Emocje wśród medialnych gigantów
Paulina Drapała
Podczas gdy w Polsce telewizje na długo przed uroczystościami pogrzebowymi Ojca Świętego zapowiadały zupełne wyłączenie się z zaplanowanych wcześniej programów, po drugiej stronie Atlantyku srebrne ekrany wróciły już, w większości przypadków, od poniedziałku do codziennego cyklu nadawania, łącząc się jedynie podczas trwania programów informacyjnych z rozsianymi po Rzymie i Watykanie korespondentami. A więc - aż do dnia pogrzebu - powrót do normalności, choć nie do końca, bo tak "dużo" Papieża jeszcze w Stanach Zjednoczonych nie było.
"Dużo" Papieża
Śmierć Papieża Jana Pawła II dotknęła chyba wszystkich, nieważne, gdzie, nieważne, jakiego wyznania, nieistotne, jakiej narodowości. Wyraźnie też poruszyła, jeśli nie emocjonalnie, to z pewnością "programowo" telewizję amerykańską. Warto to podkreślić, bo USA to kraj, w którym mimo dużej liczby katolików (25 proc. obywateli, czyli ponad 62 mln wiernych) żadna gazeta i stacja telewizyjna nigdy ich nie faworyzowała, a wręcz broniła się przed pokazywaniem głębokich religijnych wątków, bo najważniejsza była zawsze dziennikarska obiektywność. Bariera została jednak złamana. Jan Paweł II skruszył twarde dziennikarskie reguły i przyzwyczajenia, sprawił, że dzień w dzień, odkąd odszedł, amerykańskie gazety na pierwszych stronach podawały nie tylko suche wiadomości o sukcesji czy gościach przybywających na uroczystości pogrzebowe, ale i pokazywały ludzkie wzruszenia, modlitwę i to, o co Ojciec Święty zawsze walczył i co okazywał - solidarność i zjednoczenie w trudnych chwilach. Media audiowizualne - amerykańskie stacje telewizyjne, począwszy od pamiętnej soboty, poświęciły Janowi Pawłowi II długie specjalne programy, a zagraniczni korespondenci, od lat rezydujący w Watykanie, komentowali wydarzenia, jakby osobiście Papieża żegnając, wspominając dziennikarskie audiencje i zaświadczając, iż im samym trudno uwierzyć, że tak wspaniałego człowieka już tam nie będzie.
Emocje wzięły górę
Dzień przed pogrzebem Papieża, podsumowując już powoli to niezwykłe, nie tylko dziennikarskie, ale jak się okazuje również duchowe doświadczenie, Anderson Cooper, autor i prowadzący jednego z najpopularniejszych programów CNN prime time, w swoim niesamowitym i wyjątkowo osobistym cyklu reportaży Reporters Notebook powiedział: "Wydawało mi się, że jadę do Rzymu relacjonować śmierć Papieża, ale ta historia ma w sobie znacznie więcej. Ten tydzień nie był wcale o śmierci. Był o życiu, życiu niezwykłego człowieka, życiu żywego Kościoła i życiu ludzi, którzy podczas tego tygodnia pokazali, że wiara jak najbardziej żyje w ich sercach". Dowodem naprawdę pełnego emocji komentowania zdarzeń i niespotykanie emocjonalnego podejścia było też niemal zupełne "odblokowanie" dziennikarskiego języka, w którym nie figurował już "papież" czy "lider Kościoła", ale po prostu Holy Father - Ojciec Święty. W swoim Reporterskim Notatniku Cooper dodaje: "Pracując nad takim wydarzeniem, trudno nie podchodzić do niego osobiście. Emocje, pasja - to wszystko jest dookoła ciebie, to przeszywa obiektyw twojej kamery, to przeszywa ciebie".
Miliony przed szklanym ekranem
Koniec podróży, Ostatnia pielgrzymka, Wielkie pożegnanie - takie nagłówki i komentarze pojawiały się w większości artykułów i relacji telewizyjnych z tego jednego z największych wydarzeń nie tylko duchowych czy kościelnych, ale i medialnych w historii telewizji. Wszystkie amerykańskie sieci telewizyjne i informacyjne telewizje kablowe nadawały relacje z pogrzebu Ojca Świętego na żywo z Watykanu. I mimo że uroczystości rozpoczęły się o 4 nad ranem czasu amerykańskiego, wszyscy komentujący je z Rzymu byli w pełnej gotowości i, co nawet dla czystej satysfakcji stacji telewizyjnych jest przeogromnie ważne, oglądani przez miliony osób. Lecz trzeba przyznać, że znów sieci informacyjne, takie jak CNN, FOX NEWS czy MSNBC spisały się lepiej niż networks, które w czasie transmisji nadawały zdecydowanie za dużo, jak na głęboko duchowe, mimo że medialne wydarzenie, komentarzy swoich korespondentów czy komentatorów.
Medialny PAPA
To był i ciągle jest "medialny" Ojciec Święty. A media kochają emocje. Kochał je też Papież. Teraz możemy się tylko spodziewać, a przynajmniej mieć nadzieję, że zarówno amerykańskie telewizyjne giganty, jak i każda inna telewizja na świecie będą Go właśnie takiego pamiętać. Nawet jeśli nie silnego fizycznie, to zdecydowanie silnego umysłem, bo, jak sam odpowiedział na pytanie o Jego zdrowie i zdolność kierowania Kościołem: "Przecież nie kieruję Kościołem nogami". A to, że zauważyły to, stale podkreślały i nadal podkreślają największe medialne tygrysy świata, jest tylko powodem do radości.