Reklama

Wizje telewizji

Niedziela Ogólnopolska 31/2008, str. 20-21

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiesława Lewandowska: - Gdy dwa lata temu objął Pan stanowisko wiceprezesa Zarządu TVP, media komentowały, że przyszedł PiS-owski komisarz polityczny i będzie robił swoje porządki.

Sławomir Siwek: - Po pierwsze - nigdy nie byłem członkiem PiS-u, ta partia przeprowadziła tylko moje powołanie do Zarządu TVP. Po drugie - przyszedłem tu z przeświadczeniem, że w ciągu czteroletniej kadencji będę brał udział w reformowaniu telewizji, która - jestem wciąż o tym przekonany - wymaga zmian, a zmiany są możliwe. Tak wtedy uważał i rząd PiS-owski, i cały Zarząd; rozpoczęło się więc planowanie zmian, podejmowanie inwestycji związanych z czekającą nas cyfryzacją. Uruchomiliśmy dwa najważniejsze procesy: powołanie Agencji Informacji i Agencji Produkcji Telewizyjnej. To ma być zupełnie nowy model funkcjonowania tych dwóch sfer, pociągający za sobą radykalne zmiany w innych działach. Ten proces nie został zakończony. Podobnie jak restrukturyzacja i nowy model funkcjonowania 16 oddziałów regionalnych. Rozpoczęliśmy budowę pięciu nowych siedzib oddziałów. Modernizacji sprzętu na tę skalę, jaką przeprowadza ten Zarząd, nie było od 1989 r. Nie ulega zatem wątpliwości, że przyszliśmy tutaj z poczuciem specjalnej misji.

- Co w istocie było jej głównym celem, chyba nie wyłącznie zmiany techniczne?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Na jednym z posiedzeń sejmowej Komisji Kultury złożyłem deklarację, że jeśli do tej pory telewizja leżała na jednym boku, to naszą misją jest postawić ją do pionu, tak, aby była obiektywna, rzetelna i pluralistyczna.

- Udało się?

- Oczywiście, że nie do końca się udało, na pewno jednak pluralizmu w telewizji publicznej jest dziś więcej, niż było przed naszym przyjściem. Pod tym względem kanał Info wygrywa z TVN 24! Twierdzenie, że jest to telewizja jednej partii (czyli opozycyjnego obecnie PiS-u), jest manipulacją i mieszaniem ludziom w głowach.

- No i ludzie mają spore zamieszanie w głowach, gdy w tej PiS-owskiej telewizji oglądają np. program Tomasza Lisa!

- No właśnie! Proszę mi powiedzieć, co państwo Lisowie, którzy praktycznie rządzą informacją w „Wiadomościach”, mają wspólnego z PiS-em? Zresztą, byłem temu rozwiązaniu przeciwny, bo Tomasz Lis jest przede wszystkim politykiem, a nie dziennikarzem, zostałem jednak przegłosowany na spotkaniu Zarządu.

- A może chodzi o to, że w dążeniu do pluralizmu politycznego nawet od dziennikarzy informacyjnych przestaliście wymagać profesjonalnej neutralności?

- Zatrudnianie takich dziennikarzy jest po prostu odbiciem pluralizmu wewnątrz Zarządu TVP. Przyznaję, czasami okazuje się, że jesteśmy świętsi od papieża…

- Czy obecny Zarząd prowadzi jakąś konkretną politykę kadrową?

- Na jednym z posiedzeń Komisji Kultury poseł Wenderlich z SLD, nie kryjąc przekąsu, zadał mi pytanie: To i dziennikarzy ze szkoły ks. Rydzyka też będziecie przyjmowali do „waszej” telewizji? Poseł zapomniał, że telewizja musi działać w zgodzie z chrześcijańskim systemem wartości, jak to przed laty postanowił ustawodawca. Odpowiedziałem krótko: Jak będą dobrzy, to będziemy ich przyjmowali, bo przecież oni nie są ludźmi drugiej kategorii. Niestety, rzucone dzisiaj hasło „odzyskiwania telewizji od tego niedobrego PiS-u” zakłada, że ci, którzy utożsamiają się z poglądami dawnej koalicji, nie mają prawa do obecności w publicznej telewizji! A moim zdaniem, w telewizji publicznej muszą być prezentowane wszystkie poglądy; i te bliskie obecnej koalicji rządzącej, i te opozycyjne.

- I tak jest?

- Tak, choć nie do końca. Jest tu miejsce i dla audycji Tomasza Lisa, i dla Anity Gargas… A w programach informacyjnych i publicystycznych - i dla posła Jerzego Wenderlicha, i dla Antoniego Macierewicza. W przeglądach prasy - i dla „Polityki”, i dla „Niedzieli”. O „Gazecie Wyborczej” nie wspominam, bo jej autorytet na giełdzie dziennikarskiej bardzo podupadł i coraz mniejsze znaczenie ma to, co w niej wydrukowano. Jeśli dochodzi do jakiegoś zachwiania w tej mierze, to dlatego, że czasami pojawia się dawny odruch; gdy zmienia się władza w państwie i możliwe są zmiany wewnątrz telewizji, to dziennikarze, twórcy programów, natychmiast usiłują grać na rzecz nowej władzy.

- I nie da się tego w żaden sposób zmienić?

- To stary koniunkturalizm, chociaż niewątpliwie jest tu wielu wartościowych ludzi, także ze „starych czasów”. Można to zmienić, pod warunkiem, że zarządzający telewizją będą myśleć dalekowzrocznie, a nie tylko doraźnie, w skali jednej kadencji politycznej. Może przydałby się jakiś medialny okrągły stół, aby najbardziej zainteresowane siły polityczne i społeczne wypowiedziały przy nim swoje zdanie i wypracowały wreszcie jakąś spójną wizję telewizji publicznej? Od 1989 r. wszystkie siły polityczne przeciągały na swoją stronę media publiczne i nikomu to nie wyszło. Pora wyciągnąć wnioski.

- A może po prostu potrzebne jest radykalne odpolitycznienie telewizji publicznej?

- Nie oszukujmy się, że media publiczne da się odizolować od polityki. Czy np. oddając rektorom wyższych uczelni władztwo nad Krajową Radą Radiofonii i Telewizji albo nad Radą Nadzorczą TVP, unikniemy politycznych wpływów? Mało prawdopodobne. Rektorzy też mają swoje poglądy.

- Jest jednak spore grono autorytetów, twórców kultury, ludzi dalekich od politycznych przepychanek, którym los mediów publicznych nie jest obojętny i dlatego dziś protestują przeciw polityce medialnej rządu.

- I niestety, na protestach się kończy. Miałem nadzieję, że gdy Minister Kultury powołał specjalny zespół do pracy nad nową ustawą medialną, to będzie to wreszcie początek jakiegoś sensownego porozumienia, lecz już sam skład tego zespołu mnie rozczarował. Jeden z jego członków jest autorem słynnego apelu, aby „zabrać PiS-owi i Kaczyńskim media publiczne i wrócić je społeczeństwu”. A więc PiS i jego elektorat nie jest już częścią społeczeństwa? Wychodząc z takiego założenia, wykluczając kogokolwiek, nie można uczciwie myśleć o dobru wspólnym, jakim w końcu ma być telewizja publiczna.

- Jest Pan przekonany o konieczności reformowania TVP, jednak chyba niewiele istotnych innowacji udało się do tej pory wprowadzić. Dlaczego?

- To nie tak. Powiedziałem, że pewne procesy uruchomiliśmy i one wymagają kontynuacji. Największą przeszkodą wprowadzania zmian są obowiązujące tu długotrwałe procedury urzędowe. W przypadku większych inwestycji decydować musi Rada Nadzorcza oraz Minister Skarbu, jako właściciel spółki. A gdy minister jest spółce i jej Zarządowi niechętny, jak to zauważamy, to dochodzi do całkowitego zahamowania procedur. W tej chwili mamy wielki kłopot z jakimkolwiek działaniem, nie ma mowy o dalszej realizacji projektu reformowania firmy. Ponadto potrzebna jest jedna wola całego Zarządu, a z tym bywa różnie. Zastanawiam się, czy nie lepszym rozwiązaniem byłby Zarząd jednoosobowy, ale politycy do tego nie dopuszczą…

- Sugeruje Pan złą wolę, a może Minister Skarbu po prostu tak dobrze stara się pilnować majątku państwowego?

- Powiem wprost: mamy obecnie wojnę rządu z telewizją publiczną, a szczególnie z jej Zarządem. Niestety, nie jest to walka o lepszą jakość TVP… Dzisiaj jestem już przekonany, że chodzi tu o istnienie lub raczej o nieistnienie telewizji publicznej.

- Ministrowi Skarbu zależy na nieistnieniu telewizji publicznej?

- Tego nie powiedziałem. Minister Skarbu jest zresztą tylko pionkiem w tej grze i jedynie wykonawcą. Mamy do czynienia z nową polityką rządu w tym zakresie, a za politykę rządu odpowiada premier.

- Komu więc zależy na nieistnieniu telewizji publicznej?

- Oczywiste jest, że jeśli zniknie lub zostanie ograniczona telewizja publiczna, to ktoś przejmie część jej rynku reklam. Moim zdaniem, rząd dał stacjom komercyjnym wyraźny sygnał, aby się szykowały do przejmowania interesu.

- Nie sądzi Pan, że byłoby to dość pocieszające, gdybyśmy mieli tu do czynienia tylko z biznesową wojną o reklamy?

- Sądzę, że jest to także walka ideologiczna z misją telewizji publicznej! Przychodząc do telewizji, wyobrażałem sobie - może nieco naiwnie - że telewizja ma być otwartym medium prezentującym różne poglądy i światopoglądy, formującym obywateli do funkcjonowania w demokratycznym państwie, wspierającym kulturę.

- Telewizji publicznej zarzuca się już dziś, że jest zanadto skomercjalizowana, że w pogoni za reklamami sama gubi swą misję!

- To jest właśnie cała dziwność funkcjonowania telewizji publicznej w Polsce, która z jednej strony ma być misyjna, a z drugiej - jest spółką prawa handlowego, co znaczy, że musi dbać o takie wyniki finansowe, które umożliwią jej pełnienie misji. Pieniędzy z abonamentu nigdy nie wystarczało, wobec czego konieczne stało się częściowe ich pozyskiwanie z działań komercyjnych, czyli z reklam i produkcji telewizyjnych.

- Co to znaczy „częściowe”?

- To znaczy, że w telewizji publicznej nie przerywamy programów i filmów reklamami, co sprawia, że nasze wpływy z reklam nie mogą być tak duże, jak w przypadku stacji komercyjnych.

- Które zresztą telewizji publicznej bardzo zazdroszczą abonamentu!

Reklama

- A tak naprawdę, nie mają czego zazdrościć! Jak niedawno poinformowała nas KRRiT, możemy się spodziewać w 2009 r. zaledwie 325 mln, zamiast 523 mln zł, co oznacza, że będzie brakowało tyle pieniędzy, ile wydaje się rocznie na funkcjonowanie oddziałów terenowych TVP. Ten deficyt powstaje na skutek rządowych zapowiedzi likwidacji abonamentu - ludzie na wszelki wypadek już przestali płacić. Tak więc nieomal od początku rządów PO odnotowaliśmy 20-,30-procentowe spadki wpływu z abonamentu. Moim zdaniem, już samo rzucenie hasła o likwidacji abonamentu było przemyślanym zamiarem osłabienia telewizji publicznej. A dodatkowo - zmiana ustawy o opłatach abonamentowych to dla nadawców publicznych ubytek 284 mln zł. Tragedia, bo w zamian rząd tak naprawdę nic nie proponuje. A przynajmniej - nie wie, co zaproponować.

- Skoro już dziś brakuje tak poważnych kwot, co dalej?

- Przygotowujemy plan awaryjny. Trzeba wzmocnić możliwości komercyjne TV, czyli pozyskiwanie reklam. A to znaczy, że musimy ubiegać się w KRRiT o zgodę na przerywanie programów reklamami. Skoro będziemy pozbawieni abonamentu, to jako spółka prawa handlowego, zgodnie z prawem europejskim, nie możemy być dyskryminowani w stosunku do nadawców publicznych.

- A więc wymuszona komercjalizacja TV publicznej?

- Komercjalizacja i - niestety - konieczność rezygnacji z wielu programów misyjnych. Najbardziej zagrożone wydają się być telewizje regionalne i TV Polonia, które będą zmuszone do oszczędności przez ograniczenie własnej produkcji, czyli programów będących kwintesencją misyjności. Pragnę oświadczyć, że byłem i będę przeciw przerzucaniu ciężaru oszczędności wyłącznie na regiony i Polonię! Ta sytuacja zakłóci także realizację umów o współpracy telewizji z Episkopatem Polski, Polską Radą Ekumeniczną i gminami żydowskimi. A takie umowy zostały zawarte, bo programy religijne to też misja mediów publicznych.

- Rząd proponuje proste rozwiązanie, podobno oszczędnościowe: telewizje regionalne oddać samorządom. Co Pan na to?

- Ta propozycja padła już kilka miesięcy temu i sprawiła, że musieliśmy wyhamować projekt zmian telewizji regionalnych w pełne telewizje metropolitalne, dostosowane do ustawy metropolitalnej. Wydawało się, że rząd powoli wycofuje się z tego pomysłu, bo chyba co rozsądniejsi samorządowcy zorientowali się szybko, że ten hojny podarunek może rozsadzić gminne budżety. Z szesnastu oddziałów terenowych dziesięć nie jest w stanie samodzielnie się utrzymać, tym bardziej że nie będą już otrzymywać zamówień na produkcję programów dla centrali.

- A takie telewizje regionalne szybko zamienią się w „samorządowe biuletyny”, niewiele mające wspólnego z dziennikarskim profesjonalizmem?

- Otóż to! Takie telewizje szybko pozbędą się dziennikarzy i zamienią ich na spolegliwych urzędników do promowania sukcesów samorządowych notabli. W Opolu jeden z tamtejszych liderów partii rządzącej, członek Rady Programowej Opolskiej TVP, złożył projekt programowy dla swojej telewizji, w którym zalecał przede wszystkim wykorzystywanie materiałów przygotowywanych przez rzecznika marszałka sejmiku samorządowego i dokładne relacje z wszelkich posiedzeń. Wydawało mi się, że w PO następuje refleksja, ale płyną stamtąd tak sprzeczne sygnały, że już zaczynam się gubić!

- Wcześniej był jeszcze pomysł sprywatyzowania anten regionalnych.

- I jest nadal, tyle że wpisany w przekazanie ich samorządom, które nie uniosą trudu finansowania profesjonalnej telewizji. Można przypuszczać, że spośród szesnastu istniejących ośrodków regionalnych pięć, może sześć byłoby w stanie - oczywiście, z hojnym wsparciem bogatych samorządów - stworzyć dobrą, lokalną telewizję. Może byłaby to Warszawa, Kraków, Katowice, Wrocław, może Gdańsk albo Poznań. Reszta przejdzie w ręce prywatne i przepadnie. Samorządy szybko wystawią nieruchomości na sprzedaż!

- Obowiązująca ustawa medialna jest zła, projekt Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej z PO nadaje się do kosza, to jak w końcu zabrać się do porządkowania sprawy?

- Projekt pani posłanki miał tylko jeden cel: wyrzucić obecny Zarząd, bez pomysłu, co dalej… Tymczasem trzeba się zastanowić, czy przystępujemy do niezbędnych reform telewizji publicznej, a problemem pozostaje jedynie zapewnienie stabilności finansowej firmy (nie likwidujemy zatem abonamentu, lecz myślimy o jego ściągalności), czy też debatujemy o radykalnym przeobrażeniu telewizji publicznej, co oznacza, że godzimy się na stopniową jej likwidację.

- Czy obecnie istniejąca telewizja publiczna jest reformowalna? Nawet Pan nie był co do tego w pełni przekonany?

- Dwa lata temu nie bardzo wierzyłem, że telewizję da się zreformować, dzisiaj uważam, że można ją zreformować, pod warunkiem, że politycy różnych opcji zechcą się wreszcie porozumieć, przede wszystkim co do tego, jak ma wyglądać i jaki ma mieć zakres misja publiczna oraz na czym ma polegać pluralizm polityczny w telewizji. To wszystko może i powinno być jasno określone, uzgodnione. Ponadto w samej telewizji znalazłem wielu ludzi, którzy chcą walczyć o tę instytucję przez jej reformowanie. Nawet wbrew interesom 32 związków zawodowych!

- Rada Europy domaga się od poszczególnych krajów, by zdefiniowały specyfikę misyjną swoich mediów publicznych. Jaka powinna być specyfika misji polskiej telewizji publicznej?

- Przez 18 lat nie udało się wypełnić tego, co powinno być naturalną misją nowych polskich mediów po komunizmie - chodzi o uczenie społeczeństwa demokracji. Niestety, do dziś Polacy słabo rozumieją istotę demokracji i wolności. Wynika to w dużej mierze z zaniechania mediów. Bardzo ważną misją telewizji publicznej w Polsce musi być też, oczywiście, wspieranie kultury wysokiej, co na szczęście się dzieje, a przynajmniej dotąd było to jeszcze możliwe.

- Widzowie narzekają jednak, że bardziej ambitne programy nadawane są późnym wieczorem…

- Problem polega na tym, że z jednej strony są to programy kosztowne (np. dobre filmy dokumentalne), a z drugiej - nie mogą na siebie zarobić, gdyż nie przyciągają reklam, nie mogą więc być nadawane w dobrym czasie antenowym. Reklamodawcy wolą umieszczać swoje reklamy przy programach bardziej popularnych i o dobrej porze, to zrozumiałe.

- Programy popularne muszą zarabiać na programy misyjne? A co dziś z zasadą prezesa Kwiatkowskiego: „Tyle misji, ile abonamentu”?

- Nie ma lepszej zasady finansowania misji telewizji publicznej niż abonament, ale pod warunkiem, że jest on ściągalny. Gdyby było dziś tyle misji, ile ściąganego abonamentu, to praktycznie prawie nie byłoby jej wcale… Uważam, że z działalności komercyjnej, czyli również z reklam, trzeba finansować programy misyjne. Dziś do wszystkich programów telewizyjnych z abonamentu dokładamy zaledwie 15%, reszta pochodzi z przychodów komercyjnych.

- Jak Pan powiedział, obywatele naszego kraju nie rozumieją demokracji, swoich praw i obowiązków, i chyba raczej będą wdzięczni obecnemu rządowi, gdy zdejmie z nich obowiązek płacenia abonamentu.

- I to jest bardzo smutne.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prymas Polski podczas uroczystości odpustowych ku czci św. Wojciecha: chcemy z nadzieją patrzeć w przyszłość

2024-04-28 13:12

[ TEMATY ]

abp Wojciech Polak

PAP/Paweł Jaskółka

„Przyzywając wstawiennictwa św. Wojciecha chcemy, w tych bardzo niespokojnych czasach, patrzeć z nadzieją w przyszłość - z nadzieją dla Polski, z nadzieją dla Europy, z nadzieją dla całego świata” - mówił Prymas Polski abp Wojciech Polak witając przybyłych na trwające w Gnieźnie uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha.

Nawiązując do hasła przewodniego tegorocznych obchodów „Służyć i dać życie - pielgrzymi nadziei”, abp Wojciech Polak wyraził przekonanie, że główny patron Polski może być i dla nas szczególnym przewodnikiem i orędownikiem.

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: co jest warunkiem wszczepienia nas w Kościół?

2024-04-26 13:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

28 Kwietnia 2024 r., piąta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Meksyk: 18 pielgrzymów zginęło w wypadku autobusu

2024-04-29 11:17

[ TEMATY ]

Meksyk

Adobe Stock

Co najmniej 18 osób zginęło , a 12 zostało rannych w wypadku autobusu 28 kwietnia w Meksyku. Według lokalnych mediów większość ofiar, to pielgrzymi z Guanajuato, którzy udawali się na pielgrzymkę do sanktuarium w Chalma.

Po bazylice Matki Bożej z Guadalupe w Mieście Meksyk, Chalma jest najczęściej odwiedzanym miejscem pielgrzymkowym w kraju. Każdego roku pielgrzymuje tam ok. dwóch milionów ludzi, aby oddać cześć ukrzyżowanemu "Czarnemu Chrystusowi".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję