„Czytał” historię w Bożej perspektywie
Refleksje jednego z najbliższych współpracowników Jana Pawła II z okazji 30. rocznicy wyboru kard. Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową
Jan Paweł II spędził sporo czasu swego pontyfikatu poza Watykanem, pielgrzymując do lokalnych Kościołów na całym świecie. Papież nie ukrywał, że mógł odbywać swe podróże apostolskie, ponieważ miał w Watykanie i w swej rzymskiej diecezji zaufanych i całkowicie oddanych mu współpracowników, takich jak kard. Joseph Ratzinger i kard. Camillo Ruini, który przez kilkanaście lat był jego wikariuszem dla Wiecznego Miasta i stał na czele Episkopatu Włoch. Te dwie funkcje mają wyjątkowe znaczenie, zważywszy na fakt, iż papież jest biskupem Rzymu i prymasem Włoch.
Z okazji 30. rocznicy wyboru kard. Wojtyły na Stolicę Piotrową przeprowadziłem rozmowę z dziś już emerytowanym wikariuszem Rzymu
Włodzimierz Rędzioch: – 1978 r. nazywany jest „rokiem trzech papieży”. W ciągu kilku miesięcy byliśmy świadkami ważnych i dramatycznych wydarzeń: śmierci Pawła VI, wyboru i śmierci Jana Pawła I oraz następnego konklawe, podczas którego wybrano pierwszego od czterech wieków papieża cudzoziemca. Jak przyjął Ksiądz Kardynał wiadomość o wyborze Arcybiskupa Krakowa na Stolicę Piotrową?
Kard. Camillo Ruini: – W 1978 r. byłem kapłanem włoskiej diecezji Reggio Emilia. Wieczorem 16 października, gdy wróciłem do domu, zauważyłem, że na portierni włączony był telewizor i to z telewizji dowiedziałem się o wyborze nowego papieża. Przyjąłem tę wiadomość ze zdziwieniem. Na początku nie zdawałem sobie nawet sprawy, kim był kard. Wojtyła, dopiero później zrozumiałem, że chodzi o arcybiskupa Krakowa. Wkrótce jednak radość zastąpiła początkowe zdziwienie. Byłem zadowolony z dwóch powodów: wybrano na papieża kardynała właśnie z Polski, co było faktem pozytywnym i bardzo znaczącym, oraz zerwano wreszcie z tradycją wyboru papieża Włocha. Serce mi się otworzyło, gdy na początku pontyfikatu usłyszałem jego zdecydowany głos (chociaż jego włoski nie był jeszcze całkowicie poprawny). Odniosłem wtedy wrażenie, że mamy do czynienia z człowiekiem fascynującym, który potafi dawać świadectwo swojej wiary.
– Kiedy po raz pierwszy spotkaliście się z Janem Pawłem II i jakie wrażenia wyniósł Ksiądz Kardynał z tego spotkania?
– Po raz pierwszy spotkałem się z Ojcem Świętym jesienią 1984 r. Byłem wówczas jednym z wiceprzewodniczących komitetu przygotowującego kongres Kościoła włoskiego w Loreto. Jan Paweł II przypisywał temu kongresowi wielkie znaczenie, dlatego chciał się ze mną zobaczyć, zaproszono mnie więc na kolację. Uderzyło mnie wtedy, z jak wielką uwagą Papież słuchał i jak precyzyjne zadawał mi pytania. Ojciec Święty bardzo dobrze znał sytuację Kościoła we Włoszech; podzielałem jego przekonania na temat potrzeb Włoch i jego Kościoła. Byłem również pod wrażeniem jego prostoty oraz naturalności więzi, która się wtedy zrodziła między nami.
– Eminencja śledził pierwsze lata pontyfikatu Jana Pawła II z perspektywy jednej z włoskich diecezji. Jak ludzie postrzegali na początku papieża nie-Włocha?
– Dla ludzi nie było problemu papieża cudzoziemca – Włosi nie są nacjonalistami, a tym bardziej szowinistami. To prawda, że ktoś próbował podkreślać fakt, iż Papież pochodzi z innego świata, a zatem nie może dogłębnie rozumieć naszych problemów. Uważano także, że z punktu widzenia eklezjalnego na wschodzie Europy – tzn. za żelazną kurtyną – Sobór Watykański II nie wywarł dostatecznego wpływu. Były to idee, które krążyły jedynie w niektórych środowiskach medialnych i kościelnych.
Ludziom natomiast, ogólnie rzecz biorąc, Papież podobał się, gdyż napełniał ich uczuciami ufności i optymizmu oraz przekazywał głęboką i autentyczną wiarę.
– W 1991 r. Jan Paweł II wezwał Księdza Kardynała do Wiecznego Miasta i powierzył Eminencji odpowiedzialny urząd wikariusza dla diecezji rzymskiej. Relacje między papieżami a Rzymem mają szczególny charakter, ponieważ papież przewodzi Kościołowi katolickiemu właśnie jako biskup Rzymu. Jak scharakteryzowałby Ksiądz Kardynał stosunek Jana Pawła II do Rzymu i jego mieszkańców?
– Papież był świadomy znaczenia Rzymu i jego powszechnego charakteru, któremu odpowiada uniwersalność pontyfikatu biskupa Rzymu. Ileż razy – również w rozmowach prywatnych – podkreślał, że jest najwyższym duszpasterzem Kościoła powszechnego, papieżem, ponieważ jest biskupem Rzymu – ten tytuł: „biskup Rzymu” nadawał jego misji charakter uniwersalny. Dlatego stosunek Ojca Świętego do Rzymu nie był czymś dodatkowym, drugorzędnym, lecz stanowił trzon pontyfikatu. Poza tym Jan Paweł II autentycznie kochał Rzym – kard. Stanisław Dziwisz w swej książce „Świadectwo” wyjawił, że Papież co wieczór, przed pójściem na spoczynek, błogosławił swe miasto.
Chciałbym dodać, że Ojciec Święty przywiązywał dużą wagę do spraw Rzymu. Wystarczy wspomnieć jego duszpasterskie wizyty w parafiach rzymskich oraz kontakty, które utrzymywał z tutejszymi kapłanami, seminarzystami, intelektualistami, studentami oraz chorymi i ubogimi.
– Przez wiele lat Ksiądz Kardynał był odpowiedzialny za Kościół we Włoszech, najpierw jako sekretarz, a następnie jako przewodniczący Konferencji Episkopatu. Z tej perspektywy mógł Eminencja śledzić misję Papieża w swym kraju. Czym był dla Kościoła włoskiego pontyfikat Jana Pawła II?
– Więzi Jana Pawła II z Włochami były bardzo głębokie. Zdawał sobie sprawę, że jako biskup Rzymu jest prymasem Włoch i chciał wypełniać tę rolę jako „sługa sług Bożych”. Papież uważał, że Kościół włoski nie był dostatecznie świadomy swego wielkiego bogactwa, swych potencjalnych możliwości, a w konsekwencji swej odpowiedzialności. Świadczy o tym papieski list skierowany w 1994 r. do biskupów Włoch, dotyczący odpowiedzialności katolików włoskich. Papież napisał w nim, że Włochom powierzone jest w Europie wielkie zadanie zachowania i ubogacania wielkiego skarbca wiary i kultury, który został przyniesiony do Rzymu przez apostołów Piotra i Pawła. Ojciec Święty utrzymywał – cytując często prezydenta Pertiniego, z którym łączyły go więzy prawdziwej przyjaźni – że włoscy księża nie doceniają dostatecznie wagi Kościoła we Włoszech; a tymczasem ze względu na jego głębokie korzenie, na Kościele włoskim spoczywa szczególna odpowiedzialność w Europie i na świecie.
– Krytycy i wrogowie Jana Pawła II nazywali go „polskim Papieżem”, aby podkreślić w ten sposób jego domniemany nacjonalizm i prowincjonalność. A jak Ksiądz Kardynał postrzegał miłość Jana Pawła II do jego ziemskiej ojczyzny?
– Ileż razy przy stole Jan Paweł II opowiadał mi historię swej ojczyzny, którą tak dobrze znał! Aby zrozumieć jego uczucia do ojczyzny, należy mieć na uwadze to wszystko, co powiedział – np. w siedzibie Narodów Zjednoczonych – na temat narodu i społeczności międzynarodowej pojmowanej jako rodzina narodów. Dla Papieża naród nie był czymś zamkniętym w samym sobie i antagonistycznym w stosunku do innych narodów, lecz czymś pierwotnym i fundamentalnym, wspólnotą kulturową, w której formują się ludzie, rodziny i cała cywilizacja. Dlatego dla Papieża pojęcie narodu było czymś pozytywnym, chociaż dobrze zdawał sobie sprawę z istniejącego ryzyka i wypaczeń nacjonalizmu. Papież nigdy nie mieszał nacjonalizmu ze zdrowymi uczuciami narodowymi. Nie myślał też, że pojęcie narodu jest już przeżyte i należy je obalić. Wszyscy dobrze wiemy, jak Jan Paweł II walczył o Europę, lecz uważał, że nie można mówić o naszym kontynencie, pomijając narody. Każdy naród ma swoje cechy, a co za tym idzie – swoją rolę do spełnienia. Miłość Jana Pawła II do Polski nie przeszkadzała mu kochać wszystkich ludzi. Jeżeli ktoś zrobił naprawdę wiele dla całego świata, szczególnie dla krajów najuboższych, to był to Karol Wojtyła.
– Niestety, wiele środowisk – w tym również środowisk kościelnych – postrzega narody jako przeszkodę w budowaniu zwartej Unii Europejskiej. Czy nie powinniśmy – szczególnie na obecnym etapie ewolucji UE – przypominać ludziom idee Jana Pawła II dotyczące Europy?
– Zbyt często Unia Europejska stara się przywłaszczyć sobie kompetencje przysługujące narodom – to poważne niebezpieczeństwo. Jeżeli chcemy dobrze budować Europę, musimy to robić na bazie pomocniczości. A to oznacza, że Europa powinna zajmować się tylko tym, czego nie potrafią lepiej zrobić same narody. Błędne jest odgórne narzucanie standardów „europejskich” dotyczących życia społecznego i rodzinnego. To oczywiste, że sposób życia i mentalność Polaków, Hiszpanów czy Skandynawów są bardzo różne, a ignorowanie tych różnic prowadzi jedynie do niepotrzebnych napięć.
– Jaka więc jest rola Unii Europejskiej?
– Unia Europejska powinna zajmować się przede wszystkim wielkimi problemami gospodarczymi, obroną i polityką zagraniczną, gdyż działając wspólnie w tych dziedzinach, może być skuteczna.
– Eminencja nazwał Jana Pawła II „człowiekiem Bożym”. Co to oznacza?
– Określenie to ma dwa wymiary. Ktoś jest „człowiekiem Bożym”, ponieważ Bóg jest Panem tego człowieka, Bóg wziął go poniekąd w posiadanie, uczynił go „swoim”. Po drugie – Karol Wojtyła był „człowiekiem Bożym”, gdyż Bóg był centrum jego życia. Znaczące jest, że Papież uznawał Mszę św. za centralny punkt każdego dnia. To najlepiej świadczy o jego stosunku do Boga.
Jeżeli chodzi o wielkie problemy na scenie międzynarodowej, w Papieżu uderzało to, że „czytał” historię w Bożej perspektywie, wystarczy przypomnieć jego encyklikę „Centesimus annus”. Co ciekawe, również na sprawy bieżące i codzienne patrzył z tej perspektywy. Dlatego w przypadku Papieża modlitwa i działanie były ze sobą ściśle powiązane – ten człowiek żył w obecności Boga i starał się zawsze czynić Jego wolę.
– Pontyfikat Jana Pawła II był jednym z najdłuższych w historii Kościoła, dlatego zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwe dokonanie jego analizy. Czy możemy jednak w sposób syntetyczny powiedzieć, jakie znaczenie miał ten pontyfikat dla Kościoła i dla świata?
– Pontyfikat Jana Pawła II miał wielkie znaczenie. Wszyscy pamiętają jego wkład w obalenie żelaznej kurtyny. Uważam jednak, że najważniejsze jest to, co Papież uczynił dla odbudowania zaufania do Kościoła i jego misji, dla przywrócenia godności i dochodzenia praw ludów ubogich, jak również dzieci nienarodzonych. Kluczem do zrozumienia jego pontyfikatu jest relacja Jana Pawła II z Bogiem, która wywierała wpływ na działania duszpasterskie i wydarzenia historyczne. Ojciec Święty był głęboko przekonany, że sekularyzacja nie jest faktem nieuchronnym i nieodwracalnym – niekoniecznie świat i historia będą oddalać się od Boga. Gdy go poznałem w 1984 r., był już przekonany, że świat w pewnym stopniu rozpoczynał nowy etap historii i że najsilniejszą falę sekularyzacji mamy już za sobą. W jego zawołaniu „Nie lękajcie się!” zawarte już było to fundamentalne przekonanie.
"Niedziela" 42/2008