Rosja uznała niepodległość dwóch separatystycznych republik gruzińskich - Abchazji i Osetii Południowej. Informując o tym, rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew stwierdził przewrotnie, że była to jedyna możliwość, by zapobiec gruzińskiemu „ludobójstwu” na narodzie osetyjskim i abchaskim. Prezydenci obu zbuntowanych republik nazwali „pomoc” Rosji wydarzeniem historycznym. Obiecali już zawsze pozostać „u boku Rosji”. Tyle fakty.
Rosyjska napaść na Gruzję pokazuje, że Moskwa nie pogodziła się z nową mapą regionu po rozpadzie ZSRR. Można się spodziewać, że ten podbój jest tylko krokiem do dalszej ekspansji. Przypomnę, że prowokowane napięcia występują w zamieszkałej głównie przez Ormian enklawie Górny Karabach w Azerbejdżanie. Różnego rodzaju konflikty podsycane przez Moskwę występują w Mołdawii, Kirgizji, Tadżykistanie, a przede wszystkim na Ukrainie - konflikt o Krym i flotę czarnomorską dosłownie wisi w powietrzu.
Prawdą jest, że ze wszystkich stron świata płyną do Moskwy głosy protestu, że zebrał się nadzwyczajny szczyt UE, aby rozważyć wprowadzenie sankcji ekonomicznych i dyplomatycznych wobec Rosji. Także polski Sejm na najbliższym posiedzeniu przyjmie rezolucję w tej sprawie, jako wyraz ogólnopolskiej solidarności z Gruzinami. To dobrze, że mamy XXI wiek, że nie można cichaczem dokonać rozbioru niepodległego państwa, tak jak to zrobiono w XIX wieku z Polską. Ale czy Rosja liczy się z krytyką Zachodu, skoro to Zachód upewnił ją w takiej polityce? Przecież to Zachód, w tym polski rząd, uznał nowe państwo Kosowo, wydzielone z pogwałceniem międzynarodowego prawa z terytorium Serbii. Z całą pewnością ten fakt zachęcił Rosję do tworzenia marionetkowych quasi-państw w swoich byłych republikach.
Czy Polska jest w tej sytuacji bezpieczna? W pewnym sensie już została zaatakowana, ponieważ uderzono w naszą suwerenność energetyczną: przez Gruzję biegną rurociągi do przesyłu ropy i gazu z regionu Morza Kaspijskiego. Krótko mówiąc, rosyjska agresja na Gruzję przekreśliła polski projekt budowy magistrali Odessa - Brody w oparciu o surowce przesyłane przez Gruzję (już od tygodni gruzińskie terminale w Batumi, Kulewi i Poti, do których ropa docierała koleją z Azerbejdżanu, świecą pustkami). Jednym słowem, Rosja dowiodła, że użyje wszelkich środków, aby kontrolować dostawy ropy i gazu na obszarach, które uznaje za własną strefę wpływów.
W tym kontekście widać wyraźnie, jak niebezpieczny dla Polski i Europy jest budowany po dnie Bałtyku tzw. Gazociąg Północny, który całkowicie uzależni Zachód od rosyjskich surowców. Gdyby Niemcy i inne kraje europejskie wyciągnęły wnioski z tej wojny, Berlin powinien wycofać się z projektu budowy tego gazociągu, a przynajmniej rząd tego kraju powinien przestać go wspierać. Koniec z polityką miłych gestów Zachodu wobec Rosji - czy tak będzie? Obecnie też stało się jasne, komu służył i jakim szkodnikiem był rząd Leszka Millera, który zerwał umowę z Norwegią na dostawy gazu z tego kraju.
Ciągnąc ten wątek, dobrze się stało, że związaliśmy swoje bezpieczeństwo z krajami Zachodu, że doszło również ostatnio do porozumienia wojskowego ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie budowy tarczy antyrakietowej. To jest na pewno dobry wybór. Jesteśmy w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, jesteśmy w sojuszu obronnym NATO i w oczywisty sposób w razie ataku liczymy na wsparcie naszych sojuszników. Stare łacińskie przysłowie mówi, że „kto myśli o pokoju, ten powinien się zbroić”. Nie chodzi o prowokowanie wrogów, ale o odpowiedzialne podejście do sprawy bezpieczeństwa państwa. Jednym słowem, w imię zachowania pokoju trzeba być zawsze przygotowanym na to, żeby mieć dobre sojusze i umieć się bronić. Stąd amerykańska baza w naszym kraju ma w tym momencie dwa ważne cele: militarny oraz symboliczny. Militarnie oznacza długofalową ochronę ze strony Stanów Zjednoczonych wobec potencjalnych zagrożeń w przyszłości, natomiast symbolicznie - jeszcze bardziej integruje nas z Zachodem.
Nie wolno jednak zapominać, że każdy sojusz czy układ rodzi poważne uzależnienia. Tak może stać się, jeśli Polska przyjmie Traktat Lizboński, ukierunkowany na tworzenie superpaństwa europejskiego. Czy sam sposób wprowadzania tego traktatu nie powinien budzić lęku u tych, którzy cenią sobie suwerenność państw narodowych? Obecne naciski na powtórzenie referendum w Irlandii mówią same za siebie.
Jednym słowem, będąc w UE, korzystamy z tego, ale czy jesteśmy dzięki temu bogatsi lub lepiej postrzegani na świecie? Jeszcze bardziej musimy bronić swoich interesów, pilnować majątku, do wszystkiego dochodzić własnym wysiłkiem. Niejeden raz przekonaliśmy się, że wielkie i silne państwa Zachodu traktują Polskę jako kraj podboju gospodarczego, rynek zbytu, robią u nas kokosowe interesy, nie zważając na nasz narodowy interes. Gdzie są polskie banki, huty, fabryki…? Teraz spoglądamy bezradnie, jak upadają stocznie. Ponadto na polecenie UE mamy sprywatyzować energetykę, pocztę, szpitale… - jednym słowem, jeszcze bardziej uzależnić kraj i społeczeństwo od zewnętrznych czynników.
Warto pamiętać też o innych zagrożeniach, także tych kulturowych i obyczajowych, uderzających we wspólnotę narodową, w rodzinę. Czy takim zagrożeniem nie jest lansowana ideologia rewolucji obyczajowej - promocja związków homoseksualnych czy aborcji - prowadząca m.in. do demograficznej katastrofy? W obliczu konfliktu w Gruzji nie chodzi o to, aby widzieć w Rosji jedynego wielkiego przeciwnika demokracji i wolności na świecie. Czas na otrzeźwienie w wielu innych sprawach. Oby nie było za późno.
Pomóż w rozwoju naszego portalu