Oto ostatnie dni przed Bożym Narodzeniem. Wielu ludzi w tym tygodniu uwija się jak w ukropie, usiłując wręcz prześcignąć czas, by tylko zdążyć ze świątecznymi porządkami i przygotować bliskim gwiazdkowe prezenty. Przeróżnej maści markety, sklepy i sklepiki usiłują się wyprzedzić w promocjach, by dosłownie złapać klienta i wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy. Gdzie by człowiek nie obrócił głowy, ma widzieć, słyszeć i poczuć tzw. magię świąt. Wszechobecne zaś media epatują okolicznościowymi reklamami i programami, które mają nam pozwolić na najlepsze z możliwych przeżycie tych dwóch zbliżających się szybko dni. No i, oczywiście, w telewizji nie może zabraknąć „Kevina samego w domu”. Przecież gdyby nie było tego filmu, święta na pewno nie byłyby już te same. Aż człowiek zaczyna powoli bać się tych świąt, by niczego podczas nich nie przeoczyć - porządków, prezentów, promocji, filmów… Czy tak właśnie ma wyglądać przedświąteczny czas i samo Boże Narodzenie? Czy tak ma ten czas przeżywać katolik? Na pewno nie.
Wsłuchujemy się w dzisiejsze Boże słowo. To już czwarta niedziela Adwentu, czyli czasu oczekiwania na przyjście Chrystusa Pana. Słyszymy w Ewangelii o tym, że Maryja pocznie i porodzi. To będzie Syn - Jezus. „Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” - zapisał św. Łukasz. W ten sposób realizują się starotestamentowe zapowiedzi, które słyszeliśmy w pierwszym czytaniu z Drugiej Księgi Samuela i Psalmie 89. Sam Bóg przychodzi do nas. To Jemu oddaje chwałę św. Paweł w drugim czytaniu z Listu do Rzymian. Ale czy ja to rozumiem? Czy ja jestem tego świadom? Czy dotarła wreszcie do mnie prawda o tym, że Bóg przychodzi na świat właśnie po to, by również mnie zbawić? I to przecież dzieje się na moich oczach. Będziemy bowiem świętować prawdę wiary o Wcieleniu. Wspominamy pamiątkę pierwszego przyjścia Bożego Syna, oczekując jednocześnie Jego nadejścia na końcu czasów podczas Paruzji. Przecież Jezus z Nazaretu swoim narodzeniem raz na zawsze zmienił wszystko. I nic nie powinno tej prawdy przesłonić. Ani świąteczne porządki, ani zakupy, ani nic innego. W przeciwnym razie ominie nas to, co najważniejsze - przyjście Pana Jezusa.
Maryja rozumiała tę prawdę. I choć obawiała się tak zwyczajnie po ludzku, to jednak odpowiedziała całą sobą na Boże wezwanie. Ona jest też Towarzyszką naszych adwentowych zamyśleń nad życiem, światem i Bogiem. Jest wzorem Pańskiej służebnicy. Jest wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o postępowanie wobec Bożych natchnień. „Niech mi się stanie według twego słowa” - odpowiada Bożemu posłańcowi. I my też tak Bogu odpowiadajmy, biorąc np. udział w Mszach św., które obecnie sprawowane są ze specjalnych mszalnych formularzy (od 17 do 24 grudnia) właśnie tuż przed Bożym Narodzeniem.
Święta tuż-tuż, za progiem. Wołajmy zatem - „Przyjdź, Panie Jezu!” (zob. Ap 22, 20), jak to czynili pierwsi chrześcijanie. Nie omijaj nas. Po prostu - zostań z nami!
Pomóż w rozwoju naszego portalu