Uroczystości rozpoczęły się Mszą św., której w kościele akademickim Najświętszego Serca Jezusowego przewodniczył salezjanin ks. Mariusz Kostrzewski. W homilii ksiądz katecheta z Akademickiego Liceum Politechniki Wrocławskiej podkreślał, że Jezus pokonał śmierć, w nim mamy życie: – Z perspektywy Jezusa śmierć nie jest ostatecznym końcem, śmierć jest jak sen. Gdy wspominamy ten wielki dramat – który w 1941 roku już w nocy z 3 na 4 lipca rozegrał się we Lwowie, kiedy do domu lwowskich profesorów wdarli się mordercy i zabili nie tylko ich, ale także ich rodziny, bliskich – wiemy, że oni wstaną z tego snu śmierci. Być może już cieszą się Niebem, a być może jeszcze potrzebują naszej modlitwy. Po Mszy św. udamy się pod Pomnik Martyrologii Profesorów Lwowskich. Tutaj modlimy się za ich duszę, a tam będziemy dbać o pamięć poległych profesorów i ich rodzin – mówił kaznodzieja. I dodał: – Najważniejszy nie jest sam pomnik, ale przede wszystkim nasza obecność i nasza pamięć o nich.
Pod pomnikiem na skwerze przy Politechnice Wrocławskiej hołd pomordowanym na Wzgórzach Wuleckich oddali przedstawiciele władz państwowych, wojewódzkich, miejskich, rektorzy wrocławskich uczelni – z ks. prof. Sławomirem Stasiakiem, nowym rektorem Papieskiego Wydziału Teologicznego – szkół, stowarzyszeń oraz członkowie rodzin pomordowanych. Obecne były poczty sztandarowe, kompania honorowa i wojskowa orkiestra.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– 4 lipca to dla środowiska akademickiego Wrocławia data szczególna. Tego dnia wspominane jest jedno z najtragiczniejszych wydarzeń dla polskiej nauki: mord dokonany przez nazistów na polskich profesorach lwowskich uczelni. Zginęli, bo ich intelekt uznano za groźny dla planów hitlerowskich Niemiec – mówił w przemówieniu rektor Politechniki Wrocławskiej prof. Arkadiusz Wójs. – Od lat pod tym pomnikiem przypominamy ich los, ale nigdy wcześniej napis na tym monumencie „Nasz los przestrogą” nie brzmiał tak dramatycznie jak dziś, gdy na Ukrainie, kilka godzin jazdy od Wrocławia, giną ludzie. Dziś Rosja prowadzi wojnę totalną, niszcząc ukraińskie uczelnie, szpitale, szkoły, zrównuje z ziemią całe miasta, zabija ludzi, dokonuje zbrodni wojennych – podkreślał.
Reklama
– Dziś nasi przyjaciele z lwowskich uczelni zamiast konferencji naukowych organizują pomoc uchodźcom wewnętrznym, a studenci z ukraińskich uczelni w Polsce szukają swojego miejsca do życia i do nauki. Dziś zarówno nauczyciele akademiccy, jak i studenci ukraińscy walczą na froncie, zamiast zdobywać wiedzę i prowadzić badania naukowe – zaznaczał prof. Wójs. – Rok temu staliśmy w tym miejscu, wierząc, że nauka pokona pandemię koronawirusa. A dziś chcemy wierzyć, że to ukraińska armia z pomocą wielu krajów dysponujących zaawansowaną technologicznie bronią odeprze Rosjan, a nasi ukraińscy koledzy spotkają się z nami w swoich odbudowanych uczelniach, w laboratoriach i na łamach czasopism naukowych.
Prezes zarządu głównego Stowarzyszenia Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Adam Kiwacki tłumaczył pod pomnikiem, że profesora nie da się całkowicie zabić, bo nie jest on tylko bytem materialnym, ale jest z nim nierozłączny dorobek naukowy, a także wiedza i charakter przekazany studentom. Jest nieśmiertelny swoim dorobkiem. Nawiązał także do zbliżającej się kolejnej rocznicy rzezi wołyńskiej: – Ta rocznica stawia przed nami szczególne wymagania w kontekście wojny. Musimy dzisiaj wypracować taką formułę uporządkowania sprawa polsko-ukraińskich, żebyśmy naszym dzieciom przekazali "czyste pole". Jeśli nie zrobimy tego teraz, w tej szczególnej sytuacji, to stracimy niepowtarzalną szansę. To nasz obowiązek – podkreślał.