Reklama

„Sprawiedliwy z wiary żyje”

Był kołem ratunkowym dla wielu. Bł. Stanisław Starowieyski powiedział, że „chrześcijanin nie może ograniczać swojej odpowiedzialności jedynie do kręgu najbliższych osób”. W tym roku mija 70. rocznica jego męczeńskiej śmierci. Zginął zamęczony przez Niemców w wigilię Wielkanocy 13 kwietnia 1941 r. Spośród sześciorga dzieci bł. Stanisława Starowieyskiego i Marii Szeptyckiej żyje dwoje: Elżbieta i najmłodszy Andrzej. Ten ostatni dał świadectwo o świętości swojego ojca

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MAŁGORZATA GODZISZ: - 70 lat temu w obozie w Dachau miłość okazała się silniejsza niż śmierć. W tym miejscu zginął Pana ojciec - Stanisław Starowieyski, dziś błogosławiony. Jak to się stało, że trafił tam i poniósł męczeńską śmierć?

ANDRZEJ STAROWIEYSKI: - Męczeńską śmierć poniósł, bo był wierny Bogu i Ojczyźnie. Został aresztowany w 1940 r., tam gdzie mieszkaliśmy, w Łaszczowie. Pamiętam, zaglądaliśmy przez okno, czy jadą już gestapowcy, czy nie jadą. Ojciec spodziewał się, że będzie aresztowany. Później mama zawsze mówiła, że nie chciał podjąć decyzji, by uciec gdzieś i zostawić nas samych. Bał się represji. Tak szybko go zabrali, że nie mieliśmy nawet czasu się pożegnać.

- Przez świadków był określany „Apostołem Dachau”. Dla wielu był tam jedynym kołem ratunkowym. Pomagał każdemu - bez względu na wyznawaną wiarę, poglądy. Jak wspominają go ludzie, którzy z nim przebywali?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Najbardziej znane opinie o moim ojcu wyszły z ust ks. Maja, naszego proboszcza z Łabuń, który spowiadał go przed samą śmiercią. Uważał, że był to człowiek święty, który pobudzał ducha, pobudzał wiarę w obozie. Najlepszym przykładem jest to, że niewierzący człowiek, z którym zaprzyjaźnił się ojciec, zaczął być wierzący, do tego stopnia, że na jednym łóżku razem się modlili. Później ten mężczyzna w swoich wspomnieniach - bo przeżył Dachau - napisał, że poznał człowieka świętego.

- Po każdym pozostają jakieś pamiątki, ślady jego obecności tutaj na ziemi. Tych pamiątek po Pana ojcu jest niewiele. Wśród nich jest list, świadectwo Adama Sarbinowskiego, naocznego świadka śmierci bł. Stanisława. Ojciec pisał listy do rodziny, bo rodzina była dla niego najważniejsza. O czym pisał?

- Nie do rodziny, tylko do mojej mamy. Pisał w listach, że ma ograniczoną możliwość i nie może pisać do swojej mamy, więc przekazywał pozdrowienia. Mam ich trzynaście. Te listy były uspokajające, mówiące o takich szczegółach, które wykazywały, że cały czas o nas myślał, o dzieciach, o sprawach, które obiecał. Obiecał ludziom dużo rozmaitych dobrych uczynków. Nie wolno mu było pisać, że źle się czuje, co się z nim dzieje. Teraz jak czytam te listy, a wiem, co to było za miejsce i koszmar, to się nigdy nie mogę nadziwić.

Reklama

- Pomimo tej męki i wszystkich tortur, jakie przechodził, pamiętał o swoich dzieciach. W jednym z listów dopytywał o Pana, o co dopytywał?

- Tak. Pytał, czy Jędrek, bo tak mnie w domu nazywali, czy Jędrek z Izią, to jest moja siostra, stale się kłócą. Byliśmy dosyć energiczni w swoim obcowaniu i bardzo często się kłóciliśmy.

- Świętości bł. Stanisław Starowieyski uczył się od swoich rodziców. Trzeba wspomnieć o bogactwie, które wyniósł ze swojego domu. Jak dziadkowie włączali się w życie rodzinne i społeczne?

- Babcia włączała się szczególnie w życie katolickie, bo dziadek raczej był politykiem, doktorem praw. W świeckich sprawach dosyć dużo się angażował. W Bratkówce, tam gdzie mieszkali, do dzisiejszego dnia jest w domu kaplica. Była udostępniona dla wszystkich osób z zewnątrz. To było normalne.

- Syn miał dobre świadectwo od rodziców. Później sam włączył się w działalność przedwojenną jako prezes Akcji Katolickiej. Jak zaznacza się jego obecność w tym ruchu?

- Mój ojciec zaczął działać jeszcze przed Akcją Katolicką. Tworzył taki ruch katolicko-szkoleniowy dla młodzieży. Później to się ukształtowało, po decyzjach Ojca Świętego, po ustaleniu programu Akcji Katolickiej. Przed wojną liczyła ona między 600 a 700 tys. członków. Mój ojciec organizował rozmaite rekolekcje czy szkolenia, np. z uprawy buraka cukrowego. Moja mama była przewodniczącą Koła Gospodyń Wiejskich. Młode dziewczyny uczyły się szyć na maszynach i robić ciastka. Doskonale pamiętam jak w parku powstawały ławy, stoły na śniadania. Organizowane były spotkania. Sekretarz mojego ojca, który był instruktorem Akcji Katolickiej, opowiadał, że kiedyś przy pierwszej organizacji śniadania pobrał od każdego po 10 czy 15 groszy. Zaniósł to mojemu ojcu, uszczęśliwiony, że zrobił dobry uczynek. Ojciec go wyrzucił za drzwi szybciej niż on wszedł. Powiedział mu, żeby oddał to natychmiast i więcej takich historii nie powtarzał. Mnie zawsze ciekawiło jak to wszystko było finansowane. Przez nasz dom w czasie tych szkoleń, rekolekcji i dni skupienia przechodziło chyba 1000 osób rocznie.

- Dopełnieniem tych słów, które Pan wypowiedział, będą słowa bł. Stanisława Starowieyskiego, które odczytałam na cmentarzu Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w Łabuniach, gdzie znajduje się grób Pana ojca: „Miarą hojności nie jest częste dawanie gdy o to proszą, lecz czujność wobec potrzeb, które nie wzywają pomocy”. A jak Pan odczuł, jako syn, wyniesienie ojca na ołtarze przez Jana Pawła II 13 czerwca 1999 r. w Warszawie?

- Odczułem, że stało się coś nadzwyczajnego, że normalny człowiek nagle został beatyfikowanym, czyli świętym. Nie ma lepszego i gorszego świętego. Kanonizacja nie jest zmianą hierarchii świętości. To było oszałamiające. Chociaż mama po śmierci ojca zawsze mówiła, że to był człowiek święty i jak o coś prosicie Pana Boga, to proście przez swojego ojca.

- Bł. Starowieyski, sprawiedliwy, który żył z wiary i wygrał tą wiarę, bo był wierny do końca. Czego powinien uczyć nas, wiernych diecezji zamojsko-lubaczowskiej?

- Nie tylko tej diecezji, ale wszystkich. Przyjaznego podejścia do ludzi. Nierozsiewania nienawiści. Po prostu każdego należy tak samo traktować; jest człowiekiem, ma być naszym przyjacielem. Można go specjalnie nie lubić, ale nie można mu tego okazywać. Nigdy nie słyszałem, żeby mój ojciec kogoś generalnie skrytykował czy „zmieszał z błotem”. Moja mama na człowieka, który w naszym pojęciu był łobuzem, nie powiedziała inaczej, jak: poczciwy.

- Zwieńczeniem tej rozmowy niech będą słowa, które zapamiętałam z tablicy nagrobnej Pana ojca: „Cóż gdy miłość silniejsza jest od nienawiści”. Niech nam towarzyszą w życiu.

[red. Wywiad został przeprowadzony 16 kwietnia br. w Domu Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w Łabuniach. Tytuł tekstu został zaczerpnięty z książki ks. Marka Starowieyskiego „Sprawiedliwy z wiary żyje. Życie i męczeństwo Stanisława Starowieyskiego”, Kraków 1999 r.]

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święta dyplomatka

Niedziela Ogólnopolska 17/2020, str. VIII

[ TEMATY ]

święta

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

Katarzyna Benincasa urodziła się 25 marca 1347 r. w Sienie (Włochy). Zmarła 29 kwietnia 1380 r. w Rzymie

Święta Katarzyna ze Sieny, doktor Kościoła i patronka Europy, w 1363 r. wstąpiła do Sióstr od Pokuty św. Dominika (tercjarek dominikańskich) w Sienie i prowadziła tam surowe życie.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Francja: po zdobyciu tytułu mistrzowskiego kapitan siatkarzy kończy karierę i wstępuje do opactwa

2024-04-30 07:47

[ TEMATY ]

świadectwo

Kapitan drużyny Saint-Nazaire - nowych zdobywców tytułu mistrzów Francji w siatkówce, 32-letni Ludovic Duee kończy karierę sportową i wstępuje do opactwa Lagrasse. Jak poinformował francuski dziennik „La Croix”, najlepszy sportowiec rozegrał swój ostatni mecz w niedzielnym finale z reprezentacją Tours 28 kwietnia i teraz poprosi o dołączenie do tradycjonalistycznej katolickiej wspólnoty kanoników regularnych w południowo-francuskim departamencie Aude.

Według „La Croix”, Duee poznał wspólnotę niedaleko Narbonne w regionie Occitanie, gdy przebywał tam podczas pandemii koronawirusa. Mierzący 1,92 m mężczyzna powiedział, że zakonnicy byli bardzo przyjaźni, otwarci i dynamiczni, mieli też odpowiedzi na wiele jego pytań. Siatkarz przyznał, że spotkanie z duchowością braci zmieniło również jego relację z Bogiem.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję