Nakładem wydawnictwa „Kontra” ukazała się książka pt. „Kornel”, wywiad rzeka, jaki przeprowadził Artur Adamski z Kornelem Morawieckim, niezwykle ciekawą, choć pozostającą w cieniu postacią polskiej sceny politycznej lat 80. Był twórcą i liderem organizacji „Solidarność Walcząca” (SW), która odmówiła wszelkich kompromisów z komunistami, toteż pozostała w podziemiu; czas dowiódł, że takie kompromisy nie wychodzą na zdrowie, o czym świadczy cała historia III Rzeczypospolitej.
W książce, bogato ilustrowanej (kapitalna fotografia z Magdalenki!), znalazłem mnóstwo informacji zupełnie mi dotąd nieznanych, jak o genezie słynnego „Posłania do ludzi pracy Europy Wschodniej”, sporządzonego w gorącej atmosferze zjazdu NSZZ „Solidarność” w Gdańsku-Oliwie w 1981 r.: otóż najpierw było „Posłanie Rosjan do Polaków”, zaproponowane i napisane przez zaprzyjaźnionego z Morawieckim Michała Iwanowa... Polskie „Posłanie” było odpowiedzią na tę niezwykłą inicjatywę Rosjanina... Dlaczego nic o tym dotąd nie wiedziałem?
Gdyby ktoś chciał nauczyć się zasad konspiracji (kto wie, czy to się kiedyś jeszcze nie przyda? Oby nigdy!), znajdzie w „Kornelu” obszerny wykład w tej kwestii - na przykładzie podziemnych działań prasowych, radiowych i innych na terenie Wrocławia, głównej bazy SW. Łącznie z opisami genialnie prostej konstrukcji „miotacza ulotek” z opóźnionym działaniem (iżby konspiratorzy mogli na czas się ulotnić) albo zwykłego radia, przerobionego tak, by można było podsłuchiwać rozmowy MO i SB. Dopiero z tej książki dowiedziałem się, jak imponującą działalność wydawniczą prowadziła SW oraz dzięki czemu ta działalność trwała nieprzerwanie i efektywnie, pomimo wpadek poszczególnych tajnych drukarni. SW miała do perfekcji opanowaną metodę ukrywania swoich działaczy; warto dodać, że Morawiecki, tropiony dzień i noc przez SB, przez długich sześć lat wymykał się z sideł; nikomu z pozostałych przywódców podziemia stanu wojennego (i potem) nie udała się taka sztuka.
W rozdziale „Kornelówka” Morawiecki opowiada o budowie domku na swej działce we wsi Pęgów, jeszcze w latach 70. Chciał wszystko zrobić sam, ale okazało się, że wcale sam nie jest: mieszkańcy wsi, widząc, że ten „pan z miasta” (wykładał fizykę na Uniwersytecie Wrocławskim) nie bardzo sobie radzi, przyszli mu z wszechstronną pomocą, niczego w zamian nie oczekując. Cytuję: „Wszystko funkcjonowało według jakby takiej niepisanej umowy, że co prawda państwowe władze, jak mogą, starają się nam skomplikować życie, ale my i tak sobie poradzimy, będziemy sobie pomagać, zbudujemy sobie naszą lokalną społeczność tak, że na przekór ustrojowi da się żyć...”.
Tak było za PRL-u we wsi Pęgów. Ciekaw jestem, czy ta piękna zasada solidarności przetrwała tam do dziś?
Pomóż w rozwoju naszego portalu