Reklama

„Daj z siebie światu wszystko...”

Tomasz Bugajny ma niespełna 30 lat, ale duże doświadczenie jako pracownik socjalny. Terapeuta i kierownik WTZ w Ostrowie i placówki terenowej w Kossowie, prowadzonych przez Caritas diecezjalną od 2006 r., w l. 2009 - 2012 r. - przewodniczący Wojewódzkiej Społecznej Świętokrzyskiej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych, kurator społeczny. Swoją pracę traktuje z pasją i powołaniem. - Wiem, że mogę wykonywać ją jeszcze lepiej i do tego dążę - mówi

Niedziela kielecka 29/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pochodzi z Dankowa Małego, z parafii Wniebowzięcia NMP we Włoszczowie. Rodzice Anna i Marian starali się wychować dzieci (Tomek ma starszego brata Pawła) na ludzi odpowiedzialnych i uczciwych. Największy wpływ na wychowanie Tomka miała mama Anna oraz babcia Marianna Maciejczyk. „Dobrem wszystko wynagrodzisz” - mawia mama. - Jest skromną i zwyczajną osobą, dla mnie ostoją i podporą w sytuacjach krytycznych i trudnych - opowiada Tomek. W szkole był normalnym uczniem, często nawet zdarzały się wagary. - Jednak od zawsze ciągnęło go do pomocy innym ludziom i do pracy charytatywnej - przyznaje jego przyjaciółka Ewa Konieczna-Lewandowska - nauczycielka w Szkole w Kurzelowie w klasie integracyjnej.

Recepta na życie

- Mama i babcia dały mi swoim życiem świadectwo prostoty, nauczyły, abym był autentyczny w życiu i abym zawsze wkładał całe serce w to, co robię, czyli w pracę i relacje z ludźmi - tłumaczy. Z tej recepty na życie stara się korzystać.
Kiedyś chciał zostać księdzem. Po maturze myślał, że może poświęcić się kapłaństwu. Z czasem jednak przekonywał się, że ludziom może służyć inaczej - jako pracownik socjalny, gdy będzie blisko potrzebujących. Odkrycie powołania nie było łatwe ani bezbolesne, zastanawiał się i myślał przez jakiś czas. Najczęściej jeździł na Jasną Górę. Tutaj pomagały szczere rozmowy z o. Bogdanem Waliczkiem, byłym przeorem Jasnej Góry, rekolekcje i dni skupienia. Do dziś Jasna Góra to azyl, gdzie powstają także jego wiersze.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kapłaństwo albo…

- Ostatecznie, wybierając inną drogę, poprosiłem Boga, aby jeśli to możliwe dał mi taką pracę, bym mógł pomagać w niej ludziom i oddać całego siebie, abym mógł oddać wszystko. Wiedziałem, że żyjąc dla ludzi, nigdy nie będę sam - wyznaje.
Po maturze zdecydował się na studia pedagogiczne na Akademii Świętokrzyskiej. W trakcie studiów i przed nimi próbował różnych zajęć. Pracował na budowie, w Straży Miejskiej, zajmował się pomiarem gruntów rolnych z polecania ARMiR. Na piątym roku studiów złożył dokumenty w biurze Caritas Kieleckiej. Caritas właśnie tworzyła placówkę terenową Warsztatów Terapii Zajęciowej w Ostrowie. Miała ona powstać w Kossowie, w gminie Radków. Nie spodziewał się, że dostanie taką posadę, tym bardziej że z rozmowy kwalifikacyjnej nie był zadowolony. - Zostałem wyproszony przez ks. dyrektora Słowika - wspomina z uśmiechem wymianę zdań i pytanie dyrektora: - Co będziesz miał po pedagogice? Teraz wie, że miało go ono trochę sprowadzić z obłoków na ziemię. Jednak telefon od dyrektora zadzwonił.

Reklama

Kierownik WTZ

Został kierownikiem Warsztatów Terapii Zajęciowej w Kossowie. Budynek po dawnej szkole, należało zaadaptować do potrzeb osób niepełnosprawnych, utworzyć zespół terapeutów, przygotować pracownie, jadalnię, kuchnię, które miały służyć wszystkim. Najważniejszym jednak zadaniem było stworzenie takich warunków, w których uczestnicy terapii mogli czuć się tutaj jak w rodzinie, jak w domu. Początki wcale nie były proste. Nie miał recepty na to, jak być dobrym terapeutą i kierownikiem, wszystkiego trzeba było się nauczyć. - Założyłem, że w relacjach z podopiecznymi muszę być przede wszystkim prawdziwy, nie mogę udawać kogoś innego. Chciałem otworzyć się na nich i okazać im serce, wiedziałem, że oni odpowiedzą tym samym. I nie zawiodłem się - mówi.

Najlepsza rehabilitacja

Obecnie pod opieką ma czterdziestu uczestników terapii, zarządza zespołem blisko czterdziestu pracowników. - Chcę tworzyć placówkę otwartą, aby nasi podopieczni byli obecni wszędzie, by wychodzili do społeczeństwa, to najlepsza rehabilitacja - tłumaczy. I rzeczywiście uczestnicy warsztatów obok codziennych zajęć, gdzie mogą pod okiem terapeutów zdobywać potrzebne w życiu umiejętności i rozwijać talenty, biorą udział jako wolontariusze w szeregu akcji charytatywnych.

Mogą wiele dać

- To są osoby, które nie tylko biorą od społeczeństwa, ale także wiele mu oferują - podkreśla Tomasz. Podczas dorocznego Forum Kobiet we Włoszczowie prezentują swoje przepiękne prace plastyczne i rękodzieło. Przygotowane przez nich stroiki świąteczne zdobią setki stołów, trafiają nawet do warszawskich biur. Wiosną sprzątają okolicę, porządkują cmentarz żydowski, biorą udział w paraolimpiadach i spartakiadach. Pracują jako wolontariusze podczas świątecznej zbiorki żywności organizowanej przez Caritas i Polsat Dzieciom. Ze szkołą im. Józefa Piłsudskiego we Włoszczowie z powodzeniem organizują co roku pod opieką Katarzyny Kuźniecow paczki mikołajkowe dla najuboższych rodzin z powiatu. Tomasz Bugajny we współpracy z księgową Anną Szymkiewicz organizował z ramienia WTZ szereg projektów adresowanych do osób chorych, starszych, samotnych z terenu powiatu np. dotyczących usług rehabilitacyjnych dla rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej i osób niepełnosprawnych w miejscu ich zamieszkania. Warsztaty współpracują z wieloma instytucjami z powiatu m.in. ze Środowiskowym Domem Samopomocy i DPS, z województwa, ze stowarzyszeniem dla osób niedowidzących i niewidomych z Końskich, ze Stowarzyszeniem „Stop podziałom”, z Domem dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie. Niepełnosprawni są tutaj szczęśliwi, mają swoich przyjaciół, swoje miejsce, to dla nich najlepsze okno na świat - mówią rodzice uczestników terapii.

Reklama

Okiem rodziców i terapeutów

Rodzice cenią kierownika za podejście do podopiecznych, otwartość i wyrozumiałość. - Jest młody, przystojny, zdolny, mógłby robić karierę gdzieś w wielkim mieście, a on wybrał właśnie taką pracę. Czują się przez niego akceptowani. Potrafi otrzeć nos, pocieszyć, przytulić - wspomina Jadwiga Kowalczyk, mama Ewy, uczestniczki warsztatów.
- Podopieczni widzą jego starania i oddanie i potrafią okazać wdzięczność. „Panie Tomku, my cię kochamy, dziękujemy ci” - mówią i każdy chce się przytulić do niego. Myślę, że nas, pracowników, inspiruje do pracy właśnie takim podejściem, uśmiechem, otwartością i cierpliwością - opowiada terapeuta Urszula Robak.
- Dla podopiecznych kierownik jest bliską osobą, jak brat, ojciec. Nie wiem, jak on znajduje na to czas, ale nigdy nie są odepchnięci. Wysłucha ich, ma serce i czas, a przecież ma także wiele różnych innych obowiązków - mówi pielęgniarka Bożena Kukla.
Tomek o swoim zespole terapeutów mawia: - Nikt z nas nie ma tego, co mamy wszyscy. Nie lubię robić uwag pracownikowi przy innych. Staram się najpierw porozmawiać, wysłuchać, doradzić. Chciałbym, aby moi terapeuci zawsze widzieli senes w tym, co robią. Podkreślam, że jesteśmy tutaj przede wszystkim dla uczestników terapii, jesteśmy im potrzebni, oni są ważnymi osobami.

Reklama

Nie można dać gotowych ryb

Od pięciu lat pracuje jako kurator społeczny. Jego podopieczni to ludzie w różnym wieku: nastolatki i dorośli, każdy z osobnym bagażem doświadczeń. Tłumaczy, że w tej pracy chodzi o to, by przy odpowiedniej asystencji kuratora nie zrobili gorszych głupstw. Trzeba pomóc im odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie. - Niektórzy mogą mieć kłopoty z własnej głupoty. Są jednak młodzi, którzy gubią się w życiu, wtedy problem goni problem… alkohol, narkotyki, wykroczenia. Są chwile ciężkie, kiedy masz wrażenie, jakbyś walił głową w przysłowiowy mur. Jednak nie można im dawać gotowych ryb, trzeba dać wędkę. Pomagam im, kieruję, aby znaleźli sami rozwiązanie. Nierzadko należy zmusić ich do pewnego wysiłku i do pracy nad sobą. Jeśli ktoś złapie wędkę, mogą być efekty. W tego typu pracy sukces może przyjść dopiero po latach, zdarza się na przykład, że dorosłe już dziewczyny przychodzą z zaproszeniem na ślub. Tą są te momenty, kiedy wiesz, że zrobiłeś dobrą robotę - mówi.
Stara się podnosić swoje kwalifikacje, nabywać nowe kompetencje, by pomagać jeszcze lepiej. Oprócz kursów pogłębiajacych wiedzę i praktykę w pracy z osobami niepełnosprawnymi, ukończył studia podyplomowe w WSAiP w Kielcach o specjalnościach: interwencja kryzysowa, zarządzanie i organizacja pomocy społecznej, administracja publiczna. Od września rozpocznie szkolenie związane z ekonomią socjalną. Przy takim trybie życia i obowiązkach na życie prywatne zostaje niewiele czasu, ale zawsze jest chwila na grono serdecznych przyjaciół, którzy są dla niego „jak rodzina i na których zawsze może liczyć”.

Reklama

Dobry jak chleb

- Często go pytam: - Jak ty to robisz? Skąd masz siły? Kiedy znajdujesz na to wszystko czas? Przecież widzę, jak wydzwaniają do niego podopieczni nawet późnym wieczorem. On się tylko śmieje. A ja myślę, że to jego silna wiara daje mu tę siłę. To jest jakiś szczególny dar od Boga. Ma wielką wrażliwość na krzywdę i cierpienie. Słyszy nawet ciche wołanie o pomoc. Przypomina mi się ostatnia historia. Siedzieliśmy z Tomkiem w gronie znajomych i opowiadaliśmy o pewnym chłopaku stąd. Zmarła mu mama, a na dodatek nagle stracił pracę. Kiedy pojawił się ten mężczyzna, Tomek od razu się zainteresował, wziął go na bok, porozmawiał z nim, wysłuchał go. Dla mnie Tomek jest dobry jak chleb, każdy może sobie z niego odkroić po kromce - mówi Ewa Konieczna-Lewandowska.

* * *

AUTORYTET: - Matka Teresa z Kalkuty, duchowy gigant, ale w prosty sposób pokazywała ludziom to, co najważniejsze. „Daj światu z siebie wszystko, a wybiją ci zęby, mimo to daj światu z siebie wszystko” - to moje ulubione motto z jej wiersza.

MENTOR: - ks. Słowik nauczył mnie jak pomagać dobrze i skutecznie, gospodarować odpowiednio czasem i właściwie zarządzać zespołem, uczył mnie organizacji pomocy, pokazywał różne formy działania. Od nikogo tyle się nie nauczyłem. Kiedy do niego przychodziłem, prowadził ze mną twarde, konkretne rozmowy. Bardzo go za to cenię.

Reklama

KIEDY MA PROBLEM: - Jadę na Jasną Górę. Albo nagle pojawiają się ludzie, pomagają i odchodzą - jak anioły.

ULUBIONE MIEJSCA: - Góry. W zetknięciu z ich potęgą czuję się jak mrówka przy Bożych sandałach. Mam świadomość, jaki jestem mały i że powinienem żyć pełnią, bo życie jest chwilą.

* * *

Czy wiesz, że…

Wzgórze Zamkowe jest posadowione w budynkach służących niegdyś jako część zespołu zabudowań gospodarczych Pałacu Biskupów Krakowskich. Pochodzący z XVIII wieku zespół dawnych stajni i wozowni biskupich w późniejszych latach został rozbudowany - zaczął pełnić funkcję więzienia. To Rosjanie w l. 1826-1828 umiejscowili tu areszt i więzienie, którego krwawe dzieje obejmują czasy zaborów, I i II wojnę światową, okupację hitlerowską i sowiecką.
W okresie międzywojennym więzienie przeznaczone było dla 400 więźniów, natomiast podczas II wojny światowej przeszło przez nie 16 tys. osób. Do 1956 r. w obiektach działał Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, potem areszt śledczy, natomiast w 1995 r. - w 50. rocznicę rozbicia więzienia pod dowództwem mjr. Antoniego Hedy „Szarego”, w części pomieszczeń otwarto Muzeum Pamięci Narodowej W l. 2009-2011 trwała odbudowa zespołu powięziennego. Powołano jednostkę budżetową „Wzgórze Zamkowe”

2012-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Elżbieta Rafalska: Umiejętnie potrafiliśmy skorzystać ze środków unijnych przez 20 lat obecności w UE

2024-04-29 07:49

[ TEMATY ]

Łukasz Brodzik

Elżbieta Rafalska

YouTube

Rozmowa z europoseł Elżbietą Rafalską

Rozmowa z europoseł Elżbietą Rafalską

Umiejętnie potrafiliśmy skorzystać ze środków unijnych przez 20 lat obecności w Unii Europejskiej, a swoboda przepływu osób i usług była najcenniejszą wartością tego okresu - podkreśla Elżbieta Rafalska w rozmowie z portalem niedziela.pl.

Europoseł Prawa i Sprawiedliwości dodaje jednak, że wstępując do Unii Europejskiej byliśmy przekonani o gwarancji zachowania swojej odrębności, co dziś nie jest już takie oczywiste.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Papież do kanosjanów i gabrielistów: kapituła generalna to moment łaski

2024-04-29 20:12

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Grzegorz Gałązka

Franciszek przyjął na audiencji przedstawicieli dwóch zgromadzeń zakonnych kanosjanów i gabrielistów przy okazji przeżywanych przez nich kapituł generalnych. Jak podkreślił, spotkanie braci z całego zgromadzenia jest wydarzeniem synodalnym, fundamentalnym dla każdego zakonu, i stanowi moment łaski.

„Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość spotykają się na kapitule przez wspominanie, ewaluację i pójście naprzód w rozwoju zgromadzenia” - mówił Franciszek. Wyjaśniał następnie, że harmonia między różnorodnością jest owocem Ducha Świętego, mistrza harmonii. „Jednolitość czy to w instytucie zakonnym, czy w diecezji, czy też w grupie świeckich zabija. Różnorodność w harmonii sprawia, że wzrastamy” - zaznaczył Ojciec Święty.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję