Zarówno ja, jak i moja siostra poczęłyśmy się przed ślubem moich rodziców. Gdy już do niego doszło, nie był on z miłości, ale z wyrachowania. Moja mama przeżyła wiele cierpień, w wyniku czego została bardzo mocno zniewolona i nie potrafiła okazywać miłości. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mnie przytuliła, powiedziała: „kocham cię”, nie pamiętam nawet wspólnego radosnego spędzenia popołudnia. To, oczywiście, wpływało na mnie i na moją siostrę. Nie potrafiłam nawiązywać relacji do tego stopnia, że mojej przyjaciółce nie złożyłam życzeń w dniu urodzin. Byłam samolubna, egoistyczna; chciałam, żeby tylko mnie zauważano, bo nie otrzymywałam tego w domu. Rodzice zawarli ślub, ale już po kilku miesiącach mieszkałyśmy u babci. Tata czasami przychodził, chwilę się z nami pobawił, ale zaraz odjeżdżał, później spotykałyśmy się z nim jedynie raz w tygodniu na kilka godzin. Rodzice nigdy nas nie wspierali, nie dodawali odwagi, wręcz przeciwnie – ściągali w dół. Od taty słyszałam: „Nie idźcie na studia, najlepiej wybierzcie zawodówkę, ewentualnie technikum”. Chodziło o to, żebyśmy się szybko usamodzielniły i żeby nie trzeba było płacić alimentów. Myślałyśmy, że to jest normalne, że tak się o nas troszczy.
Początki anoreksji
Brak akceptacji, który odczuwałam, spowodował, że miałam zaburzenia odżywiania. W domu ciągle słyszałam: „jesteś gruba”. Każdy posiłek był w stresie. Nienawidziłam swojego ciała. Nie wyglądałam źle, ale cały czas dostawałam z zewnątrz ciosy: „chyba z 2 kg przytyłaś”. Chodziłam na terapię, bo moja mama stwierdziła, że mam anoreksję. To nie była anoreksja, tylko zaburzenia odżywiania z powodu tego, co rodzina do mnie mówiła, a może bardziej zły duch przez nią. Pani psycholog powiedziała, że mama jest dla mnie jak lampa, do której lecę jak ćma i się parzę. Jedyną moją przyjaciółką w tym czasie była moja matka chrzestna. Udzielałam jej lekcji hiszpańskiego (znałam ten język, gdyż mój ojczym jest Hiszpanem, i uczyłam się w gimnazjum z klasami dwujęzycznymi). W ten sposób zaczęłam zarabiać i mieć swoje własne pieniądze. W cioci czułam pomoc Jezusa. Codziennie była na Mszy św. i modliła się za mnie. Mam dużo lepsze relacje z nią niż z moimi rodzicami.
Reklama
Nietypowa prośba
Cały czas poszukiwałam spokoju. Znajdowałam go jedynie w Kościele. Ksiądz mówił piękne rzeczy: o miłości, o zrozumieniu, ale nie widziałam tego w domu, gdzie mieszkałam z dziadkami, z mamą i siostrą. U nas nigdy to nie było wprowadzane w życie. Gdy miałam 15 lat, pewnej nocy zaczęłam się zastanawiać, czy Bóg w ogóle jest, po co żyję i czy to życie ma sens. Powiedziałam Panu Bogu: „Jeśli jesteś, to mi się ukaż, ale mnie nie wystrasz”. Od tego czasu moje życie zaczęło się zmieniać, zarówno moja relacja z rodzicami, jak i z siostrą i z każdym napotkanym człowiekiem.
Spotkania w Medjugorie
Niedługo po tej prośbie mój chrzestny ojciec wraz z żoną kupili nam bilety do Medjugorie na Światowe Dni Młodzieży. Poznałam tam fantastycznych ludzi. Oni pokazali mi, czym jest miłość, czym są relacje, co oznacza kochać siebie nawzajem. Tam usłyszałam zdanie: „Masz wszystko, by osiągnąć wszystko”. Myślę, że skierował je do mnie Pan Bóg, ale nie potrafiłam wcześniej go odczytać. Było to kompletnym zaprzeczeniem mojego życia. U nas w domu zawsze brakowało na wszystko. A tu zostało mi powiedziane: „masz wszystko”. Zrozumiałam, że tu nie chodzi o rzeczy materialne, ale o wiarę. Malutkie ziarnko, które zaczęło owocować.
Cuda niepojęte...
Czuję żywą relację z Panem. Rozmawiam z Nim każdego dnia. A od roku, gdy przystąpiłam do Ruchu Czystych Serc, gdy całkowicie oddałam Jezusowi swoje serce i swoją wolę, czuję wielki pokój serca. Na pierwszym roku studiów podjęłam inicjatywę, żeby codziennie czytać jeden czy dwa fragmenty Nowego Testamentu, by poznać Jezusa. Od początku II semestru pierwszego roku bardzo zaczęła mnie boleć prawa ręka. Poszłam po poradę do lekarza, dostałam tabletki. Byłam u fizjoterapeutów, ale nawet masaże nie przynosiły ulgi. Miesiąc przed sesją egzaminacyjną nie mogłam tą ręką przewracać kartek w książce ani pisać na komputerze. Czytając Pismo Święte, poprosiłam w Imię Jezusa Chrystusa o uzdrowienie. I go doznałam – ręka przestała boleć. Od razu spróbowałam zrobić pompkę i nic nie bolało.
Reklama
Modlitwa za rodziców
Moja siostra zaproponowała, abyśmy odmówiły Nowennę Pompejańską za naszych rodziców. Nie byłam na to gotowa. Na początku nie chciałam się zgodzić. Ale gdy zobaczyłam twarz mojej mamy, niepokój, jaki się na niej rysował, poczułam, że to jest ten moment, gdy Pan wzywa. Nigdy w stosunku do rodziców nie czułam nienawiści, bardziej współczucie: w co wyście się wpakowali? Moi rodzice zostali bardzo zniewoleni. Gdy podjęłyśmy decyzję o modlitwie zarówno ze strony mamy, jak i taty zaczął się atak na nas. Wiedziałam, że to szatan się denerwuje i że modlitwa będzie skuteczna.
Owoce modlitwy
Kiedy skończyłyśmy „pompejankę”, moja mama pierwszy raz w życiu przez telefon powiedziała mi: „kocham cię”. To było dla mnie takim szokiem, że się rozpłakałam. Kiedy wyjeżdżała do Hiszpanii (mama trochę mieszka w Polsce, trochę w Hiszpanii), pierwszy raz w życiu poprosiła moją babcię o błogosławieństwo. Kiedy wyjeżdżała, przytuliła mnie i pobłogosławiła. Zaczęła też odmawiać Różaniec. Znalazła go na drodze, z napisem: „Medjugorie”. Myślę, że to jest dla niej zaproszenie. Tata poczuł skruchę. Przyznał się do wielu grzechów, na razie tylko przed nami. Namawiamy go, żeby poszedł do spowiedzi. Chciałabym, aby proces nawracania moich rodziców przyspieszył, dlatego modlę się o to przez wstawiennictwo św. Ojca Pio. Jestem pewna, że on się wszystkim zajmie.
Świadectwo wygłoszone podczas rekolekcji Ruchu Czystych Serc w Stanisławiu Dolnym, 11.07.2022