Reklama

O rety! Zachód nam się rozpada

Upadek muru berlińskiego stał się symbolem klęski ideologii komunistycznej i rozpadu bloku państw Europy Wschodniej, a równocześnie zwycięstwa Zachodu. Upadek ZSRR oznaczał również definitywny koniec "zimnej wojny" i konfrontacji Wschód - Zachód. Na światowej scenie pozostało jedno supermocarstwo - Stany Zjednoczone Ameryki. W świecie zdominowanym przez USA dało się zauważyć gwałtowny proces globalizacji gospodarczej i kulturalnej. W Europie proces ten oznaczał również coraz ściślejszą integrację państw Unii Europejskiej i zapoczątkowanie procesu jej rozszerzenia na kraje dawnego bloku sowieckiego. Wydawało się, że nadchodzące czasy będą epoką tryumfu cywilizacji Zachodu, która utożsamiana jest z demokracją parlamentarną, gospodarką rynkową i jej specyficznymi wartościami, które mają zapewnić człowiekowi wolność i godność. Dramatyczne wydarzenia z 11 września 2001 r. i reakcja na nie rządu Stanów Zjednoczonych doprowadziły, po raz pierwszy w powojennej historii, do bardzo ostrej konfrontacji między różnymi państwami zachodnimi i do napięć w ONZ, Unii Europejskiej i NATO. Dalszy rozwój wydarzeń będzie w dużym stopniu zależał od tego, jak zostanie rozwiązany kryzys iracki, lecz już teraz można spróbować przeanalizować fakty, które rzucają się cieniem na przyszłość Zachodu.

Niedziela Ogólnopolska 11/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zjednoczona Europa?

W lutym 2002 r., gdy rząd USA zadecydował, że po talibach następnym celem wojny z terroryzmem będzie Irak Saddama Husajna, premier brytyjski, nie konsultując się z europejskimi partnerami, zadeklarował swoją gotowość wspierania Amerykanów w ich wysiłkach "rozbrojenia Iraku". Szczególne związki anglo-amerykańskie tłumaczą stanowisko Blaira, lecz nie wiadomo, czy zdawał on sobie sprawę, że z powodu jego gestu zadrży w posadach wspólna polityka zagraniczna Unii Europejskiej. Drugim aktem politycznego starcia na forum europejskim była deklaracja francusko-niemiecka, w której przywódcy obu państw stwierdzają, że wojna z Irakiem nie jest nieunikniona i że należy zintensyfikować wysiłki dyplomatyczne oraz pracę inspektorów ONZ, by pokojowo rozwiązać kryzys iracki za pomocą Organizacji. Odpowiedzią na porozumienie Francji i Niemiec - swoją drogą, dziwny to alians: francuscy neogoliści, tendencyjnie antyamerykańscy, i niemieccy pacyfiści "zieloni" i socjaliści - był dokument poświęcony solidarności ze Stanami Zjednoczonymi, podpisany przez Wielką Brytanię, Hiszpanię, Danię, Portugalię, Włochy oraz trzy państwa kandydujące do wejścia do Unii Europejskiej: Polskę, Czechy i Węgry. O tym, jak w niektórych kręgach europejskich przyjęto ten dokument, świadczy najlepiej wypowiedź prezydenta Chiraca, który uznał decyzję państw-kandydatów, podjętą bez uzgodnienia z wszystkimi partnerami, "lekkomyślnością" świadczącą o "braku dobrego wychowania". W dwa miesiące po szczycie w Kopenhadze, podczas którego nasza delegacja tak bardzo umizgiwała się do unijnych przywódców, szczególnie do niemieckiego kanclerza, polscy politycy odwrócili się do nich plecami - wolą spotkania przy kominku z prezydentem Bushem. Niektóre gazety pisały z sarkazmem, że dawni komuniści są przyzwyczajeni do "wielkiego brata" - kiedyś rezydował w Moskwie, dziś - za Atlantykiem. Wyciągnięto wtedy na jaw między innymi sprawę porozumienia między rządem węgierskim a amerykańskim, dotyczącego udostępnienia bazy wojskowej w Taszar irackim uchodźcom i amerykańskim agentom. Trzeba też dodać, że na czele węgierskiego rządu stoi Peter Medgyessy - dawny agent komunistycznych służb bezpieczeństwa.
Te tarcia polityczne stawiają pod znakiem zapytania akceptacje traktatów akcesyjnych ze strony niektórych państw Unii Europejskiej, a co za tym idzie - jej poszerzenie. Niektórzy politycy unijni zaczynają się obawiać, że państwa środkowej i wschodniej Europy mogą stać się amerykańskim "koniem trojańskim" na naszym kontynencie. Natomiast wielu mieszkańców Unii, przeżywającej decydujące chwile w swej historii, zadaje sobie pytanie: Jak można mówić o wspólnej polityce zagranicznej, o wspólnych siłach zbrojnych, o dalszej integracji politycznej i gospodarczej, skoro Wielka Brytania utrzymuje uprzywilejowane stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, a Francja próbuje prowadzić swą dawną, imperialną politykę na forum Unii, w której rodzą się osie, takie jak oś francusko-niemiecka czy brytyjsko-hiszpańska? Czy Unia nie rozpadnie się w momencie, gdy niektóre państwa będą się w niej czuć członkami drugiej kategorii?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Antyamerykanizm i antyeuropeizm

Od niedawna telewizja amerykańska pokazuje dziwną reklamę: niechlujnie ubrany typ siedzi za kierownicą bmw, audi lub volkswagena i słychać głos komentatora: "Czy naprawdę chcesz prowadzić samochód niemiecki?". Ta antyreklama najlepiej świadczy o klimacie panującym od pewnego czasu w Stanach Zjednoczonych. Spadają zamówienia na produkty niemieckie, a Stany Zjednoczone są pierwszym partnerem handlowym Niemiec poza Europą (eksport niemiecki do USA wynosi 67,3 mld dolarów). Przedsiębiorców niemieckich niepokoi perspektywa bojkotu ich towarów za oceanem. A wszystko zaczęło się od niefortunnych wystąpień kanclerza Schrödera i jego współpracowników: Amerykanie byli utożsamiani z "kowbojami" i "podżegaczami wojennymi", a polityka Busha porównywana do polityki Hitlera. Następnie Amerykę uraziły zdecydowanie antywojenne postawy kanclerza i ministra spraw zagranicznych Fischera podczas wystąpień zarówno w Radzie Bezpieczeństwa, jak i na forum NATO.
Jeszcze bardziej napięte są stosunki USA z Francją. Znani politycy z obu partii amerykańskich wzywają do oficjalnego bojkotu produktów francuskich, począwszy od win, serów, wód mineralnych i perfum. Larry Korb, dawny wicesekretarz obrony w rządzie Reagana, uważa, że w imię patriotyzmu należy podjąć wszelkie możliwe kroki, aby szkodzić interesom Francji i Niemiec, a Duncan Hunter, przewodniczący komisji sił zbrojnych, domaga się przeniesienia baz amerykańskich z terenu Niemiec "do krajów, które są naszymi solidnymi sojusznikami". Amerykanie zaczynają traktować Europejczyków jako ludzi niewdzięcznych, którzy nie potrafią wyciągać wniosków z historii i nie pamiętają ofiar poniesionych przez Stany Zjednoczone w czasie wyzwalania Europy spod hitlerowskiego jarzma. Te sentymenty antyeuropejskie szerokich mas amerykańskich wykorzystywane są także przez rząd amerykański, by "podzielić" Europę. Temu służyła wypowiedź Rumsfleda o "starej Europie" - tej, która w obecnym konflikcie nie popiera bezkrytycznie Stanów Zjednoczonych, i "nowej Europie" na wschodzie, która miałaby być przyszłością Starego Kontynentu. Temu służy faworyzowanie niektórych przywódców europejskich, takich jak Aznar i Berlusconi, nie mówiąc już o Blairze, i ignorowanie lub kompromitowanie innych.
Natomiast w Europie, szczególnie we Francji, szerzy się antyamerykanizm. Jego korzenie są wielorakie: antyamerykanizm lewicy europejskiej sięga czasów wojny w Wietnamie i prezydentury Ronalda Reagana, charakteryzującej się polityką skrajnego liberalizmu; bardziej współczesny - łączy się z bezkrytycznym popieraniem polityki Izraela przez wszystkie ekipy rządzące w USA. Obecnie zaś Europejczycy nie znoszą arogancji państwa, które uważa się za jedyne supermocarstwo świata. Atlantyk nie był nigdy tak szeroki, jak w tych ostatnich miesiącach.

Reklama

Rozdarcie społeczeństw

15 lutego br. na całym świecie miały miejsce gigantyczne demonstracje przeciw planowanej wojnie. Dziesiątki milionów ludzi wyszło na ulice, by protestować przeciwko zbrojnemu rozwiązywaniu sporów między państwami. Doświadczenia ostatnich konfliktów światowych nauczyły ludzi, że ofiarą wojen jest prawie zawsze niewinna ludność cywilna, a wojna jest zawsze "klęską ludzkości" - jak często powtarza Jan Paweł II. To paradoks, że politycy, którzy zostali wybrani przez obywateli i rządzą w ich imieniu, prowadzą prowojenną politykę, której nie popiera zdecydowana większość obywateli. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest Wielka Brytania, gdzie Tony Blair ma przeciwko sobie znaczną część opinii publicznej, a nawet własną partię. Czy należy się więc dziwić, że większość Brytyjczyków zgadza się z szyderczym stwierdzeniem, iż "Tony jest pudlem prezydenta Busha", a poważne czasopismo, jakim jest Economist, nie wahało się napisać o szefie rządu: "chłopak został sam na statku, który płonie"? Wszystko to skłania jednak do refleksji nad funkcjonowaniem zachodnich demokracji. Czy przywódcy mogą ignorować opinię publiczną? Po ogromnych demonstracjach, które miały miejsce 15 lutego, wielu polityków - również Bush - zmieniło nieco ton swych wypowiedzi, co świadczy, że w państwach demokratycznych ludzie mają jeszcze coś do powiedzenia. Może dlatego New York Times napisał, że oprócz Stanów Zjednoczonych największą potęgą świata jest opinia publiczna.

Reklama

Po co nam NATO?

Po zakończeniu II wojny światowej grupa państw zachodnich utworzyła organizację polityczno-wojskową - NATO, której celem była zbiorowa obrona państw członkowskich. W okresie "zimnej wojny" NATO zapewniało bezpieczeństwo Zachodu przed zagrożeniem ze strony państw Układu Warszawskiego. Upadek ZSRR i zmiany polityczne w Europie Wschodniej i Środkowej, przyjęcie nowych członków z dawnego bloku komunistycznego spowodowały reorganizację NATO. Zmieniły się przede wszystkim cele tej Organizacji, która stała się narzędziem zapewniania bezpieczeństwa w świecie. Na początku tego roku Organizacją wstrząsnął bezprecedensowy kryzys: przez cztery tygodnie państwa NATO nie mogły porozumieć się w sprawie udzielenia pomocy jednemu z jego członków - Turcji - w przypadku wojny z Irakiem. Francja, Niemcy i Belgia nie zgadzały się na wysłanie do Turcji samolotów radarowych Awaks, rakiet Patriot i żołnierzy wyspecjalizowanych w wojnie biologicznej i chemicznej. Kraje te uważały - słusznie zresztą - że wysłanie natowskich wojsk do Turcji mogłoby negatywnie wpłynąć na działania dyplomatyczne podejmowane w celu uniknięcia konfliktu oraz na pracę inspektorów ONZ w Iraku. Trzeba wyjaśnić, że doszło do starcia w łonie NATO, ponieważ lord Robertson, sekretarz generalny Organizacji, podczas posiedzenia Rady NATO próbował narzucić innym państwom decyzje, które wcześniej nie były uzgodnione z wszystkimi członkami, tak jak to jest w zwyczaju. W końcu znaleziono kompromisowe rozwiązanie, lecz wielu analityków zastanawia się, co się stanie, gdy Stany Zjednoczone zaczną wojnę przeciw Irakowi bez odpowiedniej rezolucji ONZ? Czy nie dojdzie do rozłamu w łonie NATO? Obecnie Stany Zjednoczone są największą i najbardziej nowoczesną potęgą militarną świata - wydają na obronę sumy nieporównywalnie większe niż inne, duże i zamożne państwa. Co się stanie, jeżeli stwierdzą, że NATO nie jest im już potrzebne w realizowaniu ich obronnych i strategicznych interesów?

Reklama

ONZ na rozdrożu

ONZ - największa organizacja międzynarodowa o charakterze uniwersalnym - została powołana do życia po II wojnie światowej, aby zapewnić światu pokój i bezpieczeństwo. To trudne zadanie spoczywa głównie na Radzie Bezpieczeństwa. Również dziś losy światowego pokoju ważą się na posiedzeniach tego stałego organu ONZ. Chociaż trzeba wyjaśnić, że Narody Zjednoczone nie zawsze potrafiły wywiązać się z roli gwaranta praworządności w życiu międzynarodowym: zbyt często tolerowały "lokalne" wojny i konflikty w krajach Trzeciego Świata; nie rozwiązały najbardziej dramatycznego i brzemiennego w skutki dla całego świata konfliktu izraelsko-palestyńskiego (chociaż w tym przypadku winą należy obarczyć Stany Zjednoczone, które wetowały w Radzie Bezpieczeństwa rezolucje dotyczące Izraela, podobnie jak to czyniły w czasie głosowań dotyczących Turcji); Siły Pokojowe ONZ nie zawsze były w stanie wywiązać się z powierzanych im zadań, czego najlepszym przykładem jest tragedia w Srebrenicy, gdzie na oczach "błękitnych hełmów" masakrowano ludność muzułmańską. Wszystko to sprawiło, że zmalał prestiż tej Organizacji, która powinna zapewnić respektowanie prawa międzynarodowego. Istnieje realne ryzyko, że i tym razem USA podejmie decyzję dotyczącą wojny bez względu na wynik dyskusji i negocjacji w ONZ, co kompromitowałoby Narody Zjednoczone i świadczyłoby o braku efektywności działania tej instytucji.

Reklama

Czy chrześcijanin ma być przeciwny wojnie?

Kilka miesięcy po terrorystycznych atakach w Nowym Jorku przeprowadziłem rozmowę na temat wojny i konfliktów zbrojnych w nauczaniu Kościoła z George´em Weiglem, amerykańskim filozofem i teologiem, specjalistą w dziedzinie etyki, polityki i ekonomii, który znany jest w Polsce przede wszystkim jako autor biografii Jana Pawła II pt. Świadek nadziei. George Weigel przypomniał, że w dzisiejszych czasach Kościół pozostaje wierny teorii tzw. wojny sprawiedliwej, która jest normą oceny stosunków międzynarodowych i ma zagwarantować, aby ograniczone i proporcjonalne do potrzeb użycie siły militarnej służyło zaprowadzeniu sprawiedliwości, porządku i wolności w stosunkach międzynarodowych. Dodał, że Kościół opowiada się za rozwiązywaniem konfliktów międzynarodowych na drodze negocjacji i posługując się prawem międzynarodowym, w praktyce jednak w pewnych sytuacjach jest to niemożliwe, dlatego - według Weigla - "działania zbrojne przeciw terroryzmowi są w zgodzie z tradycją «wojny sprawiedliwej». Tradycja ta opiera się na moralnej prawdzie, że prawowite rządy mają moralny obowiązek bronić obywateli i zapewnić niezbędny porządek w polityce światowej. Jestem także przekonany, że ten sam obowiązek uprawnia prewencyjne akcje zbrojne przeciw terrorystom. Uważam, że w epoce broni masowego rażenia i rakiet balistycznych nie ma sensu rozumowanie, według którego należy wstrzymać się z reakcją obronną aż do momentu, gdy rakieta z głowicą nuklearną, chemiczną czy biologiczną zostanie wystrzelona przez wroga. Dlatego już sam fakt posiadania broni masowej zagłady (lub próby jej zakupu czy konstrukcji) przez niektóre reżymy stwarza realne zagrożenie: działanie zbrojne przeciwko tego typu zagrożeniu jest nie tylko możliwe, ale staje się wręcz nakazem moralnym, chodzi bowiem o obronę ludności i porządku na świecie".
Stanowisko Weigla w sprawie ewentualnego ataku na Irak podzielają również inni znani katolicy amerykańscy, a wśród nich Michael Novak. Ten bardzo wpływowy człowiek, politolog, dawny profesor na Harvardzie, przyjechał do Rzymu na początku lutego na zaproszenie ambasadora USA przy Stolicy Apostolskiej, by przekonać do swych tez "kręgi watykańskie". Nie wiem, kogo przekonał, ale jego przyjazd wywołał burzę protestów ze strony katolików amerykańskich, którzy nie zgadzają się z jego oceną sytuacji międzynarodowej.
Postawy Weigla i Novaka ukazują, że również wśród katolików istnieją podziały dotyczące tego ważnego problemu. Ich poglądy są w sprzeczności ze stanowiskiem Papieża, który sprzeciwia się "logice wojny", i z oficjalnym stanowiskiem Stolicy Apostolskiej, według której "wojna sprawiedliwa" to wojna obronna, dlatego tzw. wojny prewencyjnej - wojna przeciwko reżymowi Saddama Husajna należałaby do tej kategorii - nie można uznać za "wojnę sprawiedliwą".
Abp Tauran - odpowiedzialny za watykańską politykę zagraniczną - posunął się nawet do stwierdzenia, że jednostronna interwencja zbrojna, podjęta bez zgody ONZ, byłaby "zbrodnią przeciw pokojowi".
Zadziwiające jest jednak to, że w pewnych kręgach protestanckich Stanów Zjednoczonych tłumaczy się obecną politykę amerykańską w kategoriach religijnych, w kategoriach walki dobra ze złem. Ameryka - wcielenie "dobra" - miałaby do spełnienia "mesjańską" misję obrony demokracji i wolności, jednym słowem: cywilizacji zachodniej przed atakami "zła". Bush - najbardziej religijny z ostatnich prezydentów amerykańskich - jest niewątpliwie pod wpływem tych idei.

* * *

Żyjemy w czasach epokowych zmian, chociaż może nie wszyscy zdają sobie jeszcze z tego sprawę. Dyskusje wokół metod walki z terroryzmem i rozbrojenia reżymu Husajna zamiast zjednoczyć państwa, narody i religie, dzielą je. Instytucje będące owocem cywilizacji Zachodu - ONZ, NATO, Unia Europejska - które przez kilkadziesiąt lat zapewniały wolność, respektowanie prawa międzynarodowego i ogólnoludzkich wartości - przeżywają chwile prawdziwego trzęsienia ziemi. Wydaje się, że terroryzm islamski osiągnął już jeden ze swych celów - podzielił świat. Wzniósł także mury nie tylko między światem zachodnim, identyfikowanym z chrześcijaństwem, a światem muzułmańskim, ale tworzy podziały w Europie i między Europą a Stanami Zjednoczonymi, podziały w społeczeństwach i Kościołach. Nie można dopuścić, by uczucia antyeuropejskie czy antyamerykańskie przesłoniły fakt istnienia wspólnej tożsamości zachodniej, na którą składają się: historia, kultura, wartości i korzenie chrześcijańskie. Jest to dziedzictwo, którego wspólnie powinniśmy bronić.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Irlandczycy bronią matek i nie chcą zmiany definicji rodziny

2024-03-27 17:17

[ TEMATY ]

rodzina

Adobe Stock

Zdecydowana większość Irlandczyków opowiedziała się przeciw poszerzeniu definicji rodziny i usunięciu z irlandzkiej konstytucji istotnego zapisu o powadze macierzyństwa. Tamtejsi katolicy mówią o „wielkim zwycięstwie zdrowego rozsądku”.

Blisko 68 procent Irlandczyków odrzuciło w niedawnym referendum rządowy plan poszerzenia definicji rodziny o tzw. „trwałe związki”. Druga poprawka proponowała usunięcie z konstytucji zapisu, że kobiety, które nie podejmują zatrudnienia z uwagi na wychowywanie dzieci, nie powinny być zmuszane do podjęcia pracy. Decyzje zaskoczyły tak polityków, jak i lewicowe organizacje, bowiem sondaże pokazywały poparcie dla obu tych zmian.

CZYTAJ DALEJ

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Śp. bp Ryszard Karpiński. Tablica nagrobna i portret

2024-03-28 11:13

Katarzyna Artymiak

W kryptach kościoła św. Piotra w Lublinie umieszczono tablicę grobową i portret śp. bp. Ryszarda Karpińskiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję