojezuickiego ośrodka. Tak też się stało. Uczestniczyłem też w opracowywaniu projektu odbudowy tego kolegium. W 1975 r. zostałem skierowany do pracy w katedrze gorzowskiej. Jednak po 4 latach wróciłem do Głogowa, tym razem w celu organizacji nowej parafii. Przez kolejne lata absorbowała mnie budowa kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski na os. Kopernik. Po jej zakończeniu powstało pytanie: co dalej? Jakie działania należałoby podjąć, aby poprawić funkcjonowanie sieci parafii i aby polepszyć oddziaływanie duszpasterskie na społeczeństwo w Głogowie? Wznoszono już wtedy os. Piastów Śląskich i pamiętam, jak wspólnie ze śp. ks. prał. Zbigniewem Kutzanem pojechaliśmy do Urzędu Wojewódzkiego w Legnicy, do Wydziału ds. Wyznań po to, by przedstawić problem i poprosić o pozwolenie na budowę drugiego kościoła. Wtedy to właśnie usłyszałem od dyrektora Wydziału ds. Wyznań, że „jeśli Kościół głogowski podejmie się odbudowy kolegiaty, to wtedy on ręczy, że otrzymamy pozwolenie na budowę kościoła na os. Piastów Śląskich”.
- Czy w opinii Księdza ten postawiony przez urzędnika warunek zawierał choć odrobinę troski o los kolegiaty, czy była to raczej peerelowska, cyniczna gra, by zniechęcić do przedsięwzięcia na os. Piastów Śląskich?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Myślę, że dyrektor po prostu nie wierzył, że podejmiemy się tego zadania. Myśmy go już „męczyli” w 1979 r., jeżdżąc w sprawie budowy kościoła na os. Kopernik. Jak wiadomo, pozwolenie w sprawie powstania świątyni na Koperniku zostało wydane także za sprawą górników i ich strajku, gdyż jednym z postulatów była właśnie zgoda na to przedsięwzięcie. Mając już za sobą prace przy budowie kościoła na os. Kopernik, spontanicznie podjąłem decyzję i powiedziałem mu, żeby już przygotowywał pozwolenie.
- W gronie postaci związanych z odbudową głogowskiej kolegiaty nie sposób przecenić roli prof. Olgierda Czernera...
Reklama
- Oczywiście, po akceptacji pomysłu podniesienia z ruin świątyni kolegiackiej zacząłem szukać ludzi do współpracy i ktoś polecił mi prof. Olgierda Czernera, który jest niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie historii, architektury i konserwacji zabytków. Nie pamiętam wprawdzie szczegółów pierwszego spotkania, ale pamiętam swoje obawy, bo przecież Pan Profesor jest w swojej dziedzinie autorytetem na skalę światową. Jadąc do niego, miałem sporo wątpliwości, czy zechce wziąć udział w naszym przedsięwzięciu. Pamiętam, jak urzekł mnie swoją skromnością, prostotą, wiedzą, doświadczeniem i przyjaznym nastawieniem do idei odbudowy kolegiaty. Kiedy usłyszałem od niego, że możemy się nad tym zastanowić, że on zbierze zespół odpowiednich ludzi i przyjadą do Głogowa, gdzie wspólnie się zastanowimy nad programem badań, projektowania, ewentualnie odbudowy, to już uznałem to za duży sukces. Miałem bowiem świadomość, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że prof. Czerner zajmie się tym tematem osobiście. I nie zawiodłem się. Mija właśnie 20 lat naszej współpracy... Warto w tym miejscu podkreślić, że przez ten cały czas prof. Czerner zajmował się kolegiatą praktycznie za „Bóg zapłać”. Jest to jeden z najwspanialszych ludzi, jakich w życiu poznałem, i jeden z najwspanialszych fachowców - architektów i konserwatorów. Dobrze, że właśnie w jego ręce kolegiata została oddana.
- Przy odbudowie doświadczył Ksiądz Prałat wielu niezwykłych gestów ludzkiej życzliwości i ofiarności...
- Należy pamiętać, że np. okna zawdzięczamy wielu często bezimiennym ofiarodawcom ze środowiska głogowskiego, ale nie tylko. Pierwszym ofiarodawcą był mój przyjaciel z Niemiec - wiceburmistrz miasta Kronach, przez długie lata poseł do parlamentu bawarskiego Heinz Hausman. Potem były inne - pewna dziewczyna miała ciężki wypadek samochodowy, leżała ponad tydzień nieprzytomna, na szczęście wyszła z tego. Za ten wypadek dostała odszkodowanie i postanowiła je ofiarować na jakiś konkretny cel. Zwróciła się do mnie. Zaproponowałem, że może przeznaczyć te pieniądze na witraż, choć wiedzieliśmy, że 5 tys. złotych, które miała ofiarować, może nie wystarczyć. Zgodziła się. Na drugi dzień zadzwoniła jej mama i powiedziała, żeby się nie martwić o resztę - ona dołoży. To były niezapomniane momenty i takich ludzi było wielu - te wszystkie okna są praktycznie ofiarami takich wspaniałych ludzi, których Pan Bóg posyłał na różne sposoby do pomocy przy odbudowie tej świątyni. Ja byłem tylko takim niedoskonałym narzędziem, natomiast szefem tej budowy był Naczelny!
- Księże Prałacie, oficjalnie zakończył już Ksiądz „swój rozdział” w historii odbudowy kolegiaty. Jednakże szczególna więź z tym niezwykłym obiektem na pewno pozostała. Co dziś Ksiądz czuje, patrząc na tę majestatyczną budowlę?
- Często bywam w kolegiacie, ponieważ obiecałem ks. Rafałowi Zendranowi, że po przekazaniu mu parafii i odbudowy kolegiaty będę mu pomagał. Ilekroć tutaj przyjeżdżam, chodzę obok kolegiaty i zawsze patrzę na nią jak na pannę młodą... Bo tak jak panna młoda jest piękna.
Cieszy mnie bardzo świadomość, że kolegiata jest w dobrych rękach. Zadowoleniem napawa mnie też fakt, że w kolegiacie realizuje się tak wiele przedsięwzięć, w tym również z dziedziny kultury. Musimy mieć świadomość, że zadaniem Kościoła jest nie tylko troska o wiarę, ale także o kulturę społeczeństwa. Zawsze sobie wyobrażałem, że kolegiata będzie kościołem miejskim, centralną świątynią miasta, w której będą się odbywać najważniejsze uroczystości miejskie czy powiatowe, że będą się w niej odbywać koncerty propagujące kulturę w szerokim znaczeniu tego słowa. I tak właśnie jest. Niedawno byłem w kolegiacie na koncercie w ramach Festiwalu Wratislavia Cantans... Czy trzeba lepszego przykładu?
Fragmenty wywiadu pochodzą z książki „Kolegiata - historia i przyszłość”, praca zbiorowa, Towarzystwo Ziemi Głogowskiej, Głogów 2006.