Ojciec Krzysztofa - Włodzimierz Olewnik wciąż walczy o ujawnienie całej prawdy związanej z dramatem syna. Chce wiedzieć, kto był decydentem, kto stał za uprowadzeniem, kto kazał tak długo przetrzymywać Krzysztofa i wreszcie, kto wydał rozkaz jego zamordowania. Ale nie tylko o to chodzi. Olewnik senior chce się wreszcie dowiedzieć, jak było naprawdę z prowadzeniem śledztwa przez policjantów i prokuratorów. Za dużo bowiem w tej historii znaków zapytania i nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, zbyt wiele złych zdarzeń, które doprowadziły do śmierci młodego człowieka.
Lista zarzutów rodziny Olewników jest niebywale długa, a postępowanie wymiaru sprawiedliwości wydaje się jakąś trudną do pojęcia grą, której logiczne wytłumaczenie znajdujemy tylko wtedy, gdy przyłożymy miarę, jaką stosują Olewnikowie i ich adwokaci - to zamierzony i z premedytacją przeprowadzony zbrodniczy plan, w którym mogli brać udział funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości.
Przypomnijmy krótko chronologię zdarzeń. W październiku 2001 r. z własnego domu w Drobinie niedaleko Płocka zostaje uprowadzony Krzysztof Olewnik, młody biznesmen zajmujący się handlem stalą, syn właściciela zakładów mięsnych z okolic Płocka. Porwanie zostaje dokonane w nocy, gdy w domu Krzysztofa odbywa się spotkanie, w którym uczestniczą policjanci. Gospodarz nie pije, odwozi swoich gości do ich domów. Po drugiej stronie drogi już czekają porywacze. Ktoś zostawia w willi Krzysztofa otwarte drzwi balkonowe. Porywacze mają wolną drogę.
Rodzina natychmiast zawiadamia policję, jeszcze zanim odezwą się do niej porywacze. Dwa dni później przestępcy żądają - bagatela! - 300 tys. euro za życie Krzysztofa. Jednak miną prawie dwa lata, zanim dojdzie do przekazania okupu. Dziesiątki prób przekazania okupu nie dochodzą do skutku. Przez kolejne niemal dwa lata porywacze kontaktują się z rodziną dość regularnie. Robią to sprytnie - Olewnikowie dostają listy pisane ręką uprowadzonego Krzysztofa lub odbierają telefony, w których odtwarzany jest z taśmy jego głos. Słychać, że Krzysztof mówi pod dyktando, że jest przymuszany, bity. Policja jednak uznaje, że Krzysztof dokonał samouprowadzenia, choć, zdaniem rodziny, nie było żadnych dowodów potwierdzających tę tezę. - Po co miałby to robić?! - pyta Olewnik senior. - Nie miał najmniejszego powodu.
Bardzo szybko rodzina nabiera podejrzeń co do kompetencji policji. Błędy w prowadzeniu dochodzenia są kardynalne. Oto kilka przykładów z długiej listy, jaką opracowali adwokaci rodziny: nie dano do badań wszystkich śladów zebranych w miejscu porwania; mimo że porywacze kilkanaście razy kontaktują się z rodziną, policja ani razu nie sprawdza, skąd dzwonią, mało tego - nawet nie nagrywa rozmów, jakie prowadzone są z porywaczami; zebrane materiały nie są poddawane analizie; gdy na 9 miesięcy przed zabiciem syna Olewnik senior dostaje anonim z nazwiskami porywaczy, policja nawet nie fatyguje się sprawdzić zapisanych tam informacji. - Bagatelizuje sprawę, a nawet usiłuje wmówić, że nigdy żadnego anonimu nie było - opowiada Włodzimierz Olewnik. - Policja nieustannie lansuje tezę, że Krzysztof uprowadził się sam, co sprowadza całą sprawę do poziomu rodzinnych porachunków - dodaje Ireneusz Wilk, adwokat rodziny.
Gdy porywacze po raz kolejny ustalają sposób przekazania okupu, rodzina sama spisuje banknoty, a pieniądze wiezie bandytom Danuta - siostra Krzysztofa. Nikt nie instruuje, jak powinna się zachować, zresztą - od początku sprawy Olewnikowie nie są instruowani, jak mają rozmawiać z porywaczami. Policja nawet nie ubiera kobiety w kamizelkę kuloodporną. Porywacze spokojnie przejmują więc pieniądze i znikają… Prawie dwa miesiące później mordują Krzysztofa.
Na marginesie: nie sprawdzono też, czy nie wypłynęły gdzieś banknoty pochodzące z okupu. Polska policja zawiadomiła Interpol o poszukiwanych pieniądzach dopiero w rok od przejęcia przez bandytów okupu.
Zdaniem rodziny Olewników, policja mogła jak po nitce trafić do przestępców, a co za tym idzie - zapobiec śmierci udręczonego Krzysztofa, który dwa lata żył przykuty łańcuchami do ściany, a ostatnie miesiące spędził w betonowym szambie. Tymczasem dowody, które mogły doprowadzić do niego, leżały w biurkach policjantów prowadzących sprawę. Tak było ze słynną już taśmą VHS, na której zapisano moment kupowania telefonu komórkowego przez szefa bandy. Taśma powstała w 2001 r., w miesiąc po porwaniu Krzysztofa, i przedstawiała szefa porywaczy kupującego telefon komórkowy, z którego potem dzwoniono do rodziny Olewników. Ekspedientkę przesłuchała nawet płocka policja, tylko jakoś nic z tego nie wyniknęło. Kuriozalna, zdaniem wielu, jest kradzież z policyjnego samochodu całości akt sprawy, które beztroscy policjanci w nim zostawili. Mecenas Wilk mówi o kilku „cudach”, które towarzyszą tej dziwnej sprawie. Na szczęście akta zostały skserowane wcześniej i przekazane do Krakowa. Gdyby nie ten fakt - wszystkie dowody winy przepadłyby na zawsze. Rodzina pyta też, dlaczego w biurku leżał przez ponad 4 lata niepoddany analizie DNA ślad zabezpieczony na miejscu porwania (włos sprawcy Kościuka), skoro wskazywał jego właściciela - a był nim mężczyzna znany policji. Gdy w końcu go zatrzymano i znaleziono przy nim kartę telefoniczną, z której korzystali porywacze, prokurator wypuścił przestępcę… bo jego siostra twierdziła, że brat jest chory psychicznie. - Zresztą w całej sprawie takich sytuacji jest wiele - przyznaje mecenas Wilk. - Gołym okiem widać, że świadkowie byli zastraszani, że nie liczono się z informacjami pochodzącymi od rodziny. Zrozpaczoną rodzinę mamiono obietnicami szybkiego odbicia Krzysztofa. A czas płynął. Gdy odbywały się te przepychanki, opóźniano czynności, bagatelizowano informacje, nie sprawdzano dowodów - Krzysztof Olewnik jeszcze żył…
Rodzina Olewników interweniowała u zwierzchników policjantów prowadzących sprawę i u zwierzchników ich zwierzchników. Robili, co mogli, zainteresowali sprawą Krzysztofa kolejnych ministrów sprawiedliwości oraz prokuratorów generalnych i krajowych. Jednak po jakimś czasie słuszny gniew wysokich urzędników dziwnie słabł, by wreszcie zamienić się w zwyczajną obojętność.
Sprawa ruszyła z miejsca, gdy przejęła ją prokuratura w Olsztynie. Na marginesie - o to, by sprawą zajęła się inna prokuratura, wielokrotnie prosił Olewnik senior. Wreszcie w 2005 r. - 4 lata od porwania - zaczęło się coś dziać. Nastąpiły aresztowania kolejnych członków bandy, która porwała i torturowała Krzysztofa, a później pozbawiła go życia. Prokurator wnosi akt oskarżenia: na ławie miało zasiąść 11 osób, które w różnym stopniu przyczyniły się do tragedii. Jednak i wtedy dochodzi do kilku dość dziwnych, zdaniem rodziny, wydarzeń. Jeszcze przed procesem popełnia samobójstwo główny oskarżony - Wojciech Franiewski. Niewielu jednak wierzy, że tego bezwzględnego i brutalnego przestępcę dopadły na koniec wyrzuty sumienia. W kilka miesięcy po wyroku podobny los spotyka drugiego głównego oskarżonego w procesie - Kościuka. Okoliczności i tego samobójstwa budzą spore wątpliwości.
Coraz częściej w prasowych komentarzach pojawia się inna wersja powodu porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika. O sprawie nie przestaje być głośno, do tak gorącego tematu lgną dziennikarze. Kolejne akty dramatu dzieją się więc na oczach całej Polski. Aresztowanie przestępców, proces, okrutne detale zbrodni, zrozpaczone twarze rodziny. I coraz częściej powracający wątek drugiego dna. Bronisław Wildstein w „Rzeczpospolitej” z 5 maja 2008 r. pisze: „Sprawę porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika potraktować można jako przykład zdumiewającej niekompetencji polskich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, na którą nałożyła się korupcja niektórych z ich przedstawicieli. (…) Olewnik nie chciał podporządkować się biznesowo-politycznemu postkomunistycznemu układowi, który pod rządami Millera coraz bardziej ostentacyjnie dominował polską gospodarkę. Jedną z jego metod było zniszczenie niepowiązanych z nim przedsięwzięć gospodarczych”.
Wielu innych komentatorów pisze otwarcie o zemście, jaką rodzinie Olewników zgotował lokalny układ polityczno-biznesowy, do którego nie chciał należeć Olewnik - ani ojciec, ani syn.
Za tydzień w „Niedzieli” - wywiad z ojcem i siostrą Krzysztofa Olewnika.
Pomóż w rozwoju naszego portalu