Reklama

Lider z rekordowym deficytem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prawdziwą huśtawkę nastrojów zafundował Polakom rząd w ostatnich tygodniach w odniesieniu do gospodarki. Najpierw po podaniu przez GUS danych o wzroście PKB za II kwartał tego roku premier wspólnie z ministrem finansów triumfalnie ogłosili, że Polska jest liderem Europy w walce z kryzysem. Podstawą do takiego stwierdzenia był, utrzymujący się na minimalnym poziomie, rozwój gospodarki. Przyrost o 1,1 proc. jest rzeczywiście wyjątkiem, gdyż wszystkie pozostałe kraje UE mają ujemny wskaźnik, a w krajach nadbałtyckich spadek oscyluje nawet ok. 20 proc.
Potem jednak wiadro zimnej wody wylał na nas minister finansów, informując, że przyszłoroczny budżet może mieć deficyt przekraczający 52 mld zł, czyli największy od czasu wejścia Polski na tory gospodarki wolnorynkowej. Niestety, obie informacje są prawdziwe, chociaż opisują dwie różne strony tego samego medalu, któremu na imię kryzys gospodarczy.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Mimo utrzymującego się wzrostu gospodarczego, co na tle całej Europy jest ewenementem, Polska trzeci kwartał z rzędu odnotowuje znaczący jego spadek. Wszystkie istotne wskaźniki ostro pikują w dół. Maleje produkcja i sprzedaż, spadają inwestycje, rośnie bezrobocie.
Tak naprawdę dla ogólnej kondycji gospodarki i jej wpływu na stan finansów państwa nie tyle istotne jest, czy mamy mały plus, czy mały minus w wyliczaniu PKB, ile jak znaczący jest spadek. Polska jeszcze w ubiegłym roku rozwijała się w tempie 5 proc. rocznie. I w ciągu kilku miesięcy wyhamowała do poziomu 1 proc. Czyli zanotowała zmniejszenie aktywności gospodarczej w krótkim czasie aż o 4 punkty. Konsekwencją takiego zjawiska jest właśnie ubytek w dochodach z podatków ok. 44 mld zł, czyli ok. 20 proc. w stosunku do planu budowanego jeszcze w oparciu o poprzedni poziom rozwoju. Skoro wpływy maleją, a wydatki nie mogą być znacząco ograniczone, deficyt rośnie. Rząd opisałby naszą sytuację o wiele dokładniej, gdyby wyeksponował właśnie ten wskaźnik.
Czy w takim razie podany poziom deficytu budżetowego przekraczający 52 mld zł jest prawdziwy? Tego nie wiemy na pewno. Minister finansów nie podał bowiem więcej kluczowych dla oceny realności budżetu wskaźników. Nie wiemy np., na jakim poziomie zaplanowano wykorzystanie środków z Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że ich ostateczne pozyskanie, czyli przelanie pieniędzy z Brukseli dla konkretnego beneficjenta, przechodzi przez budżet i liczone jest jako wpływ. Istotne jest też, po jakim kursie zaplanowano przeliczanie tych pieniędzy. Przy ostatniej nowelizacji tegorocznego budżetu min. Jacek Rostowski znacząco zwiększył przychody, stosując prosty zabieg przeksięgowania kwot z UE po wyższym kursie euro do złotówki.
Nie wiemy też, czy w swoich kalkulacjach rząd uwzględnił dywidendę z Narodowego Banku Polskiego, która w przyszłym roku będzie prawdopodobnie na poziomie 5-6 mld zł. Nie wiemy też dokładnie, co zamierza zrobić z prywatyzacją. Ogólne zapowiedzi nie wystarczą. Potrzebny byłby konkret w postaci listy firmy, które chce się sprzedać i podania kwot, jakie chce się z tego uzyskać.
Generalnie trzeba stwierdzić, że deficyt w wysokości 52,2 mld zł jest zgodny z wcześniejszymi szacunkami ekspertów. Doliczają oni jeszcze pożyczki zaciągane przez państwowe fundusze, takie jak Fundusz Ubezpieczeń Społecznych czy Krajowy Fundusz Drogowy, które nie są wliczane do budżetu, ale odpowiedzialność za ich spłatę i tak spoczywa na kasie państwowej. Po dodaniu tych pozycji otrzymujemy kwotę ok. 80-90 mld zł faktycznego deficytu finansów publicznych w 2010 r.

Optymizm zamieniony na pesymizm

Ogłaszając prognozę przyszłorocznego budżetu, min. Rostowski wyraźnie zmienił swoje podejście do oceny rozmiarów kryzysu gospodarczego w Polsce. Z postawy jednoznacznie optymistycznej, którą demonstrował od początku problemów budżetowych w końcu ubiegłego roku, przemienił się w sceptycznego realistę. Jeszcze nie tak dawno gromił opozycję za to, że domagała się zwiększenia środków na walkę z kryzysem i przekonywał, że Polska nie może sobie pozwolić na zwiększanie deficytu. Teraz radykalnie zmienił zdanie i częściowo zaczął sam sobie zaprzeczać
Dla kraju bez wątpienia jest lepiej, gdy osoba odpowiedzialna za finanse państwa mówi prawdę, nawet trudną dla rządzących, i nie koloryzuje rzeczywistości. Ta nagła zmiana retoryki każe jednak stawiać pytania o intencje. O to, czy nie ma w tym drugiego dna i co tak naprawdę chce uzyskać min. Rostowski, ogłaszając swą czarną prognozę?
Odpowiadając na to pytanie, można wyłonić trzy grupy problemów łączących ekonomię z polityką, na które minister finansów wpływa, ogłaszając „historyczną” wielkość deficytu.
Pierwsza - ma związek z toczącą się kampanią przed wyborami prezydenckimi. Gdyby rząd podtrzymywał swą optymistyczną wersję, że wcale nie jest tak źle, to rzeczywistość szybko by to zweryfikowała i zostałoby to negatywnie wykorzystane w akcji wyborczej, w której głównym pretendentem ma być szef rządu Donald Tusk. Przedstawiając natomiast czarną wizję, można będzie stosunkowo łatwo coś poprawić i „sprzedać” to jako sukces rządu.
Druga kwestia to przygotowanie opinii publicznej do prywatyzacji i w dalszej kolejności podwyżki podatków, jako jedynych recept na ratunek. Obie kwestie są wyjątkowo niepopularne społecznie.
Prywatyzacja prowadzona w takich okolicznościach będzie zwykłą wyprzedażą majątku narodowego. Dodatkowo - jak słusznie zauważył jeden z doradców prezydenta Lecha Kaczyńskiego - sprzedaż np. energetyki czy spółek paliwowych szwedzkim koncernom państwowym nie będzie żadną prywatyzacją. Będzie to zwykłe przekazanie majątku państwa polskiego w ręce obcego państwa. Na obecnej ekipie rządowej ciąży jeszcze określenie „liberałowie-aferałowie”, które powstało, kiedy byli oni przy władzy pierwszy raz w okresie gabinetu Jana Krzysztofa Bieleckiego i partii KLD. Wtedy to doszło do licznych afer związanych z prywatyzacją i wtedy też utrwalił się negatywny społecznie odbiór tego procesu. Premier Donald Tusk, mając te zaszłości w pamięci, zapewne nie spieszy się z tego typu decyzjami. Być może więc strasząc widmem krachu finansów publicznych, min. Rostowski chce przygotować do wyprzedaży majątku nie tylko zwykłych Polaków, ale i skłonić do niej samego szefa rządu.
I wreszcie trzecia grupa spraw wiąże się ze skutkami makroekonomicznymi wywołanymi taką zapowiedzią. W zgodnej opinii ekonomistów tak duży deficyt będzie wpływał na osłabienie kursu złotówki w stosunku do głównych walut. To uczyni bardziej opłacalnym polski eksport, zmniejszy import i zwiększy popyt wewnętrzny. Wywoła też negatywne zjawisko - mianowicie wyższe koszty obsługi długu publicznego, ale też korzystniejszymi uczyni fundusze europejskie. Bilans tych konsekwencji może więc być korzystny dla gospodarki i pomóc w szybszym wyjściu z kryzysu.
Trudno przesądzać, czy ogłoszenie wysokiego deficytu wynikało z wyrachowania politycznego i szczegółowego rozpatrywania wszystkich tych czynników. Minister finansów i tak musiał podać jakieś informacje o projekcie budżetu na przyszły rok, bo zmuszał go do tego kalendarz prac rządowych wynikający z ustawy. Niezależnie od tego, czy wszystko było do końca przemyślane, czy nie, informacja, że również Polska, szczycąca się najwyższym poziomem wzrostu PKB w Europie, ma problemy z zapięciem przyszłorocznego budżetu, poszła w świat.
Na koniec warto przypomnieć, że z podobną sytuacją mieliśmy już do czynienia w przeszłości. W 2001 r., w końcówce rządów AWS-u, ówczesny minister finansów Jarosław Bauc straszył dziurą budżetową w wysokości aż 100 mld zł. W rzeczywistości skończyło się na 33 mld zł. Z ostatecznymi opiniami i wynikającymi stąd decyzjami poczekajmy więc, aż budżet zostanie uchwalony.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Byli solą w niemieckim oku

2024-06-26 07:04

[ TEMATY ]

wojna

Ulmowie

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Nowa dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w nocy z poniedziałku na wtorek wyrzuciła z ekspozycji materiały dotyczące rotmistrza Witolda Pileckiego, rodziny Ulmów oraz ojca Maksymiliana Kolbe. Co ich łączy? Niemcy, a konkretnie niemieckie zbrodnie na Polakach.

Rotmistrz Pilecki był więźniem niemieckiego obozu Auschwitz, skąd uciekł nocą z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Wcześniej przez trzy lata zorganizował siatkę konspiracyjną i przesyłał meldunki, w których opisywał szczegółowo zbrodnicze funkcjonowanie obozu. Jest bohaterem polskiej historii, ale też symbolem tego jak ważne jest, by zachować pamięć o niemieckich zbrodniach.

CZYTAJ DALEJ

Bp Jezierski wydał edykt ws. procesu beatyfikacyjnego "doktor Oli"

2024-06-25 12:43

[ TEMATY ]

Aleksandra Gabrysiak

Adobe Stock

Edykt zawiadamiający o inicjatywie rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego lek. med. Aleksandry Gabrysiak - „doktor Oli” - wydał biskup elbląski Jacek Jezierski. Wcześniej nihil obstat na prowadzenie procesu udzieliła Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych. Pozytywną opinię wyraziła również Konferencja Episkopatu Polski.

Bp Jezierski w swoim edykcie przypomina sylwetkę "doktor Oli" - Aleksandry Gabrysiak - świeckiej konsekrowanej, lekarki, opiekunki chorych, działaczki społecznej a także adopcyjnej matki, zamordowanej wraz z córką przez jedną z osób, której udzieliła wsparcia.

CZYTAJ DALEJ

Litania do Ducha Świętego

2024-06-26 10:57

[ TEMATY ]

wiara

red.

Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże - zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata Boże - zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty Boże - zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże - zmiłuj się nad nami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję