Reklama

Niedziela Rzeszowska

„Niedokończone Msze Wołyńskie”

W niedzielę, 22.08.2021 roku, w kościele parafialnym pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego w Kamieniu odbędzie się wernisaż wystawy „Niedokończone Msze Wołyńskie”. Po Mszach Świętych o godz.: 7:00, 9:00, 11:00 prelekcję na temat: „Wołyń’43: Walka o pamięć – walka Polskę” wygłosi prof. nadzw. dr. hab. Adam Kulczycki – wykładowca akademicki, działacz i publicysta kresowy, prezes Instytutu Pamięci i Dziedzictwa Kresów im. ppor. Lubomira Radłowskiego w Rzeszowie.

[ TEMATY ]

wystawa

nieznany - Michał Fijałka: 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1986/

Żołnierze 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK

Żołnierze 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- 11 i 12 lipca 1943 r. w ponad stu pięćdziesięciu wsiach, osadach i majątkach na Wołyniu Ukraińcy zamordowali ponad osiem tysięcy Polaków. Dla upamiętnienia krwawej niedzieli, która stanowiła apogeum antypolskiej czystki etnicznej, Sejm ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej – powiedział prof. nadzw. dr hab. Adam Kulczycki, wykładowca akademicki, działacz i publicysta kresowy, prezes Instytutu Pamięci i Dziedzictwa Kresów im. ppor. Lubomira Radłowskiego w Rzeszowie.

- Każdego roku, 11 lipca, modlimy się za zamordowanych, z których tak wielu leży wciąż w nieodkrytych dołach śmierci, przypominamy tysiące nieistniejących dziś polskich wsi, osad i kresowych chutorów, spalone i obrabowane świątynie, zdewastowane polskie cmentarze. W tym dniu oddajemy też hołd wszystkim Sprawiedliwym Ukraińcom, którzy nie bojąc się śmierci, mieli odwagę ratować swych polskich sąsiadów. Ludobójstwo dokonane w latach 1939-1947 przez nacjonalistów ukraińskich na mieszkańcach Kresów Południowo-Wschodnich stanowi część dramatu zgotowanego obywatelom polskim przez systemy i ideologie totalitarne. W wyniku zbrodniczych działań Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińskiej Powstańczej Armii, Służby Bezpieki OUN, Samoobronnych Kuszczowych Widdiłów i band chłopskich na terenie czterech przedwojennych wschodnich województw II RP – wołyńskiego, lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego – zginęło ponad 160 tys. polskich obywateli. Śmierć zadawano im w niezwykle okrutny sposób. W domach, w zabudowaniach gospodarczych, szkołach, podczas podróży, w kościołach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jak zaznacza prof. Adam Kulczycki, Rzeź wołyńska jest z pewnością jednym z najtragiczniejszych epizodów historii Polski w czasie II wojny światowej. Doświadczony przez brutalne okupacje - niemiecką i sowiecką - naród został podstępnie zaatakowany przez pozornie neutralnego sąsiada.

Podziel się cytatem

Reklama

Jak zaznacza prof. Adam Kulczycki, w 1942 roku sytuacja na froncie wschodnim wydawała się jeszcze stabilna. Niemcy wciąż mieli przewagę strategiczną, choć w drugiej połowie roku ugrzęźli w rejonie Stalingradu i nie byli w stanie poczynić dalszych postępów na ważnym kierunku południowym. W tym czasie OUN prowadziło szeroko zakrojone działania dywersyjne przeciwko Armii Czerwonej. Stopniowo ukraińscy nacjonaliści dochodzili do słusznego wniosku, iż u boku Niemców nie będą w stanie ugrać niepodległości, stąd też zaczęto wycofywać się z sojuszu. Na śmielsze poczynania ukraińskich przywódców Niemcy odpowiadali aresztowaniami czołowych działaczy. Wreszcie latem 1942 roku OUN rozpoczęło przygotowania do sformowania regularnej armii powstańczej. W październiku 1942 roku powstał pierwszy oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), do którego zaczęły dołączać kolejne sotnie w rejonie Polesia i Wołynia. Pierwszym dowódcą organizacji został Serhij Kaczynskyj. W szczytowym okresie rozwoju w 1944 roku UPA liczyła ponad 40 tys. ludzi, prowadząc akcję scaleniową pod egidą banderowskiego OUN. W 1943 roku banderowcy zagrozili nawet rozstrzelaniem wszystkim partyzantom, którzy nie przyłączą się do UPA, prowadząc nawet działania przeciwko melnykowcom. W tym czasie do UPA dołączyli dezerterzy z armii niemieckiej, głównie z formowanej z Ukraińców 14. Dywizji Grenadierów SS oraz zlikwidowanej samoistnie ukraińskiej policji. UPA rosła w siłę i mogła już prowadzić samodzielne działania nakierowane na walkę z trzema wrogami - Niemcami i Sowietami jako potęgami militarnymi mierzącymi się na wschodzie oraz Polakami uważanymi za przedwojennych ciemiężców, a teraz szczególnie wrażliwymi, bo pozbawionymi ochrony regularnej armii.

Reklama

- W lutym 1943 roku Ukraińcy rozpoczęli pierwszą wielką akcję wymierzoną w zamieszkujących na Wołyniu Polaków – poinformował prof. Kulczycki. - Skoordynowanie operacji, jej rozmiary, rozmach, a przede wszystkim błogosławieństwo OUN i UPA każą twierdzić, że było to przygotowane, celowe, zamierzone przedsięwzięcie, a nie spontaniczna akcja ukraińskiej ludności mszczącej się tym samym za krzywdy doznane w okresie międzywojennym. Warto odwołać się do słów Grzegorza Motyki: "Wyznawana przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - frakcji Bandery (OUN-B) radykalna ideologia nacjonalistyczna - [była] bliska lub wręcz tożsama z faszyzmem. Zakładała, że w walce o niepodległość Ukrainy nie obowiązują żadne zasady etyczne i można dla osiągnięcia tego celu popełnić każdą zbrodnię. Nacjonaliści widzieli też przyszłe państwo jako jednorodne etnicznie." Już choćby taka deklaracja programowa jednoznacznie określała miejsce Polaków - byli przeznaczeni do wyniszczenia, podobnie jak w niemieckich planach Holocaustu. Dlaczego Wołyń? Głównie ze względu na stosunkowo niski odsetek Polaków wśród ludności województwa sięgający maksymalnie 16 procent. Utrudniało to obronę Polaków, już choćby ich liczebność i dysproporcja sił i środków, a jednocześnie ułatwiało całkowitą fizyczną eksterminację i "oczyszczenie" ziem z obcego elementu. Początkowo Ukraińcy nie planowali tak drastycznego rozwiązania, jednakże na początku lata 1943 roku zaakceptowano plan fizycznego unicestwienia wszystkich Polaków znajdujących się na terenie Wołynia, co z dużą konsekwencją realizowano. Łączna liczba ofiar rzezi do dzisiaj nie została ustalona, możemy opierać się jedynie na szacunkach. Na samym Wołyniu było to co najmniej 80 tys. ludzi zabitych. W pozostałych województwach, gdzie w kolejnych miesiącach Ukraińcy kontynuowali czystki etniczne mogło zginąć jeszcze niemal 100-120 tys. osób. Mam tutaj na uwadze Małopolskę Wschodnią i Lubelszczyznę oraz Roztocze, Pogórze Przemysko-Dynowskie i Bieszczady. Dane są oczywiście przerażające, zważywszy na szybkość eksterminacji. Jeszcze bardziej zatrważają relacje dotyczące sposobu przeprowadzania egzekucji na ludności polskiej.

Reklama

Jak dodaje prof. Kulczycki, Ukraińcy odznaczali się bowiem niezwykłym, nawet jak na standardy II wojny światowej, okrucieństwem. Relacje świadków, zachowane dowody, ale także wnioski z ekshumacji ofiar jednoznacznie wskazują, iż ukraińskie bojówki stosowały wymyślne metody tortur urągające wszelkim standardom prowadzenia jakichkolwiek działań wojennych. Mordowanym Polakom ucinano kończyny, wydłubywano oczy, rozpruwano wnętrzności. Okrutni kaci nie przebierali w środkach, stosując terror na masową, niespotykaną dotychczas skalę. Szczególnie popularną formą uśmiercania ludności były podpalenia budynków, w tym kościołów, w których tłoczono mieszkańców danej wsi. Stąd też wiele z ataków miało miejsce w niedzielę, gdy ludność zbierała się na msze, koncentrując w jednym punkcie. To ułatwiało Ukraińcom otoczenie budynku i likwidację zgromadzonych. W biuletynie IPN z 2009 roku czytamy m.in.: "Latem i jesienią 1943 r. terror OUN-UPA osiągnął olbrzymie rozmiary. Mordy na ludności polskiej, rozpoczęte w powiatach sarneńskim, kostopolskim, rówieńskim i zdołbunowskim, w czerwcu 1943 r. rozszerzyły się na powiaty dubieński i łucki, w lipcu objęły pow. kowelski, włodzimierski i horochowski, a w sierpniu także pow. lubomelski. Szczególnie krwawy był lipiec 1943 r., a zwłaszcza niedziela 11 lipca 1943 r." 11 lipca 1943 roku nie bez przyczyny został nazwany "Krwawą Niedzielą". W tym dniu spacyfikowanych zostało blisko 100 miejscowości. Wiele z nich zrównano z ziemią, ludność wybito całkowicie, a w atakach brali udział ukraińscy chłopi wyposażeni w przyrządy codziennego użytku, które można było wykorzystać w walce - piły, kosy, siekiery, widły, grabie. Naprędce organizowane oddziały polskiej samoobrony nie były w stanie efektywnie przeciwdziałać przeważającemu przeciwnikowi, zwłaszcza gdy ten atakował z zaskoczenia. Eksterminacja ludności polskiej na Wołyniu została zastopowana w pierwszej połowie 1944 roku. Głównym powodem było wyniszczenie znacznej części elementu polskiego. Dodatkowo ciężar działań zbrojnych w wojnie niemiecko-radzieckiej przesunął się na zachód, a Polskie Podziemie coraz skuteczniej przeciwdziałało napadom ukraińskich band, w czym prym wiodły oddziały Armii Krajowej. Łącznie funkcjonowało w tym rejonie 9 silnych grup, które na wiosnę 1944 roku zostały zebrane w 27. Wołyńską Dywizję Piechoty i uczestniczyły aktywnie w Akcji "Burza".

Reklama

- Wystawa „Niedokończone Msze Wołyńskie” przedstawia martyrologium duchowieństwa wołyńskiego – ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej - dodaje prof. Adam Kulczycki.

Podziel się cytatem

- Została ona przygotowana przez: Instytut Pamięci Narodowej – Oddział w Lublinie, Ośrodek Badań Wschodnioeuropejskich – Centrum UCRAINICUM oraz Stowarzyszenie „Civitas Christiana” Oddział w Lublinie. Staram się, aby docierała do szerokiego grona odbiorców. Wystawie towarzyszy prelekcja na temat: „Wołyń’43: Walka o pamięć – walka Polskę. W 78-rocznicę banderowskiego ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach, na Wołyniu, w Galicji Wschodniej (Małopolsce Wschodniej) i na Lubelszczyźnie”. Przy okazji promuję książkę „Nie zabijaj. Nacjonalizm i ludobójstwo na Kresach wobec Kościoła, etyki chrześcijańskiej i zasad humanizmu”.

2021-08-20 09:39

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kraków: wtorkowe spotkania o sztuce sakralnej archidiecezji

[ TEMATY ]

wystawa

dziedzictwo

sztuka sakralna

Muzeum Archidiecezjalne w Krakowie

Muzeum Archidiecezjalne Kardynała Karola Wojtyły w Krakowie zaprasza na comiesięczne, wtorkowe dyskusje naukowe na temat obiektów eksponowanych w ramach wystawy czasowej Polonia Sacra.

Głównym założeniem wykładów tematycznych – prowadzonych przez pracowników naukowych, specjalistów w danej dziedzinie, historyków sztuki, konserwatorów zabytków – jest w szczególności prezentacja obiektów o wysokiej wartości artystycznej i historycznej, posiadających bogaty program ideowy. Niezwykle ważne pozostaje zwrócenie uwagi na konieczność prowadzenia interdyscyplinarnych badań naukowych, jak również prezentacja ich efektów.

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Turniej WTA w Madrycie - Świątek wygrała w finale z Sabalenką

2024-05-04 22:18

[ TEMATY ]

sport

PAP/EPA/JUANJO MARTIN

Iga Świątek pokonała Białorusinkę Arynę Sabalenkę 7:5, 4:6, 7:6 (9-7) w finale turnieju WTA 1000 na kortach ziemnych w Madrycie. To 20. w karierze impreza wygrana przez polską tenisistkę. Spotkanie trwało trzy godziny i 11 minut.

Świątek zrewanżowała się Sabalence za ubiegłoroczną porażkę w finale w Madrycie. To było ich 10. spotkanie i siódma wygrana Polki.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję