Reklama

6. rocznica zamachu terrorystycznego w USA

Świadkowie Bożego pokoju

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Upłynęło sześć lat od zamachu terrorystycznego na Amerykę. Celem były wieże World Trade Center i Pentagon. 11 września 2001 r. za pomocą uprowadzonych samolotów porywacze przejęli kontrolę nad samolotami i skierowali je na te dwa znane obiekty na terenie USA. Dwa samoloty z pasażerami na pokładzie rozbiły się o bliźniacze wieże World Trade Center w Nowym Jorku, trzeci zniszczył część Pentagonu. Ostatni samolot dzięki dzielnej postawie podróżnych, którzy zaatakowali porywaczy, nie dotarł do celu i rozbił się na polach Pensylwanii, w pobliżu Waszyngtonu. Przypuszcza się, że miał uderzyć w Biały Dom lub Kapitol. Ustalono, że w zamachu zginęło ponad 2700 osób, w tym 5 Polaków. Zamach na World Trade Center był największym aktem terroru w dotychczasowej historii Stanów Zjednoczonych i świata.

O. Michał Czyżewski OSPPE: - Powróćmy wspomnieniami do tragicznego dnia 11 września 2001 r., gdy miał miejsce nowojorski zamach terrorystyczny. Jak wspominasz ten dzień?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Michał Głogowski: - Ten dzień był dla mnie próbą wiary. Zaczął się w wielkim szoku, kiedy usłyszałem o ataku na World Trade Center. Było to zaraz po uderzeniu boeinga 767 w północną bliźniaczą wieżę WTC - tę, w której na 82. piętrze pracowała moja mama Leokadia. Próbowałem oczami wyobraźni określić, które piętra wieży są w ogniu, ale nawet moje architektoniczne doświadczenie tutaj nie pomogło. Przejęty obrazami, które widziałem na ekranie telewizyjnym, zwróciłem się natychmiast do Boga, powierzając moją mamę, i do dzisiaj nie potrafię wytłumaczyć spokoju wewnętrznego, jakim Bóg mnie obdarowywał w tych trudnych godzinach oczekiwania na jakikolwiek sygnał od mamy. Te godziny wypełnione były dziesiątkami telefonów. Co kilka minut rozmawiałem z tatą, z mamy siostrą z Polski i przyjaciółmi oraz znajomymi moich rodziców, którzy dzwonili do mnie z Ameryki i z różnych krajów, aby zapytać o mamę. Chodziłem po pokoju, modląc się nieustannie do Ducha Świętego, aby był z mamą i z tymi, którzy są z nią w płonących wieżach. Śledziłem całą tę tragedię za pośrednictwem telewizji, ale wewnętrznie czułem dziwny pokój, który był z pewnością odpowiedzią na moje ogromne zaufanie do Boga. Ten czas oczekiwania w ufności wydawał mi się bardzo długi. Wreszcie mama zadzwoniła do taty, a on natychmiast przekazał mi wiadomość, że żyje. Cieszyłem się ogromnie, a moja radość była o wiele głębsza przez to, że fakt zachowania mamy przy życiu odczytywałem jako potwierdzenie tego, co cały czas czułem, i co odbierałem tak, jakby Bóg szeptał mi do ucha, że moja mama żyje. Dziękowałem Mu. Dzisiaj wiem, że w tej całej tragedii mogłem panikować... ale zacząłem od Boga, zaufałem bezgranicznie, i Bóg na to zaufanie odpowiedział, wyprowadzając mamę z 82. piętra wieży WTC.
Ten dzień zakończyliśmy wspólną modlitwą we troje. Dziękowałem nie tylko za mamę, którą mi ponownie podarował, ale też za łaskę wiary i zaufania Bogu. Ten dzień był wielką tragedią, ale był też kolejnym namacalnym potwierdzeniem, że nawet w największej tragedii, kiedy zwracamy się z bezgranicznym zaufaniem do Boga, to On rzeczywiście wyprowadza z niej i potrafi wydobyć ogromne dobro. Dzisiaj, kiedy patrzę na uśmiechnięte oczy mojej mamy, trzymającej na rękach swojego pierwszego wnuczka - mojego synka Łukasza, to ponownie dziękuję Bogu, że dał jej tę radość uczestnictwa w jego wzrastaniu, i że ta radość jest też wynikiem łaski jej ocalenia 11 września 2001 r.

- Jak doświadczenie uratowania życia mamy wpłynęło na Twoje dalsze życie?

- Z faktu uratowania mojej mamy wyprowadziłem wnioski, które jeszcze bardziej umacniają moją wiarę i bezgraniczne zaufanie do Boga w każdej sytuacji życia. Wiem i ufam, że Bóg tak samo jak sześć lat temu wyprowadził mamę z płonącej wieży, tak wyprowadza mnie z problemów, przed którymi staję na co dzień. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Proszę Boga, aby to On układał plan każdego mojego dnia i mojego całego życia i abym potrafił, ufając Mu, pod tym planem się podpisywać.

Reklama

- Jesteś już od kilku lat liderem Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym Lew Judy na Manhattanie. Jak dzielisz obowiązki męża, ojca, lidera i te związane z pracą zawodową?

- Rolę ojca spełniam dopiero od kilku tygodni, żonaty jestem od dwóch lat. Zauważam, że nowe obowiązki, które podjąłem, raczej łączą mnie i moją żonę Martę, z którą wszystkim wspólnie się zajmujemy. Obecnie, kiedy zostałem ojcem, stanąłem przed nowym powołaniem, którym Bóg mnie obdarował. W tej chwili to moje najważniejsze powołanie. Odpowiedzialność za żonę i naszego synka przewyższa wszystkie inne odpowiedzialności. Przed urodzeniem Łukaszka poświęcenie naszego czasu dla Odnowy nie było trudne. Po pracy oboje z żoną jeździliśmy i działaliśmy we wspólnocie. Nasi znajomi dziwili się trochę i pytali, jak to robimy. Wspólnota była i nadal jest dla nas drugim domem. Działaliśmy w niej czynnie aż do narodzin Łukasza. W tej chwili obowiązki wobec rodziny są na pierwszym miejscu. Oczywiście, tęsknimy za wspólnotą i spotkaniami. Utrzymujemy jednak kontakty z ludźmi, pytamy i interesujemy się działalnością wspólnoty. Nie jest to nasza prywatna wspólnota. Jesteśmy jej liderami, ale jest to Boża wspólnota i wierzymy, że On będzie ją dalej prowadził. Na pewno w przyszłości nadal będziemy się angażować, na ile czas pozwoli.

- Przy tworzeniu się tej grupy charyzmatycznej byli i są cały czas obecni Twoi rodzice, którzy przez modlitwę i zaangażowanie na rzecz tej wyjątkowej grupy wspierają przychodzące do niej nowe osoby. Powiedz, jak zachęciłeś rodziców do uczestniczenia w życiu wspólnoty?

- Pan Bóg we wszystkim ma swój plan i to, że wspólnota powstała dwa miesiące przed atakiem na WTC, też było w planie Bożym. Moi rodzice absolutnie nie chcieli uczestniczyć we Wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym. Mama tłumaczyła mi jeszcze w czerwcu 2001 r., że ona wierzy w Boga i nie potrzebuje żadnych namacalnych dowodów Jego istnienia. Ja jednak uparcie dążyłem i niemal zmusiłem rodziców do wzięcia udziału w kursie Filipa w ostatnich dniach czerwca 2001 r.
W tej chwili moi rodzice są ogromnie szczęśliwi, że mogą uczestniczyć w spotkaniach i życiu naszej wspólnoty. Oboje się angażują i biorą czynny udział zarówno w spotkaniach, jak i niesieniu pomocy każdemu na każdym kroku, jeżeli jest to możliwe. Mama ciągle powtarza, że to Duch Święty, do którego tak naprawdę zaczęła się modlić we wspólnocie, wyprowadził ją 11 września 2001 r. z płonącej wieży WTC.

- Przy powstawaniu Odnowy w Duchu Świętym Lew Judy spotkania modlitewne odbywały się również w Waszym rodzinnym domu. Podczas tych spotkań wspólnota otrzymała niezrozumiałe wtedy proroctwa, które zostały odczytane dopiero po 11 września.

- Tak jak wspomniałem, kurs Filipa odbył się pod koniec czerwca, dwa miesiące przed atakiem na WTC. Po kursie powstała nowa wspólnota, która wtedy jeszcze w bardzo małym składzie modliła się gorąco o swój rozwój. Byliśmy szczęśliwi, że powstała pierwsza polskojęzyczna Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym w Nowym Jorku. Spotykaliśmy się przez cały lipiec i sierpień niemal codziennie. Bardzo często spotkania odbywały się w mieszkaniu moich rodziców i zawsze kończyły się naszą wspólną modlitwą. Znamienny jest fakt, że w czasie tych spotkań modlitewnych Pan Bóg przemawiał do nas w proroctwach. Jedno z nich powtarzało się wielokrotnie, a brzmiało następująco: „Przyjdzie na was cierpienie, ale ja będę z wami”. Prawda jest taka, że niechętnie przyjmuje się trudne treści. I wtedy te słowa proroctwa były nie tylko niezrozumiałe, ale nawet nie mogliśmy sobie wyobrazić, że Bóg może mówić do nas o jakimś wielkim cierpieniu. Ja osobiście myślałem wtedy, że będą jakieś małe problemy, może ze wspólnotą, ale Bóg nam w tym, jak mówi, pomoże. I tak naprawdę nie braliśmy tego proroctwa zbytnio do serca. Dopiero po 11 września, po ocaleniu mojej mamy, otworzyliśmy wszyscy szeroko oczy, rozumiejąc, jak Bóg nas przygotowywał do tego dnia i do tego cierpienia. Ten fakt jest dowodem, że nie można lekceważyć żadnego słowa, które Bóg do nas mówi. W Piśmie Świętym jest powiedziane: „Proroctwa nie lekceważcie”. Każde proroctwo jest bardzo ważne i nie można go lekceważyć. Nie myśleliśmy przecież, że słowa, które Pan Bóg nam wtedy przekazywał przed 11 września, dotyczą nie tylko nas, ale całego świata. Dzisiaj wiem, że w wielkim planie Boga było to, żeby przygotować nas do cierpienia, jakie nam i całemu światu dane było przeżyć 11 września 2001 r.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litania nie tylko na maj

Niedziela Ogólnopolska 19/2021, str. 14-15

[ TEMATY ]

litania

Karol Porwich/Niedziela

Jak powstały i skąd pochodzą wezwania Litanii Loretańskiej? Niektóre z nich wydają się bardzo tajemnicze: „Wieżo z kości słoniowej”, „Arko przymierza”, „Gwiazdo zaranna”…

Za nami już pierwsze dni maja – miesiąca poświęconego w szczególny sposób Dziewicy Maryi. To czas maryjnych nabożeństw, podczas których nie tylko w świątyniach, ale i przy kapliczkach lub przydrożnych figurach rozbrzmiewa Litania do Najświętszej Maryi Panny, popularnie nazywana Litanią Loretańską. Wielu z nas, także czytelników Niedzieli, pyta: jak powstały wezwania tej litanii? Jaka jest jej historia i co kryje się w niekiedy tajemniczo brzmiących określeniach, takich jak: „Domie złoty” czy „Wieżo z kości słoniowej”?

CZYTAJ DALEJ

Papież: bł. Rajmund Llull uczył, jak służyć Panu i być szczęśliwym

2024-05-03 16:49

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO

Również i ten, kto zostaje papieżem, musi nadal dążyć do spotkania z Panem, do pełnego oddania się służbie Bożej - przyznał Franciszek na audiencji dla członków Fundacji Blanquerna z Uniwersytetu Rajmunda Llulla. Papież odniósł do postaci patrona tego barcelońskiego uniwersytetu. Bł. Rajmund Llull żył na przełomie XIII i XIV w. Był katolickim filozofem, matematykiem i pisarzem.

Tytułowym bohaterem jego napisanej w języku katalońskim powieści był Blanquerna, który zmagając się z różnymi problemami i pokusami dąży do chrześcijańskiej doskonałości. Zostaje też papieżem i reformuje Kościół.

CZYTAJ DALEJ

Rzeszowskie spotkania maryjne

2024-05-03 21:00

Irena Markowicz

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

Pani Rzeszowska na osiedlu Staroniwa

W maju, miesiącu przesiąkniętym wdzięcznością do naszej Matki w Niebie łatwiej też

odnajdujemy ślady jej obecności w naszym otoczeniu. Kamienna figura Pani Rzeszowa na osiedlu Staroniwa, bliźniaczo podobna do tej, która objawiła się Jakubowi Ado w 1513 na gruszy w ogrodzie bernardyńskim...

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję