Trzydziestu dwóch terrorystów brało udział w pojmaniu zakładników w Północnej Osetii w mieście Biesłan, według zastępcy głównego prokuratora Rosji Siergieja Fridinskiego. Dotąd znaleziono zwłoki trzydziestu
terrorystów, wśród których byli Czeczeńcy, Ingusze, Kazachowie, Arabowie i Słowianie. Ludzie ci zaatakowali 1 września 2004 r. szkołę i początkowo kontrolowali ponad tysiąc osób, w tym dzieci z rodzicami
oraz nauczycieli.
W piątek 3 września terroryści zgodzili się wydać rozkładające się zwłoki 20 zabitych zakładników, którzy stracili życie w czasie wymiany ognia terrorystów z siłami bezpieczeństwa. Zamiast ludzi z
kostnicy zjawili się komandosi „Specnazu” i zaraz przeszli do ataku. Jak dotąd, przynajmniej 338 osób zostało zabitych i przeszło 700 jest poranionych (wg China View, 5 września 2004 r.).
Tego samego dnia Reuters zamieścił artykuł pod tytułem: Oblężone rosyjskie miasto grzebie ofiary, w którym opisana jest rozpacz rodziców pomordowanych dzieci, rozpoznawanie zwłok, jak i dodatkowy
opis ataku separatystów czeczeńskich.
Warto wspomnieć, że już od dawna Amerykanie wypracowali technikę pertraktacji z terrorystami w sprawie zakładników. Wiadomo, że terroryści chcą powiedzieć światu, o co im chodzi. Pertraktacje dają
terrorystom megafon na świat. Dzięki temu często udaje się poważnie zmniejszyć liczbę ofiar, bo dialog z terrorystami daje okazję na uzyskanie zorganizowanej ewakuacji przynajmniej części zakładników.
Taką metodą prawdopodobnie można było uratować życie wielu ludzi, a zwłaszcza dzieci, które tragicznie zginęły w czasie ataku „Specnazu”, dokonanego w tradycji sowieckich służb bezpieczeństwa.
Rzecznik Północnej Osetii Lew Dżugajew stwierdził, że 428 osób jest w miejscowych szpitalach i nie wiadomo, jaki los spotkał ok. 260 miejscowych ludzi. Pewna liczba ciężko rannych została przewieziona
do Moskwy i innych miast.
Amerykańska prasa kwestionuje, czy Putin podoła walce z separatystami czeczeńskimi. Jak wiadomo, napad na szkołę w Biesłanie nastąpił po wybuchach bomb na dwu samolotach pasażerskich i blisko stacji
metra w Moskwie. Aleksander Dżasochow, prezydent Północnej Osetii, publicznie przeprosił w szpitalu w pobliskim Władykaukazie, w rozmowie z lekarzami i rodzicami uczniów, że nie zapobiegł dokonania ataku
przez terrorystów. Regionalny minister spraw wewnętrznych podał się do dymisji, ale dymisja ta nie została przyjęta.
Walery Andrejew, lokalny szef bezpieczeństwa (FSB), powiedział, że jest możliwe, iż terroryści mieli pomoc ze strony miejscowych policjantów. Soslan Bidoyew zeznał, że jego brat widział, jak terroryści
kazali zakładnikom wydobyć spod podłogi w sali gimnastycznej duże ilości broni i materiałów wybuchowych przygotowanych z góry dla użytku terrorystów. Tego rodzaju zeznania potwierdzają opinię, że atak
na szkołę w Biesłanie był przygotowany z pomocą miejscowych separatystów czeczeńskich. Poszkodowani mieszkańcy Biesłanu mówią dziennikarzom, że Putin posługuje się zbrojną pacyfikacją Czeczenii dla celów
politycznych, ale w rzeczywistości nie spełnia swego obowiązku, żeby zapewnić ludności bezpieczeństwo.
Tragedia w Biesłanie utrudnia Putinowi i prasie rosyjskiej krytykę polityki USA i Izraela na Bliskim Wschodzie. Ostatnio Rosjanie zajmują się własnym problemem bezpieczeństwa. Teraz tylko Radio Hawana
krytykuje okupację Iraku i prześladowania Palestyńczyków. W tej sprawie nastąpił poważny zwrot na korzyść propagandy rządu Busha i Szarona. Masakra w Biesłanie wyciszyła krytykę USA i Izraela przez Rosjan
i Chińczyków. Pogorszenie się stosunków z muzułmanami w Rosji grozi tym samym w Chinach. Pasywny opór wielu muzułmanów przeciw władzy kolonialnej w Rosji i w Chinach staje się coraz bardziej radykalny.
Jednocześnie rozwija się nadal konkurencja USA i Rosji o wpływy w bogatym w ropę naftową Kaukazie i w rejonie Morza Kaspijskiego.
Dokładnie gdzie i kto inscenizuje prowokacje w tym rejonie - historycy dowiadują się dopiero po pewnym czasie. W każdym razie tragedia ludzka w miejscowości Biesłan, zamieszkanej przez 30 tys.
osób, wzmacnia argumentację tych, którzy propagują zbrojną interwencję na Bliskim Wschodzie i szerzenie „demokracji w wersji neokonserwatystów” w państwach islamskich. Przypomina mi się definicja,
że „trockiści nawróceni na syjonizm stają się neokonserwatystami”. Wiąże się to z artykułem Justina Raimondo w Antiwar.com z 1 września 2004 r. pt. Szpiedzy Izraela w Pentagonie są bohaterami
neokonserwatystów, gdzie cytuje on wypowiedź jednego z szefów żydowskiego lobby w Waszyngtonie (American - Israel Public Affairs Committee „AIPAC”) Stevena Rosena, że „wpływy zakulisowe
lobbystów kwitną w ciemnościach i giną w świetle słońca”. Jak widzimy - sytuacja jest pogmatwana, ale staramy się ją zrozumieć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu