Coraz trudniej o szczere, pozbawione wyrachowania, takie zwyczajne, międzyludzkie, ciepłe, uczciwe relacje. I tak jest, niestety, na wielu płaszczyznach naszej aktywności: w naszych miejscach pracy, w kontaktach ze znajomymi, a nawet w wielu rodzinach. Sądzę, że niejeden Czytelnik, patrząc na własne podwórko, pod tą smutną tezą mógłby się podpisać. „Wiesz - powiedziała mi niedawno znajoma - idąc ostatnio przez swoją ulicę, doszłam do wniosku, że właściwie nie ma domu, w którym nie żyłaby skłócona ze sobą z różnych względów rodzina, w każdej coś jest nie tak. Gdzie te czasy, kiedy wszystko było takie proste i przejrzyste, a na rodzinę można było liczyć w każdej sytuacji? - pytała. - W zasadzie to dziś z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. Smutne, ale w wielu przypadkach niestety prawdziwe. A i w pracy nie jest różowo - kontynuowała dalej swój gorzki wywód. - Jeden drugiemu robi różne świństwa, nie ma tu miejsca na prawdę ani szczerość. Właściwie to najlepiej nic o sobie nie mówić. Im mniej współpracownicy o nas wiedzą, tym lepiej, przynajmniej tej wiedzy później przeciw nam nie wykorzystają” - stwierdziła autorytatywnie. Faktycznie, coś w tym jest, pomyślałam, patrząc na swoje rodzinno-pracownicze układy, w których - co tu kryć - również bywało i bywa różnie. Nieraz zawiodłam się na ludziach w pracy, którzy wydawali się tacy życzliwi… Ale dobrze, że mam choć jedną życzliwą duszę, osobę, która nigdy mnie nie zawiodła i na którą zawsze mogłam liczyć (mogłam, bo właśnie zmienia pracę, z czego z różnych względów bardzo się cieszę). A co do rodziny, myślałam dalej, to najbliższym na szczęście wiele się przebacza i szybko zapomina… Zresztą, czy ja sama zawsze byłam w porządku? - zadałam sobie na koniec w gruncie rzeczy bolesne pytanie.
Przed nami ostatnia niedziela Adwentu - ostatni zakręt przed świętami Bożego Narodzenia i najpiękniejszym wieczorem w roku - Wigilią. Ale nim się to stanie, by była jak najbardziej prawdziwa i szczera, może warto (trzeba?) dać szansę innym ludziom: koleżankom i kolegom z klasy, z akademika, z pokoju w pracy, najbliższym - żonie, mężowi, ojcu, matce, siostrze, bratu… Wszak to dzień, w którym darujemy sobie wszystkie urazy i żale… Gdy z życzliwością spojrzymy na innych, nie poprzestając wyłącznie na fasadzie czy zewnętrznej otoczce, z pewnością z tym większą radością przyjmiemy Pana i będziemy się cieszyć z Jego narodzin.
A poza tym… ja nadal wierzę (i nie chcę przestać!) w ludzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu