Stare, mądre drzewa w lesie szumią, że jeśli zostanie zrealizowany czarny scenariusz dotyczący prywatyzacji Lasów Państwowych, ekipa rządząca premiera Tuska stanie się bohaterem nowej wersji dawnego przysłowia: „Nie było nas - był las, nie będzie nas - nie będzie lasów”. Apetyt do przejęcia Lasów Państwowych, stanowiących od wieków narodowe bogactwo i strategiczną gałąź naszej gospodarki (m.in. zachowanie równowagi ekologicznej, skarbnica wysokiej klasy drewna i biomasy dla ekologicznych ciepłowni, tzw. zielone płuca kraju, miejsce rekreacji i selekcjonowany pozysk zwierzyny łownej), przejawiało już wielu polityków.
Gdy w 1998 r. rząd Jerzego Buzka przedstawił projekt reprywatyzacji Lasów Państwowych i oddawania rekompensat w postaci gruntów leśnych, będących w gestii Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, tylko zdecydowany sprzeciw opinii społecznej, leśników, ministrów leśnictwa i ochrony środowiska, a także ekologów, światłych polityków, a nawet strażaków, przy poparciu mediów, spowodował, że czarne chmury nad Lasami Państwowymi zostały rozwiane. Niewiele brakowało, by lasy - które przetrwały dotąd mimo wielkich zniszczeń wojennych, grabieżczej gospodarki czasów PRL, bezmyślnej dewastacji prowadzonej przez nieodpowiedzialnych zarządców - jedną decyzją rządu zostały skazane na nieuchronną zagładę.
Po 12 latach względnego spokoju, gdy długoplanowa gospodarka leśna przynosi oczekiwane efekty przyrodnicze, gospodarcze i finansowe, w czasach, gdy cywilizowany świat stawia na ekologię, chroni lasy, a ceny wartościowego drewna zwyżkują, rząd Donalda Tuska, tym razem próbując doraźnie ratować budżet państwa, zamierza przez szybką prywatyzację pozbyć się tego bogactwa, rujnując gospodarkę leśną kraju. Trzeba mieć świadomość, że lasy to nie tylko piękne krajobrazy, grzybobranie, polowania, kopalnia drewna, ale jest to wielki wielofunkcyjny organizm, wymagający precyzyjnego zarządzania, długofalowego planowania i skoordynowanej gospodarki na wielu płaszczyznach. To prawda, że lasy przynoszą zyski. Ale trzeba pamiętać, że jest to efekt dziesiątek lat żmudnej pracy i przemyślanych zabiegów hodowlanych. Z sadzonych obecnie drzew uczciwy zysk osiągną dopiero przyszłe pokolenia. Czy mamy prawo odebrać im możliwość korzystania z tego dobrodziejstwa?
Czy wolno obecnie rządzącej ekipie - dla chwilowego łatania dziury budżetowej, bicia politycznej piany i ku zadowoleniu jednostek - pozbywać się jednego z największych bogactw, stanowiącego własność państwa, a więc całego narodu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu