Kilkanaście godzin trwała w łódzkiej Radzie Miejskiej debata
nad przyznaniem prezydentowi miasta "dodatku specjalnego" w wysokości
3 tys. złotych miesięcznie. Wynagrodzenie prezydenta miasta Łodzi
składa się z trzech elementów stałych i jednego uznaniowego. Elementy
stałe to "wynagrodzenie zasadnicze" (4,5 tys. zł), dodatek funkcyjny (
1,9 tys. zł) i dodatek stażowy (900 zł); element ruchomy - to właśnie
ów "dodatek specjalny" w wysokości 3 tys. zł miesięcznie.
Rzecz biorąc na zdrowy rozum - ów "dodatek specjalny"
powinien być przyznawany przez Radę Miejską za jakieś także specjalne
zasługi i osiągnięcia, ale tak nie jest. Jest on po prostu zakamuflowaną
przed opinią publiczną formą stałego elementu wynagrodzenia, dla
niepoznaki nazywanego "dodatkiem specjalnym". Świadczy o tym fakt,
że jest on przyznawany... od razu na rok. Warto też zwrócić uwagę,
że jego wysokość (drugi w kolejności element płacy po "wynagrodzeniu
zasadniczym") przemawiałby przeciw jego rzekomej funkcji premii za
szczególne zasługi lub osiągnięcia.
Na marginesie tej sprawy, która zbulwersowała wielu łodzian
nie tylko ujawnioną wysokością płac w samorządzie biednego w końcu
miasta, ale i zażartością, z jaką lewica walczyła o te pieniądze
dla prezydenta - rodzi się spokojniejsza już refleksja. Czy nie warto
zmienić tej uchwały Rady Miejskiej sprzed 2 lat, dzięki której "dodatek
uznaniowy" przestaje być gratyfikacją za rzeczywiste, szczególne
zasługi, sukcesy czy osiągnięcia prezydenta miasta, ale staje się
- w wyniku głosowania zwykłą większością głosów (więc głosami własnego
politycznego zaplecza) - po prostu łatwym "podwyższeniem wynagrodzenia"?
Może przydałaby się tu przynajmniej kwalifikowana większość głosów
radnych, wykraczająca poza głosy dominującego ugrupowania? Dominującej
koalicji?
"Dodatek specjalny", przyznawany przez własne zaplecze
polityczne, i to w wysokości niemal równej "wynagrodzeniu zasadniczemu",
nie bardzo kojarzy się z zasługami, już prędzej z łatwym pieniądzem
do rozdania partyjnemu koledze...
Tym bardziej, że "sukcesy" lewicowego zarządu miasta
raczej nie kłują łodzian w oczy, a opozycja podkreśla rosnące zadłużenie
gminy (będą je spłacać pracujący łodzianie), rosnące bezrobocie (
więc tych pracujących łodzian ubywa) oraz spadek inwestycji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu