Reklama

Zdrowy chorego nie zrozumie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przysłowie mówi, że „syty głodnego nie zrozumie”. Analogicznie można powiedzieć, że zdrowy chorego nie zrozumie, dopóki sam nie zachoruje i nie będzie mógł spojrzeć na świat z perspektywy chorego. Postanowiłem więc przeprowadzić swoiste „śledztwo dziennikarskie” i… złamałem nogę. Nic szczególnie straszliwego. Lekarz na karcie napisał „skręcenie stawu skokowego ze złamaniem awulsyjnym”, w zasadzie bez ryzyka powikłań. Tylko trzeba było nogę wsadzić na trzy tygodnie w gips ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami.

Choroby są różne

Śpieszę dodać, że oczywiście złamanie było skutkiem przypadkowego pośliźnięcia. Specjalnie tego nie zrobiłem, gdyż to byłoby nie tylko szaleństwem, ale i grzechem, wykroczeniem przeciwko własnemu zdrowiu. W każdym razie po wypadku wykorzystałem okazję, by pomedytować nad kondycją człowieka chorego. A czasu było aż nadto.
Choroby mogą być bardzo różne. Od niegroźnego kataru, który leczony czy nie i tak mija, poprzez poważniejsze, zdecydowanie wymagające leczenia, po zagrażające życiu człowieka. Są takie, po których po trzech dniach nie ma śladu, takie, które trwają czas dłuższy, i takie, które, gdy się pojawią, każą ze sobą żyć już po kres ziemskich dni. A ciężar niektórych nosi się nawet od urodzenia.
Stan choroby może być powodowany przez bakterie czy wirusy, może być efektem niewłaściwego funkcjonowania organizmu, czasem zapisanego już w genach, może być efektem zaniedbań, „zużycia”, przepracowania, starzenia się lub konsekwencją wypadku czy jakiegoś zdarzenia losowego.
Z niektórymi chorobami można chodzić, z innymi lepiej nie chodzić, bo są zaraźliwe, ale są i takie, które na długi czas lub na stałe unieruchamiają człowieka, zmuszają go do siedzenia w domu czy szpitalu. I na chorych będących w takiej sytuacji szczególnie warto zwrócić uwagę, bowiem stają się oni praktycznie wykluczeni z normalnego życia w społeczeństwie, jeśli nie będzie kogoś, kto ofiaruje im pomocną dłoń.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie jest proste

Z punktu widzenia człowieka chorego świat wygląda inaczej. Choroba powoduje różne fizyczne ograniczenia, które zmuszają do zmiany sposobu funkcjonowania, zmiany codziennych zwyczajów, zmuszają do rezygnacji z niektórych istotnych spraw, a jednocześnie przymuszają do niektórych innych. Najprostsze czynności z punktu widzenia chorego mogą stać się nie lada problemem.
Na ten przykład, człowiek z unieruchomioną w gipsie nogą nie może chodzić, nawet po pokoju, bez użycia kul. Dobrze, jeśli w ogóle takowe posiada, bo zdobycie ich, choć możliwe, nie jest sprawą oczywistą.
Skoro nie można chodzić, w zasadzie wszystkie czynności trzeba wykonywać na siedząco. Uwierzcie, na siedząco nie każdą czynność da się wykonać. Gdy chcę się napić, wezmę sobie trochę wody czy innego napoju, ale tylko wtedy, gdy są w zasięgu ręki. Jeśli nie, mam problem. Chodząc o kulach, trudno jest nieść coś w ręce. Przecież obie są zajęte! I jak tu zrobić sobie herbatę? Najprostsza czynność staje się niezmiernie skomplikowana.
Podobnie jest z umyciem się, przygotowaniem posiłku, zmywaniem naczyń itp. Ze sprzątania, jeśli nie jest absolutnie konieczne, najlepiej zrezygnować. Długo można tu wyliczać całą masę różnych mniejszych i większych problemów.
Kto dłużej znajduje się w takiej sytuacji, z czasem znajduje sposoby, by z prostymi czynnościami jakoś sobie poradzić, lub z braku innego wyjścia godzi się z nich zrezygnować. Nie wszystko da się zrobić, a to, co da się zrobić, nie jest proste!

Ból naprawdę boli

Każdy chory człowiek w jakimś stopniu musi sobie radzić z bólem. Z jednej strony ból jest czymś pożytecznym. To taka informacja od mojego ciała, że muszę pilnie się czymś zająć. Nagły ból ręki każe mi ją automatycznie cofnąć, bo może natrafiła na coś gorącego czy może ukąsił ją jakiś owad. Ból zęba każe mi szybko go wyleczyć, iść do dentysty, choćbym się bał. Ból oczu każe mi odejść od komputera lub odstawić książkę, którą czytam, bo wzrok już jest nadwyrężony. Ból żołądka może sygnalizować, że trzeba coś zjeść. Tak Bóg zaprojektował ludzki organizm.
Inaczej jednak sytuacja wygląda, gdy ból się przeciąga. Już dawno człowiek uświadomił sobie, na co ból każe zwrócić uwagę. Był u lekarza. Ale ból wciąż trwa i ciężko się od niego uwolnić.
Jakimś rozwiązaniem, mniej lub bardziej wskazanymi i mniej lub bardziej skutecznym, są leki przeciwbólowe. Nie rozwiązują one jednak problemu, a zmniejszają jego skalę. Trzeba żyć z bólem, a ból cały czas przykuwa uwagę, często do tego stopnia, że ciężko myśleć o czymś innym.
Choroba i ból skupiają na sobie uwagę chorego. Dobrze pamiętam refleksję pewnego świątobliwego kapłana, którą podzielił się ze mną po wyjściu ze szpitala: „Kiedy tak się choruje, nie przychodzą do głowy żadne pobożne myśli”. Dobrze go rozumiem…

Reklama

I dusza choruje

„W zdrowym ciele zdrowy duch” mówi stare powiedzenie. A skoro tak, gdy ciało chore, i dusza jest atakowana przez chorobę.
Chory musi stawić czoła wielu wyzwaniom na płaszczyźnie psychicznej (oczywiście jeszcze inaczej ma się sprawa z chorymi psychicznie, ale to zupełnie inna historia).
Już sam ból mocno drąży psychikę, przeszkadzając zdrowo funkcjonować. Niemoc, unieruchomienie, niedołężność, zamknięcie, trudności w wykonywaniu podstawowych czynności są trudne do zniesienia. A w sytuacji, gdy przychodzą nagle, człowiek nagle musi się z nimi zmierzyć. To kosztuje bardzo dużo energii psychicznej.
Nie bez znaczenia są rozpowszechnione w naszej cywilizacji schematy podkreślające wydajność i skuteczność, samodzielność, niezależność. A tu nagle zachorowałem i nie jestem w stanie sprostać swoim obowiązkom, zawalam sprawę. A jakby tego jeszcze było mało, jestem zmuszony zwracać się po pomoc do innych.
To jest psychicznie niełatwe dla wielu wrażliwych osób - z jednej strony nie chciałbym zawracać nikomu głowy własną osobą, z drugiej strony jestem do tego zmuszony nagłą potrzebą. Jak nie będę prosił o pomoc, nie poradzę sobie. A jak będę prosił za często, za bardzo, to jeszcze zniechęcę ludzi do siebie. Trudno pośród takich dylematów balansować. No, chyba że ktoś już po prostu ma tupet i jest bezczelny. Ale nie wiem, czy takiemu chętniej się pomaga…

Reklama

I to ciężko

Generalnie rzecz biorąc, chory człowiek czuje się psychicznie źle. Używając terminologii Ojców Kościoła, można powiedzieć, że musi się on zmierzyć z wieloma „demonami”, atakującymi jego duszę. Jedynie osoba o wielkiej duchowości może taką walkę, z pomocą łaski Bożej, toczyć zwycięsko. I to nie z łatwością. Zwykła pobożność i „siła ducha” mogą okazać się niewystarczające.
Gdy choroba, ból i niemoc trwają dzień za dniem, atakuje demon smutku. Niełatwo o uśmiech, rzeczywistość rysuje się w mrocznych barwach. Ciało i dusza są wycieńczone przez chorobę. Przychodzą myśli o tym, że „jestem niepotrzebny”, nic nie mogę porządnie zrobić, trzeba wokół mnie chodzić, jestem tylko balastem dla innych. Niekiedy głosy te idą jeszcze dalej: Nikt się mną nie interesuje, jestem dla nich nieważny, nie obchodzę ich. Gdyby mnie lubili, kochali, odwiedziliby mnie lub chociaż zadzwonili, spytali, czy czegoś nie potrzebuję, powiedzieli dobre słowo.
Takie myśli dzieli już tylko krok od depresji, od myśli destrukcyjnych i czarnych jak noc: Jestem nieszczęśliwy, jestem nieważny, jestem nikim. Gdyby mnie nie było, świat nic by nie stracił, tylko byłoby mniej problemów. Jest źle…

Wyrozumiałość

Nieraz słyszałem, jak chorzy narzekają i marudzą. Teraz dużo lepiej ich rozumiem. Kiedy zdrowy człowiek narzeka, to co innego, ale choremu się nie dziwię. Tak, narzekanie i marudzenie jest oznaką duchowej słabości. Ale przecież to właśnie chorego człowieka dotyka słabość. Jestem głęboko przekonany, że wobec chorych potrzeba wiele wyrozumiałości i do tej wyrozumiałości będę każdego zdrowego przekonywał. Owszem, jak najprędzej powinno się odwieść chorego od marudzenia, bo jest ono destrukcyjne, ale punktem wyjścia musi być wyrozumiałość.
Prawdą jest, że niektórzy chorzy, zwłaszcza ludzie starsi, nie tylko marudzą, ale bywają wręcz nieznośni. Mało tego, krzywdzą tych, którzy im niosą pomoc, krzyczą, nie okazują nawet cienia wdzięczności i każdą wykonaną czynność muszą skrytykować. Do tego stopnia, że patrząc z boku, można by odnieść wrażenie, że robią wszystko, by ludzi do siebie zrazić.
Takiej postawy nie można pochwalać. Jednocześnie jednak trzeba ją zrozumieć. Jest ona wynikiem niszczenia przez chorobę wnętrza człowieka. To mieszanka cierpienia, niemocy, poczucia, że różne czynności nie mogą być wykonane tak, jak ja bym chciał, jak „powinno być” i do tego zwyczajnej, nasilającej się z wiekiem kostyczności. A jeśli jeszcze ta osoba wcześniej miała tendencję to takich zachowań, to już koszmar.
Wielki szacunek należy się ludziom, którzy potrafią to wytrzymać, i mimo wielu przykrości niosą pomoc takim chorym. Czasem potrzeba wyrozumiałości w stopniu heroicznym.

Reklama

Wobec chorego

Czego potrzebuje chory, na przykład taki właśnie z nogą w gipsie na kilka tygodni? Miałem dużo czasu, by tego doświadczyć i się nad tym zastanowić.
Po pierwsze, chory jest głęboko wdzięczny każdej osobie, która ofiarowała mu choć chwilę zainteresowania i spytała, czy może w czymś pomóc. A naprawdę potrzebuje konkretnej pomocy w wielu codziennych sprawach. Jest dla niego błogosławieństwem, gdy ktoś przyniesie czy przygotuje posiłek, pójdzie po zakupy, umyje naczynia, zrobi herbatę. Dla zdrowego to drobnostki, które przychodzą z łatwością. W chorobie jest inaczej.
Jeszcze bardziej wdzięczny jest chory, gdy ktoś się nim na tyle zainteresuje, że chce go zrozumieć, chce wysłuchać, spyta, jak się czuje czy boli. Dzięki temu nie czuje się nieważny, niepotrzebny, niekochany. I łatwiej zwyciężyć demona smutku.
A doprawdy cudowną rzecz czyni dla chorego ten, kto zdoła go rozweselić, przywołać uśmiech na usta, zabawić rozmową, w jakiś sposób pomóc zapomnieć o chorobie i wiążących się z nią ciężarach.

Reklama

Żywy człowiek

Do pewnego stopnia w chorobie można radzić sobie psychicznie samemu, ale Bóg nie stworzył człowieka do życia w samotności i tylko nieliczni mają do takiego życia powołanie.
Na dłuższą metę siedzenie całymi dniami samemu w pokoju jest ciężkim krzyżem. Przychodzą momenty, kiedy już nic się nie chce. Modlić się już nie da. Ciekawa książka już nie ciekawi. Bo ileż można czytać? Ciekawy film już nie ciekawi. Bo ileż można oglądać telewizję? Denerwowało mnie, gdy ktoś mówił: „Teraz sobie odpoczniesz”. Co za brak zrozumienia…
Jakąś namiastkę kontaktu ze światem daje telefon i internet. Zawsze to coś, w końcu niektórzy dobrowolnie do tego się ograniczają, ale przecież to nie to samo, co kontakt z żywym człowiekiem.
„Byłem chory, a odwiedziliście mnie” - brzmi w uszach głos Jezusa z ewangelicznej przypowieści. Ja miałem szczęście i nie brakowało mi w chorobie życzliwych ludzi. Jednak patrząc szerzej, odnoszę wrażenie, że w XXI wieku jednak niewielu ludzi słyszy ten głos Jezusa. Zatarło się w chrześcijańskiej świadomości, że „chorych odwiedzać” to jeden z podstawowych uczynków miłosierdzia i kiedy ktoś w pobliżu choruje, po prostu należy go odwiedzić. Takie czasy. Każdy ma swoje sprawy i o nie się troszczy.
I nie chodzi tu o chorych w innym mieście czy dalekich znajomych. Boje się, że bywają chorzy bliscy, na wyciągnięcie ręki, tuż obok, którzy na próżno czekają, by im poświęcić chwilę cennego czasu.

Kiedy z teologią

Zanim głodnemu opowie się Dobrą Nowinę, trzeba go nakarmić. Podobnie, zanim choremu opowie się o chrześcijańskim przeżywaniu choroby, trzeba zaspokoić jego podstawowe ludzkie potrzeby, o których pisałem powyżej. Dopiero wtedy, gdy ciężar choroby przestanie przysłaniać mu świat, może usłyszeć Ewangelię chorych i przyjąć ją. A kiedy już to się stanie, ta Ewangelia będzie dla niego wielkim umocnieniem.
Wtedy chory może otworzyć się na łaskę zrozumienia, że w swoim cierpieniu ofiarowanym Bogu jednoczy się z cierpiącym Chrystusem, że jego cierpienie i krzyż mają dla życia Kościoła i dla głoszenia Bożego Słowa nie mniejsze znaczenie niż dokonania ludzi zdrowych. Wtedy może usłyszę prośbę Benedykta XVI zawartą w orędziu na 18. Światowy Dzień Chorego, by w Roku Kapłańskim modlić się i ofiarować swe cierpienia za kapłanów, aby byli wierni powołaniu, a ich posługa była owocna dla dobra całego Kościoła.

2010-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Za mały mój rozum na tę Tajemnicę, milknę, by kontemplować

2024-03-29 06:20

[ TEMATY ]

Wielki Piątek

rozważanie

Adobe. Stock

W czasie Wielkiego Postu warto zatroszczyć się o szczególny czas z Panem Bogiem. Rozważania, które proponujemy na ten okres pomogą Ci znaleźć chwilę na refleksję w codziennym zabieganiu. To doskonała inspiracja i pomoc w przeżywaniu szczególnego czasu przechodzenia razem z Chrystusem ze śmierci do życia.

Dzisiaj nie ma Mszy św. w kościele, ale adorując krzyż, rozważamy miłość Boga posuniętą do ofiary Bożego Syna. Izajasz opisuje Jego cierpienie i nagrodę za podjęcie go (Iz 52, 13 – 53, 12). To cierpienie, poczynając od krwi ogrodu Oliwnego do śmierci na krzyżu, miało swoich świadków, choć żaden z nich nie miał pojęcia, że w tym momencie dzieją się rzeczy większe niż to, co widzą. „Podobnie, jak wielu patrzyło na niego ze zgrozą – tak zniekształcony, niepodobny do człowieka był jego wygląd i jego postać niepodobna do ludzi – tak też wprawi w zdumienie wiele narodów. Królowie zamkną przed nim swoje usta, bo ujrzą coś, o czym im nie mówiono, i zrozumieją coś, o czym nigdy nie słyszeli” (Iz 52, 14n). Krew Jezusa płynie jeszcze po Jego śmierci – z przebitego boku wylewa się zdrój miłosierdzia na cały świat. Za mały mój rozum na tę Tajemnicę, milknę, by kontemplować.

CZYTAJ DALEJ

Wielki Piątek zostawia nas nagle samych na środku drogi... Zapada cisza

Agnieszka Bugała

Te godziny, które dzieliły świat od śmierci do zmartwychwstania musiały być czasem niepojętego napięcia...

Święte Triduum to dni wielkiej Obecności i... Nieobecności Jezusa. Tajemnica Wielkiego Czwartku – z ustanowieniem Eucharystii i kapłaństwa – wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy. Wielki Piątek, po straszliwej Męce Pana, zostawia nas nagle samych na środku drogi. Zapada cisza, która gęstnieje. Mrok, w którym nie ma Światła. Wielka Sobota – serce nabrzmiewa od strachu, oczekiwanie zadaje ból fizyczny. Wróci? Przyjdzie? Czy dobrze to wszystko zrozumieliśmy? Święte Triduum – dni, których nie można przegapić. Dni, które trzeba nasączyć modlitwą i trwaniem przy Jezusie.

CZYTAJ DALEJ

Rozmowa z Ojcem - Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

2024-03-29 14:12

[ TEMATY ]

abp Wacław Depo

Karol Porwich/Niedziela

Abp Wacław Depo

Abp Wacław Depo

Jak wygląda życie codzienne Kościoła, widziane z perspektywy metropolii, w której ważne miejsce ma Jasna Góra? Co w życiu człowieka wiary jest najważniejsze? Czy potrafimy zaufać Bogu i powierzyć Mu swoje życie? Na te i inne pytania w cyklicznej audycji "Rozmowy z Ojcem" odpowiada abp Wacław Depo.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję