KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Podczas warszawskiego marszu solidarności w obronie Telewizji Trwam „Obudź się, Polsko!” 29 września 2012 r. ktoś, kładąc rękę na sercu, zacytował Wyspiańskiego: „Oto Polska właśnie!”. Jak należy to rozumieć? O jaką „Polskę właśnie” dzisiaj chodzi? Jak Eminencja mógłby zdefiniować obecne priorytety dla Polski?
Reklama
KARD. STANISŁAW NAGY: - 11 Listopada to w przeszłości wielkie polskie święto narodowe. Podkreślam od razu: w przeszłości. Mówić dzisiaj o Polsce to pochylić się nad faktem, ile ten naród przeżył i co przeszedł, i że teraz po raz pierwszy wmawia się mu, że nie jest wielki, że Polska nie jest ojczyzną, która liczy się w życiu każdego Polaka. Są wydawnictwa oraz media, które chcą spostponować Polskę w oczach Polaków, pomniejszyć ją, jeżeli w ogóle nie wymazać z jej kart tego, co wielkie, piękne i liczące setki lat polskości. To jest współczesny dramat naszej ojczyzny. Do tego dochodzą jeszcze inne trudne sprawy.
Pochylamy się nad innymi problemami, nad sytuacją gospodarczą, wymieniamy takie czy inne błędy współczesnego życia politycznego, mówiąc, że to świadczy o poważnej sytuacji w Polsce. Moim zdaniem, 11 Listopada tego roku jest okazją do tego, żeby wezwać Polaków do konwersji, do tego, żeby na nowo umiłowali ojczyznę, żeby się do niej przyznali, żeby dostrzegali w niej to WIELKIE, które zapisało się w jej historii.
I tu jakże ogromną pomocą - a równocześnie wyrzutem - był i jest papież Jan Paweł II. W jego świadomości nie do pojęcia było pomniejszanie Polski, jego kochanej, wielkiej ojczyzny. Nie tylko do Polski się przyznawał, ale cały się w nią angażował, pokazując jej wyjątkowość zarówno w przeszłości, jak i we współczesności. Ta wielkość Polski dotrwała do dzisiaj. Przez rok 1920, przez lata Polski sanacyjnej, przez wielkie wydarzenia AK, które sprawiły, że byliśmy przykładem dla całego świata, i wreszcie przez wstrząs, jaki w Polsce dokonał się dzięki „Solidarności”. Nie ma więc najmniejszego powodu do tego, żeby Polskę pomniejszać, żeby odbierać Polakom wielkość ich patriotyzmu, mimo że popełniali i popełniają takie czy inne błędy, również obecnie.
Stąd ogromna waga 11 Listopada. Świętowanie narodu, świętowanie ojczyzny, świętowanie naznaczone latami, entuzjazmem. Dzisiaj musimy dać jasną odpowiedź tym kręgom, które chcą nam odebrać patriotyzm. A są to kręgi wyraziste i domyślamy się nawet, dlaczego to robią: bo może sami, choć nazywają się Polakami, nie mają ojczyzny i nigdy jej nie mieli: zazdroszcząc przeszłości, jaką mamy, próbują nam odbierać nasz patriotyzm. To media z określonych środowisk, zwłaszcza dwóch: jedno, które wręcz określa się jako antykościelne, antykatolickie, ale także wiadomy periodyk - nie będę wymieniał go z nazwy, bo każdy wie, o kogo chodzi. Do tego dochodzi jeszcze parę innych czasopism, które też zajmują się tym pomniejszaniem ojczystego wymiaru naszego kraju. Nie mogę nie zaapelować do zdrowego społeczeństwa o to, ażeby zrobiło sobie rachunek sumienia z lektury tych periodyków czy sympatyzowania z tymi środowiskami. Oni są w Polsce, ale nie są z Polski.
Na tym tle wszystkie inne sprawy w Polsce są dużo mniejsze, chociaż także bardzo bolesne.
- Słyszy się dzisiaj, że Polska to jedno wielkie Amber Gold. Czy rzeczywiście można zgodzić się z takim określeniem? Jak Ksiądz Kardynał widzi przyszłość naszej ojczyzny, polskich dzieci i rodzin?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- To pytanie rozkłada się na dwie części. Jedna - to sprawa Amber Gold. Niestety, afera nie pierwsza i nie ostatnia. To boli i musi boleć każdego Polaka. W Polsce istnieje swoisty klimat aferalny. Jest wiele afer niewyjaśnionych, sięgających najwyższych szczebli władzy, które wiele kosztowały nasze społeczeństwo. Niepokojące jest to, że te afery systematycznie się powtarzają i potem sprawa jakoś się rozmywa. Zaczynamy być krajem afer, a więc takim, w którym robieniem interesów zajmują się określone kręgi dotykające szczytów władzy, za co płacą ludzie prości. To każe zastanowić się nad tym, co się w Polsce dzieje.
I problem drugi - jaka przyszłość nas czeka? Do pewnego stopnia odpowiedzią na to jest zjawisko emigracji. Polacy uciekają z Polski, bo nie mają tu warunków na godne życie teraz ani w przyszłości. Imają się niekiedy bardzo upokarzających prac, które jednak dają im możliwość utrzymania się. Nie mamy gwarancji, że powrócą, i wydaje się, że ten trend, wypływający ze strachu przed tym, co czeka Polaków w Polsce, ciągle się nasila.
Na swój sposób demonstrowały to ostatnie marsze. Tego nie było w Polsce od wieków, że na ulice wychodzą tysiące ludzi, protestujących przeciwko istniejącemu obecnie porządkowi rzeczy. To nie jest jedna demonstracja, ale dziesiątki obejmujące już nie jedno miasto, lecz wiele miejsc w Polsce. A demonstracja z 29 września br. jest wydarzeniem niezwykłym. Oczywiście, że musiano ją w jakiś sposób przygłuszyć medialnie, ale ma ona swoją wymowę: z jednej strony głęboko religijną, z drugiej - patriotyczną, a z trzeciej - zawiera także element polityczny. Przebiegała z godnością, przy zaangażowaniu prawie całej Polski. To jest wielki krzyk: Nam tu nie jest dobrze i nie będzie dobrze, jeżeli się coś nie zmieni. Może nie mówi się jeszcze dokładnie, co się ma zmienić, może ludzie dopowiedzą to później, niemniej jednak fakt wołania o zmianę nie budzi wątpliwości.
- Czy państwo dostatecznie zabezpiecza los Polaków na najbliższą, ale i na tę dalszą przyszłość?
- Społeczeństwo jest przekonane, że w tej chwili państwo nie daje mu żadnej gwarancji lepszej przyszłości. Te wielkie głosy protestu są niczym innym, tylko wyrazem przekonania, że państwo tu nie dociąga. Jeżeli nie dociąga dzisiaj, to nie będzie lepiej jutro. Więcej: naród wychodzący na ulicę pokazuje również palcem, czego się boi. Otóż boi się tego, że Polska wyzbyła się wielkich zakładów pracy, a co za tym idzie - grozi jej w dalszym ciągu wielkie bezrobocie, a zatem problem braku chleba. Widać też, że i gospodarka nie rozwija się poprawnie. Kryzys finansowy może dotknąć - jeżeli już nie dotyka - nas wszystkich. To wszystko składa się na lęk narodu, że jego ojczyzna jest w jakiejś wielkiej zapaści.
Podzielam ten lęk narodu. Argumentem, który przemawia za skonkretyzowaniem tego lęku, jest ogromne bezrobocie, które już jest generatorem biedy wśród poważnej części społeczeństwa. I nic nie wskazuje na to, żeby miało się ono zmniejszyć, a przeciwnie - istnieje niebezpieczeństwo, że może się powiększyć. Przyszłość nie maluje się nam zatem w jasnych kolorach.
Reklama
- Co Ksiądz Kardynał chciałby powiedzieć narodowi polskiemu i wszystkim odpowiedzialnym za przyszłość Polski na temat uczestnictwa w następnych wyborach parlamentarnych i samorządowych? Czy jesteśmy jeszcze zdolni solidarnie obronić polską duszę narodu? Czy temat wyborów nie powinien stać się także przedmiotem troski polskich duszpasterzy w ramach katolickiej nauki społecznej?
- Dotyka Ksiądz Infułat sprawy arcydelikatnej. Społeczeństwo jest bardzo wrażliwe na to, co przedstawiciele Kościoła mówią na temat wyborów. Nie mam prawa mówić w imieniu całego Kościoła polskiego, ale jest niezbędne, żeby do wyborów poszło jak najwięcej ludzi. Kościół, duszpasterze, a więc także biskupi i proboszczowie, muszą na ten temat więcej mówić, podkreślając, że należy wybierać ludzi, których światopogląd zgadza się z naszym sumieniem katolickim, takich, którzy mają atuty polityczne i społeczne, żeby mogli skutecznie pełnić role społeczne, ludzi otwartych na współpracę z innymi, ale zawsze w duchu i poszanowaniu zasad etyki katolickiej. Każda próba ucieczki od wyborów jest po prostu niedopuszczalna.
- Jakie życzenia wypowiedziałby Ksiądz Kardynał wobec polskich biskupów i duszpasterzy w związku z tak trudną sytuacją Polaków oraz w trosce o chrześcijańskie oblicze naszego narodu, zwłaszcza w Roku Wiary?
- Pytanie ważne, ale niełatwe. Z głęboką pokorą, jako sługa nieużyteczny, pragnę, żeby Kościół polski pogłębił swoją wiarę, ale także żeby go nauczono, w jaki sposób skutecznie tej wiary bronić, zwłaszcza wobec prymitywnych ataków tych, którzy od Boga odeszli. Kościół pochyla się zawsze nad losem Ojczyzny i narodu, szczególnie ludzi najbardziej potrzebujących wsparcia. A dzisiaj do biskupów i proboszczów należy przede wszystkim otoczenie troską rodzin smoleńskich. To ludzie, którzy już przez dwa i pół roku przeżywają wielką traumę po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r. I zamiast leczyć, wciąż rozdrapuje się te smoleńskie rany, bo rodziny ofiar katastrofy nie mają już nawet pewności, czy przychodzą na groby swoich bliskich.
Nie śmiałbym dawać żadnych wskazówek Episkopatowi Polski, pozostaje mi tylko modlić się, żeby to wszystko się spełniło.