(fragment)
Rozmowa ojca z synem w krainie Moria
Tak szli i rozmawiali już trzeci dzień:
Oto wzgórze, na którym mam złożyć Bogu ofiarę -
mówił ojciec. Syn milczał, nie śmiał pytać:
Gdzie jest żertwa? mamy ogień i drwa, i nóż ofiarny,
lecz gdzie żertwa?
Bóg sam sobie tę żertwę upatrzy -
tak powiedział, nie śmiał głośno
wypowiedzieć tych słów: żertwą, mój synu,
będziesz ty -
więc milczał.
Tym milczeniem znów się zapadał w głuchy ostęp.
Słyszał Głos, który go prowadził.
Teraz Głos umilkł.
Został sam ze swym imieniem
Abraham: Ten, który uwierzył wbrew nadziei.
Za chwilę zbuduje stos ofiarny,
rozpali ogień, zwiąże ręce Izaaka -
i wówczas - co? zapłonie stos...
Widzi siebie już ojcem martwego syna,
którego Głos mu dał, a teraz mu odbiera?
O Abrahamie, który wstępujesz na to wzgórze
w krainie Moria,
jest taka granica ojcostwa, taki próg,
którego ty nie przekroczysz.
Inny Ojciec przyjmie tu ofiarę swego Syna.
Nie lękaj się, Abrahamie, idź dalej przed siebie
i czyń, co masz czynić.
Ty będziesz ojcem wielu narodów,
czyń, co masz czynić, do końca.
On sam powstrzyma twą rękę,
gdy będzie gotowa zadać ów ofiarniczy cios...
On sam nie dopuści, aby spełniła twa ręka
to, co już spełniło się w sercu.
Tak - zawiśnie w powietrzu twa ręka.
On sam ją wstrzyma.
I odtąd wzgórze w krainie Moria
stanie się oczekiwaniem -
na nim bowiem ma się spełnić tajemnica.
Pomóż w rozwoju naszego portalu