Reklama

Od Lubnia do Rzeszowa

Niedziela rzeszowska 22/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Marek Chorzępa: - Aby poznać człowieka, trzeba znać miejsce jego urodzenia oraz środowisko, w którym się wychowywał i dorastał. Czy Ksiądz Biskup często kieruje swoje myśli ku stronom rodzinnym?

Bp Kazimierz Górny: - To pytanie dotyka mojego serca. Moja rodzinna miejscowość, Lubień, jest piękna. Leży na terenie Beskidu Wyspowego przy trasie z Krakowa do Zakopanego, w pobliżu Rabki, gdzie ujrzałem światło dzienne i gdzie poznałem Pana Boga. Tam przebywałem do zakończenia szkoły podstawowej. Potem tę miejscowość opuściłem fizycznie, ale duchowo, sercem byłem z nią związany całe moje życie i często «myślami wracam do tych pól malowanych zbożem, pozłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem».
Przyszedłem na świat w 1937 r. jako czwarte i najmłodsze dziecko moich rodziców - Stanisława i Barbary z d. Lipień. Rodzice byli pobożni, przywiązani do wiary świętej i do Polski. W czasie wojny naszą rodzinę spotkała tragedia: Niemcy nas spalili. Nie tylko nas, ale i kościół parafialny i blisko 200 domów. Nie pamiętam tego, ale wiem o tym z opowieści. Pamiętam natomiast, jak budowaliśmy w czasie wojny malutki domek, a już po wojnie wybudowaliśmy dom, który stoi do dzisiaj.

- W dzieciństwie i młodości ma się różne zainteresowania i marzenia. O czym marzył, czym się pasjonował Ekscelencja w dzieciństwie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Od pierwszej klasy szkoły podstawowej byłem ministrantem. Mieszkałem bardzo blisko kościoła. Ponadto mój starszy brat był ministrantem i on mnie wciągnął. Ciągnęło mnie do służby przy ołtarzu i sam ze słuchu nauczyłem się ministrantury po łacinie. Lubiłem śpiewy i uczestnictwo we Mszy św. i różnych nabożeństwach. Ja tym żyłem. Ja to kochałem. Tak rodziło się moje powołanie do kapłaństwa. Spokojnie, bez cudowności. Po prostu byłem wśród ministrantów i przebywałem wśród kapłanów i to wszystko mnie pociągało. To była łaska, którą Pan Bóg mi dał poprzez moich rodziców i poprzez parafię, bo wspólnota parafialna ma ogromny wpływ na budzenie powołań. Do szkoły podstawowej chodziłem za czasów komunizmu, ale w mojej parafii i w mojej rodzinie ciągle utrzymywał się styl życia, który zakorzeniony był w tradycji. W rodzinie byliśmy zawsze wolni i ideologia komunistyczna nie miała na nas wpływu.

- Dość wcześnie przyszło Księdzu Biskupowi opuścić ukochany Lubień i wyruszyć w świat…

- Po szkole podstawowej wyjechałem do Krakowa, gdzie uczęszczałem do gimnazjum, które funkcjonowało jako niższe seminarium duchowne. Miałem znakomitych profesorów o formacji jeszcze przedwojennej. Wśród nich był prof. Przyboś - brat poety Juliana Przybosia - historyk. Był to niesłychanie szlachetny człowiek. Zawsze bardziej lubiłem przedmioty humanistyczne, choć w gimnazjum ze względu na osobowość profesora Jastrzębskiego pociągała mnie również i matematyka. Głównie jednak upodobałem sobie przedmioty humanistyczne: historię i język polski. Lubiłem czytać i pod wpływem lektur dotyczących historii pozostało mi ogromne zamiłowanie do tego przedmiotu. To - co ukazywali w swych dziełach Sienkiewicz, Kraszewski czy Kossak-Szczucka, to że Polacy nie ulegli zniewoleniu, że ciągle tęsknili za wolnością, a przy tym mieli szacunek dla każdego człowieka, szlachetność wielkich Polaków, dobroć, kultura słowa i współistnienie wielu religii, wielu wyznań i wielu narodowości w Polsce - bardzo mi imponowało.

Reklama

- Wiemy już, że powołanie do kapłaństwa rozwijało się bez cudowności, spontanicznie, ale praktycznie już od dzieciństwa. Gdy jednak nadszedł czas dokonania wyboru, czy trudno było podjąć decyzję?

- Decyzja o wstąpieniu do Seminarium przyszła w sposób spokojny, naturalny. Nie obnosiłem się z tym i nie zwracałem uwagi na to, jak inni przyjmą moją decyzję. Czas pobytu w seminarium to były lata 1955-60. Jednym z moich profesorów był ks. Karol Wojtyła. Wielu jednak było profesorów starszych, przedwojennych z Uniwersytetu Jagiellońskiego i z Uniwersytetu im. Jana Kazimierza ze Lwowa, którzy po wojnie przyszli do Krakowa. Byli to znakomici profesorowie. Seminarium w tych latach było środowiskiem dość zamkniętym, gdyż rektor, śp. ks. Karol Kozłowski, nie chciał dopuścić do infiltracji ze strony komunistów. Ale przy tym wspaniała wspólnota kolegów. Mile wspominam tę atmosferę ogromnej życzliwości i przyjaźni, która przetrwała lata, mimo że obecnie pracujemy na terenie wielu różnych diecezji.

- Pamięta Ksiądz Biskup dzień swoich święceń kapłańskich?

- Święcenia kapłańskie przyjąłem w katedrze na Wawelu z rąk bp. Karola Wojtyły 29 czerwca 1960 r. Następnego dnia odbyły się moje prymicje, które byłe bardzo proste w swej formie. Pamiętam, że ludzie bardzo się cieszyli, tym bardziej że były to pierwsze prymicje naszej parafii od wielu lat. Ale ogólnie było bardzo skromnie: Suma w kościele, a potem zwyczajny obiad, tym bardziej że był to poniedziałek.

- Po uroczystościach przyszła zwykła, codzienna praca duszpasterska…

- Na pierwszą placówkę zostałem posłany do jednej z najtrudniejszych parafii w diecezji. Była to Byczyna przylegająca do Jaworzna, która słynęła z wielkiej liczby ludzi niepraktykujących, zarażonych komunizmem. Ale przez proboszcza i przez tę część praktykującą zostałem przyjęty bardzo życzliwie. Niestety, nie wpuszczono mnie już do szkoły mimo wielkich starań i delegacji do władz. W następnym roku już w całej Polsce usunięto religię ze szkół. Tam byłem tylko rok i trzy miesiące. Następnie, mimo ubolewań proboszcza i wiernych z Byczyny, zostałem przeniesiony w okolice Żywca. Trudno było odjeżdżać, ale pocieszało mnie to, że będę w górach, na terenie Beskidu Żywieckiego. Moją drugą placówkę - parafię Ujsoły wspominam z wielką radością i z ogromnym wzruszeniem, z łezką w oku. Zastałem tam wspaniałą atmosferę na plebanii i cieszyłem się ogromną życzliwością ludzi. Tam miałem też wypadek - złamałem nogę na motorze. Następnie przeniesiono mnie do Bielska, gdzie pracowałem dwa lata na bardzo dużej parafii. Zajmowałem się głównie młodzieżą i ministrantami. Z Bielska przeniesiono mnie do Krakowa, do parafii pw. św. Anny. I w Krakowie już zostałem dłużej: potem była praca w Kurii, w Duszpasterstwie Rodzin, a następnie jako sekretarz Synodu Diecezjalnego - i tak do 1977 r.

- Przyszedł wreszcie czas na „proboszczowanie” i to w czasach i okolicznościach mało komfortowych…

- W 1977 r. zostałem skierowany do pracy do parafii w Oświęcimiu, gdzie czekały mnie trudne starania o budowę nowego kościoła. Osiedle, które powstało przy dawnych niemieckich zakładach chemicznych, liczyło 23 tys. mieszkańców i nie miało kościoła. Teren, który w 1958 r. parafia przygotowała pod budowę kościoła, został zabrany przez komunistów. Wybudowano tam bloki. Został tylko niewielki fragment, na którym stał krzyż. Przez 20 lat starano się o przywrócenie cofniętego pozwolenia na budowę kościoła. Jednak się nie udało. Władze absolutnie nie chciały się zgodzić na budowę nowego kościoła. Gdy zobaczyłem stojący na placu krzyż, postanowiłem się go «uczepić». Tam zaczęliśmy modlitwy, tam zaczęliśmy różaniec w październiku. Potem ten krzyż przykryliśmy folią i tak powstała kaplica, a w niej czuwania modlitewne: dwa i pół roku bez przerwy, dzień i noc. Grupy wiernych miały swe modlitewne dyżury. A w międzyczasie delegacje do władz wojewódzkich i centralnych. Dzięki poświęceniu wielu ludzi, pomimo przeróżnych prześladowań ze strony władz, kościół tam stanął. Ta nowa świątynia została poświęcona męczennikom Oświęcimia, a szczególnie św. Maksymilianowi.

- Nie dane jednak było Księdzu Biskupowi długo duszpasterzować w tym nowym kościele…

- W 1984 r. rozpoczął się nowy etap mojego kapłańskiego życia. Kard. Macharski poinformował mnie, że wolą Ojca Świętego Jana Pawła II jest, abym objął w diecezji funkcję biskupa pomocniczego. Przyjąłem tę decyzję z poddaniem się woli Bożej. Wiedziałem, że to jest trud i patrzyłem na biskupstwo jako na służbę. Jest to ogromna radość z posłannictwa, które jest związane z pełnią kapłaństwa, radość z kontaktu z ludźmi, radość że się służy im służy, ale jest to też wielki trud i wielkie poświęcenie.
W Krakowie pozostałem do 1992 r. Wtedy to zostałem posłany do Rzeszowa, do nowo powstałej diecezji. W diecezji rzeszowskiej spotykam się z wielką życzliwością kapłanów i świeckich, i Bogu niech będą dzięki za każde dobro, jakie nam się udaje wspólnie dokonywać.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Łódź: Wielkanoc u Prawosławnych

2024-05-05 09:40

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

W trakcie długiego majowego weekendu wierni prawosławni obchodzą Wielki Tydzień i Święta Wielkanocne. W sobotę 4 maja przez cały dzień w cerkwi św. Olgi przy ulicy Piramowicza w Łodzi trwało poświęcenie pokarmów na stół wielkanocny.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję