6 września minęła 62. rocznica ogłoszenia przez PKWN dekretu o reformie rolnej. Mimo tak wielu lat, które upłynęły, wśród Polaków pokutuje nadal wiele mitów o okolicznościach i skutkach tego aktu. Dość powszechnie uważa się, że nastąpił wówczas jakiś pozytywny moment zwrotny w życiu polskiej wsi. „Bogatych” pozbawiono ziemi - i innych bogactw - co było słusznym aktem „sprawiedliwości dziejowej”, „biednym” rozdano ją. Mity te są nieuchronnym efektem rozpowszechnienia się w naszej świadomości marksistowskich pojęć, w tym kryteriów „moralności socjalistycznej”, oraz uporczywie powtarzanych przez dziesięciolecia oficjalnych kłamstw, przy przymusowym milczeniu tych, którym „reforma” - w istocie bezprawny, zbrodniczy akt najeźdźców - odebrała podstawy istnienia ziemian polskich. PKWN nie miał nigdy nic wspólnego z jakąkolwiek legalną instytucją. Utworzony w Moskwie 21 lipca 1944 r., gdy istniał w Londynie polski rząd, „ogłosił się” jedyną władzą. Spośród wszystkich państw, uznał go tylko Związek Sowiecki. Zgodnie z tymi okolicznościami, dekret PKWN przewidywał karę więzienia lub śmierci za udaremnianie lub utrudnianie reformy rolnej i za nawoływanie do czynów przeciw reformie. Na kilka istniejących do dziś zasadniczych nieporozumień w ocenie skutków dekretu zwrócił uwagę dr Marek Łoś, prezes lubelskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, w wykładzie wygłoszonym wiosną tego roku w Warszawie na konferencji naukowej poświęconej tej tematyce, połączonej z wystawą.
Marek Łoś przypomniał, że zasadnicze ograniczenie wielkiej własności rolnej na terenach Polski przypadło na okres rozbiorów. Stan posiadania ziemiaństwa zmniejszył się wówczas o 80 proc. Kolejny etap rozpadu własności ziemskiej przypadł na okres międzywojenny. Odbywało się to wówczas spokojnie, poprzez zmiany ewolucyjne, a ich celem było powstanie jak najliczniejszych silnych gospodarstw chłopskich. Chroniono jednocześnie majątki ziemskie o nowoczesnej strukturze, uprzemysłowione. Niebagatelnym problemem było dawanie zatrudnienia przez te dobrze prosperujące gospodarstwa wielkiej liczbie pracowników, bowiem prawdziwym problemem wsi było wówczas przeludnienie. Już wówczas środowiska lewicowe widziały podział dworskiej ziemi - między 1,88 miliona drobnych gospodarstw chłopskich - jako jedyne remedium na ubóstwo wsi. Jednak, gdyby podzielić te 4,6 miliona ha należącej w 1931 r. do ziemian pomiędzy małorolnych chłopów, każde gospodarstwo otrzymałoby zaledwie 2,5 ha. Zabieranie jednym i dzielenie pomiędzy innych nigdy niczego w historii ekonomicznej świata nie rozwiązało, wbrew prymitywnym schematom myślowym. „Przedwojenna reforma rolna miała na celu - mówił Marek Łoś - stworzenie podstaw ekonomicznych do dalszej ewolucji wsi polskiej, w kierunku zbliżonym do modelu zachodnioeuropejskiego”. Przerwał ją, zrealizowaną zaledwie w połowie, wybuch wojny. Przed II wojną średnie gospodarstwo ziemiańskie miało powierzchnię 314 ha. Gospodarstw powyżej 50 ha było, wg danych z 1931 r., 0,5 proc. Wszystkich gospodarstw rolnych było wówczas 3,2 miliona (z czego 64,2 proc. miało powierzchnię do 5 ha). Dziś mamy 1,85 miliona gospodarstw, z czego największe, powyżej 50 ha, stanowią 1 proc., najmniejsze, do 5 ha, 58,2 proc. Wynika z tego, że „po przeszło sześćdziesięciu latach struktura władania ziemią nie zmieniła się istotnie”. (O 10 proc. wzrosła liczba gospodarstw nazywanych przed wojną włościańskimi, o pow. od 10 do 50 ha).
Inną, mało uświadamianą sobie do dziś tajemnicą komunistycznej „reformy”, jest fakt, że po 1944 r. rozparcelowano pomiędzy chłopów tylko 34,7 proc. zabranej bezprawnie ziemianom ziemi, i to w taki sposób, że rolnicy dostali niespełna 20 proc. tej własności. Preferowany był wiejski proletariat. Resztę zatrzymało państwo, tworząc PGR-y. Cyfry przytoczone przez dr. Łosia mówią o reformie PKWN to, co było starannie przemilczane przez komunistów i ich następców. „Po pierwsze: reforma PKWN dała chłopom dwa razy mniej ziemi niż reforma przedwojenna. Po drugie: zasób ponad 2,2 miliona hektarów ziemi pochodzącej z wywłaszczenia ziemian, a zatrzymanej przez państwo, wskazuje, że jest możliwe przeprowadzenie reprywatyzacji bez odbierania chłopom gruntów, którymi zostali obdzieleni” - mówił Marek Łoś. Warto też zestawić dane dotyczące wzrostu plonów w Polsce powojennej i w innych krajach Europy, a także ocenić stan stosunków społecznych na wsi po 1944 r., w tym liczbę sporów o ziemię, by zgodzić się z tezą autora wykładu, w myśl której „istotnym celem reformy rolnej, wbrew wszelkim pozorom, nie było przejęcie kontroli nad ziemią, lecz zapewnienie skutecznej kontroli nad ludźmi z tą ziemią związanymi. Taki cel wynikał wprost z «humanizmu socjalistycznego», który sprowadza się do wyrafinowanych metod dominacji nad ludźmi. Pełna kontrola ludności wiejskiej była zbyt ważna, aby można się było zastanawiać nad ekonomicznymi następstwami reformy.(…) Wieś została podzielona na tych, którzy coś dostali, i tych, którzy nie dostali nic. Tych, co dostali nadziały, można było straszyć potencjalnym powrotem «obszarników». W ten sposób komuniści stworzyli (a może tak im się tylko zdawało) doskonałą bazę do następnego etapu rozgrywki o opanowanie polskiej wsi”. Likwidacja najbardziej wrogiej komunizmowi warstwy, jaką byli właściciele ziemscy, spadkobiercy wielowiekowej kultury rycerskiej w Polsce, zniszczenie wszelkich śladów kultury materialnej, jaką tworzyli na ziemi polskiej przez stulecia, była, przy okazji, uwieńczeniem wysiłków carów rosyjskich. Ale historia dopisała niespodziewany epilog do całej tej, starannie wyreżyserowanej, nieuciekającej od zbrodniczych metod, akcji. O tej specyficznie polskiej, zgodnie z naszą naturą, zaskakującej najeźdźców, odpowiedzi Polaków będzie mowa za tydzień.
Pomóż w rozwoju naszego portalu