Często wracam wspomnieniem do lat minionych, gdy w Warszawie sprawował swój urząd wielki prymas Polski kard. Stefan Wyszyński, a w Krakowie w sposób niezwykły angażował się w duszpasterstwo kard. Karol Wojtyła. Wspominam kard. Bolesława Kominka z Wrocławia, bp. Bronisława Dąbrowskiego, sekretarza Episkopatu Polski, i wielu innych znakomitych pasterzy i duszpasterzy - bo obok nazwisk wielkich biskupów mieliśmy także wyjątkowych kapłanów. Swoim zamyśleniem obejmuję wielu duszpasterzy akademickich, których w większości nie ma już wśród żyjących. I choć panował wtedy reżim komunistyczny, był czas PRL-u, któremu przewodziła PZPR ze swoim najistotniejszym organem - Służbą Bezpieczeństwa, to gdy chodzi o ludzi Kościoła, możemy powiedzieć, że był to czas wspaniały, czas, w którym wiedziało się, że Kościół był jednością. Nie znaczy to, oczywiście, że dziś nią nie jest, niemniej - choć niby bez przeszkód możemy rozwijać pole naszej działalności, już nie ściga nas SB, nie ma Urzędu ds. Wyznań - jest jakaś grząskość terenu, zaistniała sytuacja jakby spuszczonego powietrza z kół samochodu, którym się poruszamy. Nasze działania wydają się miałkie i zachowawcze, narzekanie stało się czymś powszechnym i normalnym, także wśród duchowieństwa.
Fałszowanie rzeczywistości przez niektóre media
Reklama
Gdy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w 2010 r. zaistniał problem związany z ustawieniem tam krzyża i na okładce „Niedzieli” pokazaliśmy ów krzyż z zapytaniem: „Komu przeszkadza ów krzyż?”, niektórzy nawet to zdjęcie postrzegali negatywnie, jakoś inaczej odczytywali ten temat. Myślę, że gdyby katolicy czytali katolickie gazety, to ich świadomość dotycząca tego, co działo się na Krakowskim Przedmieściu, byłaby inna. Niestety, jest ona urabiana przez różne gazety obce Kościołowi i polskiemu duchowi. To bardzo poważna sprawa, widzimy bowiem, że wiele tytułów w prasie czy innych mediach jest tak formułowanych, żeby ośmieszyć Kościół i katolickie myślenie, a wyrazistość, klarowność poglądów, nazywanie rzeczy po imieniu określa się jako epatowanie nienawiścią - jakby nie było już miejsca na poprawność myślenia i szczerość w wyrażaniu się. Tak media kreują rzeczywistość, a bezmyślni odbiorcy to oklaskują. To bardzo niebezpieczne zjawisko, ponieważ przyjmowanie za prawdziwe pewnych rozpowszechnianych w sposób zamierzony półprawd wprowadza w błąd. Kłamstwem są szerzone opinie np. o bogactwie i zachłanności Kościoła, wypływające właśnie z kręgów ludzi niechętnych Kościołowi. Gdybyśmy byli rozsądni, starali się dotrzeć do czegoś więcej niż tylko codzienna papka medialna, zobaczylibyśmy jak wygląda rzeczywistość. Zresztą można to „bogactwo” zauważyć na przykładzie zwykłej kościelnej tacy, która stanowi istotną część funduszy parafii.
Aż dziw bierze, skąd wśród ludzi tyle podejrzliwości, niechęci i złości, która działa destrukcyjnie, niszczy życie jednostkowe i społeczne. Proszę o przemyślenie tych kwestii...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Potrzeba większego zapału
Reklama
W czasach PRL-u, gdy działała cenzura prewencyjna, niełatwo było nadać coś przez media. Kiedy w 1961 r. drukowałem swój obrazek prymicyjny w nakładzie zaledwie 1 tys. sztuk, na kilka słów na odwrocie obrazka musiałem zdobyć stempelek cenzury. Dzisiaj nie ma cenzury, jej pieczątek, mamy wolność, możemy drukować i mówić wszystko, co chcemy. Wykorzystują to różne środowiska, ale, niestety - nie środowiska katolickie. Zasięg prasy katolickiej w tamtych latach był niewielki, miała ona jednak swoich wiernych czytelników. Tymczasem, choć w latach 90. był w nas wielki zapał, dziś nasze katolickie zaangażowanie wygląda właśnie tak, jak wspomniany samochód, z którego kół wypuszczono powietrze. Nawet kapłani nie mają takiego zapału jak kiedyś. To prawda, że bieda paraliżuje możliwości działania, ale znamy przykłady wielu, którzy zrobili coś praktycznie z niczego, którzy potrafili porwać, zapalić, zmobilizować do zaangażowania. Nie można pozwolić, żeby ludzie w swej biedzie, bezrobociu i beznadziei zapomnieli o Bogu.
Poza tym, jeśli ulegamy wszystkiemu, co wmawiają nam zakłamane media, obce Polsce i polskiemu duchowi, to stajemy się jeszcze bardziej biedni, co prowadzi już naród do klęski. A przecież tu chodzi przede wszystkim o polską rodzinę, a więc o politykę prorodzinną, która winna być priorytetem rządzących, gdyż to w rodzinie toczy się nasze życie. Tymczasem nasze ustawodawstwo czyni wszystko, by rodzinę ograbić, popiera zaś tych, którzy mają problemy związane z życiem rodzinnym. Normalność nie jest przez państwo mile widziana. Nie kwestionuję tu bynajmniej potrzeby pomocy samotnej matce czy ojcu, ale sprawa ta powinna wyglądać inaczej.
Wychowanie przez prasę katolicką
Kościołowi zależy na zdrowej rodzinie, w której kształtowana jest postawa chrześcijańska, czyli w której Bóg zajmuje pierwsze miejsce i wówczas wszystkie sprawy moralne są na miejscu właściwym. W takiej rodzinie można kształtować życie uczciwe i dobre. Taką rodzinę wychowuje się także przez katolicką prasę, radio i telewizję. Dlatego tak nam zależy na zrozumieniu tego przede wszystkim przez kapłanów. Wydaje się, że starsi księża lepiej rozumieli obecność i pomoc katolickiej gazety jako „dodatkowego wikarego w parafii”, jak mawiał założyciel „Niedzieli” bp Teodor Kubina. Wiedzieli, że jeżeli wierny wraca do domu po Mszy św. niedzielnej z katolicką gazetą, i jest ona obecna przez cały tydzień wśród domowników, to zainteresuje się nią także młody człowiek - tym bardziej że w „Niedzieli” od dłuższego już czasu jest cenny dodatek pt. „Niedziela Młodych” - i będzie ona pretekstem do dyskusji na tematy religijne w rodzinie.
Ale w sytuacji, gdy niektóre parafie zaniechały rozprowadzania prasy katolickiej, nie można tworzyć katolickiej opinii społecznej. Na skutek ekspansji mediów antykatolickich może rodzić się tylko opinia antykatolicka, antykościelna, która wyprze kapłanów ze szkół, a w dalszej perspektywie sprawi, że nasze kościoły świecić będą pustką.
Weźmy sobie do serca te uwagi, które wypływają z najszczerszej troski o Kościół Chrystusowy, o Chrystusową rodzinę, o każdego człowieka, którego mamy do Chrystusa przyprowadzić.
Promujmy media katolickie
Zbliża się Rok Wiary ogłoszony przez Benedykta XVI. Niech promocja mediów katolickich wśród wiernych będzie w tym czasie jednym z ważniejszych zadań Kościoła. I obojętnie, czy preferuje się takie, czy inne pismo katolickie - niech ludzie je czytają, niech słuchają katolickich rozgłośni, bo przypominają nam one o naszym powołaniu do miłości Boga i bliźniego, bo budują poczucie odpowiedzialności za rodzinę, społeczność lokalną, ojczyznę.
To samo dotyczy nas, duszpasterzy. Nieczytający prasy katolickiej kapłan jest również poddawany procesowi laicyzacji, jak wszyscy. Staje się zwykłym człowiekiem, któremu mogą się nawet podobać antykościelne występy.
Na szczęście wydaje się, że społeczeństwo się budzi, że zaczyna domagać się swoich słusznych praw, demokratycznego postępowania ze strony władz, że odrzuca ich arogancję. Powszechne upominanie się o przyznanie miejsca dla Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie świadczy o dojrzewaniu narodu, o innym już myśleniu; podobnie - podpisy w obronie krzyża w Sejmie, przesłane za pośrednictwem „Niedzieli”.
Widać zatem, że idzie nowy czas. Ale też bardzo potrzeba, żeby w procesie, który się zaczyna, uczestniczyli także kapłani, żeby lepiej rozumieli otaczającą nas rzeczywistość. Możliwości są w naszych rękach. Jest Radio Maryja, Telewizja Trwam, mamy ok. 40 katolickich rozgłośni radiowych, są pisma katolickie, wśród nich mającą już 86-letnią tradycję naszą „Niedzielę”. Nie pozostańmy bezczynni. Nie milczmy, gdy trzeba przypomnieć wiernym o potrzebie czytania. Zainteresujmy wiernych którymś z artykułów proponowanych przez redakcję w specjalnych ogłoszeniach. Nie ulegajmy złym „doradcom” - pośpiechowi i zaniechaniu.