Iraccy chrześcijanie z północy kraju wzięli sprawy w swoje ręce. Ponieważ ani iracka policja, podejrzewana często o kontakty z ekstremistami, ani wojska koalicji nie są im w stanie zapewnić bezpieczeństwa,
sami zorganizowali służby porządkowe. O inicjatywie chrześcijan z północnego Iraku pisał brytyjski „The Daily Telegraph”.
Dziennik przypomina, że od początku inwazji na Irak, czyli od 2003 r., szalejąca w kraju przemoc wypędziła z miejsc zamieszkania prawie połowę z 800-tysięcznej rzeszy wyznawców Chrystusa. A chrześcijanie
są już na tych ziemiach prawie dwa tysiące lat od przybycia w te okolice św. Tomasza Apostoła.
Jeden z inicjatorów akcji - ks. Yusuf Yohannes od trzech lat nie wychylił nosa poza wioskę Karamlis, położoną 10 km od Mosulu, gdzie pracuje. Najzwyklej w świecie boi się, podobnie jak jego
parafianie, którzy też nieustannie żyją w strachu. Nie widząc chęci pomocy ani ze strony irackiej policji, ani koalicyjnych wojsk, sami zorganizowali zbrojne patrole, które chronią przed ekstremistami.
Rok temu po raz pierwszy wyszli na ulice. Wojska koalicji dały im broń i środki łączności. Do tej pory nie strzelali, służy im tylko do pokazania, że nie są bezbronni. Na razie taka manifestacja wystarcza
i da Bóg - mówią - że tak będzie dalej.
Nie wszystkim jednak to się podoba, szczególnie irackim władzom, ale utworzenie zorganizowanych grup ochotników strzegących bezpieczeństwa już poprawiło sytuację chrześcijan. Mniej się boją. Nawet
kard. Emmanuel Delly, duchowy przywódca irackich chrześcijan, przybył do Karamlis na święcenia kapłańskie, co wcześniej było nie do pomyślenia.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu