Czy to przypadek, że jedne parafie obfitują w powołania, a inne nie? Parafia św. Antoniego w Mińsku Mazowieckim należy do tych, które mają najwięcej powołań kapłańskich w diecezji warszawsko-praskiej. Gdzie leży tajemnica kapłańskiego powołania i na ile człowiek ma na nią wpływ...
Najszczęśliwsza kapitulacja
Reklama
- Odkąd pamiętam, chciałem być weterynarzem. Ten pomysł na życie trwał aż do klasy maturalnej. Powołanie uświadomiłem sobie w parafii św. Antoniego. Mieszkałem na terenie sąsiedniej - Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Mińsku. Ponieważ mój ogólniak leżał na terenie parafii św. Antoniego, tam też chodziłem z całą klasą na religię. Pamiętam pierwszą lekcję. Idziemy do kościoła. O murek na schodach stał oparty jakiś mężczyzna. Widać było tylko głowę. Stwierdziliśmy zgodnie, że to nie ksiądz, bo ma brodę. To był nasz pierwszy katecheta - ks. Andrzej Legutko. Przez kolejne trzy klasy uczył nas ks. Henryk Zieliński. Twarda sztuka, ale chyba to ceniliśmy w nim najbardziej. Dzięki niemu trafiłem do Duszpasterstwa Akademickiego Emaus, choć nie byłem jeszcze studentem. Chodziłem na spotkania piątkowe. Czasami były one na granicy mojej wydolności intelektualnej. Zwykle kończyły się rytuałem odprowadzania się do północy. Moja mama mówiła, że nie zna kościoła, w którym by tak długo odprawiano. Chyba nawet przez moment podejrzewała mnie, że coś kręcę. Potem były pielgrzymki w grupie białobłękitnej, niezapomniana praca manufakturowa przy wydawaniu śpiewnika pielgrzymkowego, imieniny na dziesiątki osób i zwykła codzienna pomoc w życiowych sprawach. Praca w DA była ukierunkowana intelektualnie, bo przecież tak miało być w duszpasterstwie ludzi wykształconych. Przekładała się jednak na bardzo konkretne działania i postawy. Nam nie tylko chciało się być razem. My wiedzieliśmy po co się spotykamy. To właśnie tam, wśród tych ludzi, zrodziła się we mnie myśl - a może nie weterynaria, może kapłaństwo. Ponieważ myśl o kapłaństwie nie opuszczała mnie, zacząłem wpadać w panikę - chyba zwariowałem. Ja księdzem?! Tylu jest pobożniejszych, tylu mądrzejszych. Niemożliwe. Zwariowałem na tle religijnym. Boże wezwanie jednak stawało się coraz wyraźniejsze. Poddałem się i powiedziałem: idę do seminarium. Była to najszczęśliwsza kapitulacja w moim życiu. W połowie września do seminarium odwiózł mnie ks. Henryk. Wtedy chyba dotarło do wszystkich w domu, co ja robię. Mój brat zapłakany uciekł i nawet się nie pożegnał. Tak samo zresztą był zalany łzami na święceniach i na prymicji. Za te łzy jestem mu do dziś bardzo wdzięczny. Nie ma już DA Emaus, nie ma w Mińsku naszego duszpasterza, ale są ludzie, którzy tworzyli tamte klimaty. Są to ludzie, na których do dziś mogę liczyć, a nasze więzi są sprawdzone. Myślę, że owoce tamtej pracy duszpasterskiej w parafii św. Antoniego są zbierane do dziś.
Ścieżki do Pana Boga
Reklama
Duchowa droga innych kapłanów wywodzących się z Mińska biegła
zwykle przez grupy ministrantów bądź parafialne grupy formacyjne.
- W 1979 r. zostałem ministrantem. Do zapisania się do tej "rodziny"
zachęciła mnie katechetka, s. Edyta, loretanka - opowiada o. Pienkos,
redemptorysta.
Ministrantem był także ks. Leszek Jackiewicz. - W parafii
było wtedy około 200 ministrantów - wspomina. Były lata 70., organizowaliśmy
rowerowe wycieczki, a z ks. Mikulskim jeździliśmy na obozy "Tygrysów"
. Ks. Mikulski imponował mi tym, że dużo wymagał od siebie i od innych,
byliśmy bardzo zżyci. Ale do spowiedzi jako dziecko najbardziej lubiłem
chodzić do ks. Byrskiego. Był bardzo wyrozumiały i nigdy nie krzyczał
- wspomina ks. Jackiewicz.
Oazowy entuzjazm towarzyszył duchowej formacji ks. Adama
Kurowskiego i Jarosława Redy. - Czas bliskich kontaktów z parafią
rozpoczął się dla mnie wraz z wstąpieniem do Ruchu Światło-Życie
- mówi ks. Adam. Pobożność oazowa trafiła w moje oczekiwania. Pamiętam
też katechezy w klasie maturalnej prowadzone przez ks. Henryka. Ceniłem
je do tego stopnia, że pewnego dnia kiedy zaspałem, poszedłem na
ostatnie 5 minut. Wszystkich to oczywiście rozbawiło.
- Czas mojej formacji duchowej przypadł na początek tworzenia
nowej parafii - mówi ks. Jarosław. Mieliśmy w sobie wiele entuzjazmu,
a zarażał nas nim duszpasterz oazowy ks. Sławomir Wojciechowski.
Potrafił we wspólnocie zgromadzić wiele osób. Byliśmy za młodzi,
żeby pomagać w budowie świątyni, ale pomagaliśmy w sprzątaniu kościoła.
W oazie uczyłem się bycia we wspólnocie, stąd najwięcej czerpałem.
Ale byłem też ministrantem i lektorem. Ważne były dla mnie także
kontakty z Duszpasterstwem Akademickim. Jeździłem ze studentami na
wakacyjne wyprawy. Na Mazurach wspólnie modliliśmy się, były zabawy
m.in. w Indian. Chodziłem z tymi ludźmi na pielgrzymki. Wędrowałem
na Jasną Górę prawie dziesięciokrotnie. Potem w akademickiej grupie
biało-błękitnej. Miałem tam swoją funkcję - śpiewałem Godzinki. Powołanie
dojrzewało we mnie powoli. W Liceum przeszedłem kryzys, nie wiedząc,
jak dalej pokierować swoim życiem. Po jednej z pielgrzymek podjąłem
ostateczną decyzję - idę do seminarium.
Bóg trafia do serca człowieka znanymi tylko Sobie środkami.
- Podczas rekolekcji kapłan wypuścił z rąk szklany wazon. - Skarb
noszony jest w glinianych naczyniach, które łatwo ulegają zniszczeniu
- tłumaczył zebranym. Na koniec rekolekcji parafianie przynosili
do świątyni mogłoby się wydawać niepotrzebne tu rzeczy np. zapalniczki.
Każdy coś, co obrazowało zerwanie z nałogiem. - Nowe formy katechezy
na pewno przyciągają wiernych. Mnie w parafii urzekało tradycyjne
duszpasterstwo - wspomina ks. Mieczysław Jerzak. - Gorliwość kapłanów
w sprawowaniu Mszy św. i w udzielaniu sakramentu pojednania. W konfesjonale
stale ktoś był obecny. Jeden z rezydentów, ze względu na stan zdrowia
posługiwał głównie w ten sposób. Miał stałą grupę penitentów - mówi
ks. Mieczysław.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niedaleko jabłko od jabłoni
Ks. Jan Byrski, proboszcz parafii św. Antoniego od początku
jej istnienia, upatruje urodzaj na kapłańskie powołania w rodzinnym
wychowaniu. W Mińsku Mazowieckim 90% małżeństw zawiera kościelne
śluby. - Dobre, szlachetne matki, kochające się rodziny, w których
zachowywana jest wiara, przyczyniają się do wzrostu powołań - mówi
ks. Jan.
Ks. Marek Paska przyznaje, że na kształtowanie się jego
wiary duży wpływ miała rodzina. - Do kościoła miałem z rodzinnej
Choszczówki około 7 kilometrów, ale mama pilnie strzegła, byśmy uczestniczyli
we Mszy św. Niedziela bez Eucharystii nie mogła być niedzielą. Do
Pierwszej Komunii św. przygotowywała mnie babcia. Ona nauczyła mnie
pacierza - mówi ks. Marek. W drodze do życia konsekrowanego uprzedził
mnie starszy brat Sławomir. Wybrał życie zakonne w habicie augustianów
w Genui.
O. Zbigniew Pienkos, redemptorysta, również kształtowanie
powołania zawdzięcza w dużej mierze rodzinie. - Nawet nie przyszło
mi do głowy, aby opuścić Mszę św. niedzielną. Pamiętam, że w domu
kapłan zawsze traktowany był z szacunkiem - opowiada o. Zbigniew.
Obok zdrowej rodziny wpływ na rozwój powołania ma praca
kapłanów - mówi ks. Byrski. Ksiądz Proboszcz wymienia liczne grupy
formacyjne działające w parafii. Parafianie szybko dostrzegają zaangażowanie
duszpasterzy. Duży nacisk kładziony jest na liturgię. W Wielki Czwartek,
Piątek i Sobotę nie ma spowiedzi, wszyscy gromadzą się przy ołtarzu.
Dążymy do tego, aby parafia była wspólnotą - mówi ks. Byrski. Ksiądz
Proboszcz podkreśla, że duszpasterstwo, to solidna kapłańska służba
w zwykły dzień.
Taką posługę starają się pełnić wychodzący z Mińska kapłani
w parafiach, do których zostali posłani: ks. Artur w Otwocku zajmuje
się duszpasterstwem młodzieży, ks. Jarosław w Halinowie prowadzi
grupy ministrantów, ks. Mieczysław w Radości większość czasu spędza
na katechezie, ks. Leszek pracuje w parafii Wszystkich Świętych w
Warszawie, ks. Adam prowadzi w Tłuszczu Rodziny Nazaretańskie, ks.
Marek w Latowiczu prowadzi scholę i bielanki.
Wielu mińszczan pracuje w innych diecezjach i zgromadzeniach
zakonnych. Ks. Marek Osica w diecezji radomskiej, oblat Sławomir
Szatański w Kanadzie, o. Zbigniew Pieńkos jest misjonarzem rekolekcjonistą
w Skarżysku-Kamiennej. Głosi Słowo Boże na Białorusi, Ukrainie, a
w Polsce współpracuje z Radiem Maryja.
Na straży
W warszawsko-praskim seminarium do kapłaństwa przygotowują się trzej klerycy z parafii św. Antoniego w Mińsku Maz. - A co z następnymi? - pytam Księdza Proboszcza. - Mamy kilku "na oku"- odpowiada ks. Byrski, ale możemy tylko przypominać, zachęcać. Ksiądz Proboszcz wypytywany usilnie skąd w jego parafii tak dużo jest powołań, nie wpada w przesadny zachwyt. - Powołań powinno być dużo więcej, to tajemnica Boża. I dorzuca: nie wolno nas chwalić. Jesteśmy przeciętną parafią. Na zebraniach katechetycznych ciągle mówimy o czuwaniu nad powołaniami, dużo modlimy się w intencji powołań kapłańskich, prosimy o to koła różańcowe, intencje zanosimy podczas rekolekcji i w pierwsze piątki miesiąca.