Jak donosi prasa politycznie poprawna, dwieście kilkadziesiąt aptek belgijskich prowadzi już sprzedaż „specjalnych zestawów do eutanazji”, wydawanych tylko (jak na razie! - to mój komentarz) lekarzom. W zestawie jest kilka strzykawek i stosowne porcje środków znieczulających i paraliżujących. Zestaw kosztuje 60 euro, czyli w przybliżeniu 240 zł. Cena pary butów...
Czy taka jest obecnie cena ludzkiego życia w Belgii?... No, nie! Dochodzi jeszcze honorarium dla lekarza, zapewne niemałe. Ale ponieważ z badań przeprowadzonych ostatnio wynika, że „eutanazja w Belgii spowszedniała”, można oczekiwać spadku tych honorariów, a zatem postępującej obniżki „ceny życia”: już teraz „na swoje życzenie” poddaje się eutanazji przeciętnie jeden obywatel belgijski dziennie. A dodajmy, że mowa tu tylko o eutanazjach oficjalnie zgłoszonych przez lekarzy do specjalnej państwowej komisji. Wszelako wielu lekarzy przeprowadzonego przez nich „zabiegu” nie zgłasza, bo jakoby „obawiają się presji społecznej ze strony bardziej religijnych środowisk i pacjentów”.
Według najnowszych danych, 84 proc. Belgów to katolicy. Dziwni to zaiste katolicy, skoro zgodzili się - jako drugi kraj na świecie, po Holandii, gdzie katolicy są w mniejszości - na legalizację eutanazji... Nie posłuchali nauczania Jana Pawła II, przeciwnie - wypowiedzieli mu posłuszeństwo. Chyba że owa legalizacja, wprowadzona w 2002 r. i przynosząca już tak ponure żniwo zatrutych ziaren, została wprowadzona „tylnymi drzwiami”, bo np. w chwili głosowania posłowie jej przeciwni byli nieobecni na sali... Tak czy owak - ich wina. Nie wiem więc, czego się obawiają lekarze zabijający pacjentów tajnie w tym nowym, sztucznym raju wolności. Tylko jednego tam brakuje, by ta wolność była pełna: legalizacja à la belgique nie objęła jeszcze eutanazji nieletnich. Ale co się odwlecze...
Nie tak dawno temu na łamy gazet powrócił temat swoistej eutanazji à la polonaise, uprawianej przez lekarzy pogotowia łódzkiego: jak nie pavulonem, to potasem (słynna pani doktor „Potasik”!) przyspieszano zejście śmiertelne powierzonych ich opiece pacjentów. Przypuszczam, że stawka wynosiła więcej niż 240 zł, no ale chyba jeszcze nie jesteśmy w Polsce dostatecznie wychowani do „nowej wolności”, jeszcze takie działania są karalne, jeszcze nam nie spowszedniały. Jednak sam fakt, że znaleźli się lekarze gotowi za ileś tam srebrników sprzedać fundamenty etyczne swego zawodu, dowodzi, iż polskie środowisko lekarskie słabnie moralnie, a może nawet jest już psychicznie przygotowane, by zaakceptować eutanazję jako metodę „leczenia”.
Chcę wierzyć, że większość „ludzi w bieli” w Polsce mimo wszystko traktuje swą profesję jako powołanie, że gdy nadejdzie taka chwila, można będzie spokojnie oddać swe losy w ich ręce. Zaś wszystkim innym, różnym doktorom „pavulonom” i „potasikom”, dedykuję taki oto satyryczny wierszyk:
„Primum non nocere!”. Po pierwsze nie szkodzić -/ uczyli się na studiach konowali młodzi.../ Nie szkodzić... swej kieszeni! Tej złotej zasadzie/ są wierni, jak to widać na pięknym przykładzie/ miasta Łodzi. Pytanie: czyżby tylko Łodzi?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu