Kard. Karol Wojtyła u „Bucciego” w Castel Gandolfo
Z Marią Bucci rozmawia Włodzimierz Rędzioch
W piękny jesienny dzień jestem w Castel Gandolfo, siedzę na tarasie restauracji „Bucci”. Roztacza się stąd wspaniały widok na położone poniżej Jezioro Albańskie, w którego ciemnych wodach odbija się zieleń porastających jego brzegi lasów i biel lekkich, ulotnych chmur. Nad wszystkim dominuje pokryty przekaźnikami telewizyjnymi stożek góry Cavo (Monte Cavo) – najwyższego wzniesienia Colli Albani (Wzgórz Albańskich). Na jego stoku widać białe domy miasteczka Rocca di Papa, a nieco niżej, wśród lasów, można dostrzec zabudowania Palazzolo – letniej siedziby rzymskiego Kolegium Angielskiego.
33 lata temu – 8 października 1978 r. – na tarasie tym, przy stoliku nr 8, siedział kard. Karol Wojtyła. Arcybiskupa Krakowa przywiózł do Castel Gandolfo bp Andrzej Maria Deskur. Dla kard. Wojtyły był to bardzo intensywny czas: pod koniec sierpnia brał udział w konklawe, na którym wybrano Jana Pawła I (30 sierpnia spotkał się z nowym papieżem na prywatnej audiencji), 3 września uczestniczył we Mszy św. inaugurującej pontyfikat Jana Pawła I, po czym odleciał do Polski, gdzie wpadł w wir codziennych zajęć duszpasterskich. 20 września wraz z kilkoma polskimi biskupami, na czele z Prymasem, wyjechał do Niemiec – była to bardzo ważna podróż, w czasie której uczestniczył w obradach Konferencji Episkopatu Niemiec i odwiedził obóz koncentracyjny w Dachau. Kilka dni po powrocie z Niemiec, w nocy z 28 na 29 września, świat obiegła tragiczna i niespodziewana wiadomość: po 33 dniach pontyfikatu zmarł Jan Paweł I. Oznaczało to, że kard. Wojtyła będzie musiał znowu udać się do Watykanu na następne konklawe. 3 października odleciał do Rzymu, gdzie intensywnie spędzał dni poprzedzające konklawe. 8 października, w niedzielę rano, kard. Wojtyła koncelebrował Mszę św. w Kolegium Polskim, a następnie wygłosił homilię w czasie Mszy św., odprawianej przez prymasa Wyszyńskiego w kościele św. Stanisława. Tegoż dnia bp Andrzej Maria Deskur postanowił zabrać kard. Wojtyłę, swego serdecznego przyjaciela, na wycieczkę do Castel Gandolfo. W planie było zwiedzanie papieskich ogrodów oraz obiad w restauracji „Bucci”.
By powspominać te chwile relaksu Arcybiskupa Krakowa, który osiem dni później miał zostać wybrany na Stolicę Piotrową, udałem się do Castel Gandolfo, by spotkać się z właścicielką restauracji „Bucci”.
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: – Co zapamiętała Pani z niedzieli 8 października 1978 r., gdy Pani lokal odwiedził człowiek, który wkrótce potem został papieżem?
MARIA BUCCI: – Patrząc z perspektywy czasu, 8 października 1978 r. był dla mnie bardzo ważnym dniem. Wówczas nie przyszło mi do głowy, że polski biskup, który był w mojej restauracji, zostanie papieżem. Tym bardziej że jestem przyzwyczajona do klientów w koloratkach, gdyż w moim lokalu często bywają księża i biskupi z papieskiego otoczenia.
Bp Deskur wraz ze swym gościem usiedli na tarasie przy stoliku nr 8. Kard. Wojtyła zamówił „fettuccine all’amatriciana” („fettuccine” – to makaron jajeczny w kształcie długich i szerokich wstążek, podawany m.in. ze słynnym w Lacjum sosem „all’amatriciana”: pomidory, cebula oraz wędzony boczek pokrojony w kostkę, wszystko obficie posypane tartym owczym serem „pecorino” – przyp. W. R.) i smażonego pstrąga. Widać wszystko mu smakowało, bo pochwalił nas za dobrą kuchnię.
– Na pstrągi u Pani zapraszał mnie kard. Jacques Martin, gdy za pontyfikatu Jana Pawła II był prefektem Domu Papieskiego…
– Przez lata wyśmienite pstrągi z Jeziora Albańskiego były naszą specjalnością. Rzeczywiście, dawny prefekt Domu Papieskiego bardzo je lubił i dlatego był naszym stałym gościem. Niestety, dziś w jeziorze nie hoduje się pstrągów i podajemy je tylko na specjalne zamówienie.
– Wróćmy jednak do kard. Wojtyły. Kiedy się Pani zorientowała, że Pani polski klient został papieżem?
– Przebieg konklawe śledziłam z naszym wujem, aktywnym katolikiem. Gdy nad Kaplicą Sykstyńską ukazał się biały dym, a nieco później ogłoszono imię nowego papieża, mój wuj – tak jak wielu ludzi we Włoszech – myślał, że wybrano jakiegoś kardynała z Afryki, gdyż kard. Wojtyła nie był postacią znaną. Ja natomiast, gdy zobaczyłam go w loży bazyliki, powiedziałam: „Wydaje mi się, że to kardynał, który kilka dni temu był u nas w restauracji”. Tak też było. Po raz pierwszy widziałam Wojtyłę jako papieża, kiedy przyjechał do Castel Gandolfo, by zerwać pieczęcie z Pałacu Apostolskiego (każdorazowo po śmierci papieża rezydencja papieska zostaje opieczętowana).
– Dodajmy, że było to 25 października…
– W czasie tej pierwszej wizyty poinformowano Jana Pawła II, że na jeziorze trenuje narodowa drużyna polskich kajakarzy. Papież bez wahania kazał się zawieźć nad jezioro, by spotkać się z polskimi sportowcami – nie zapominajmy, że sam bardzo lubił pływać na kajaku. Może Pan sobie wyobrazić zaskoczenie i radość Polaków, kiedy zobaczyli Papieża.
Drugi raz widziałam Papieża, całkiem zresztą przypadkowo, w poliklinice Gemellego. Pojechałam tam wtedy do pediatry z moimi dziećmi. W poliklinice było wielkie zamieszanie i jeden z lekarzy powiedział mi, że Jan Paweł II odwiedza jakiegoś chorego kardynała.
– Prawdopodobnie chodziło o kard. Jeana Villota, ówczesnego sekretarza stanu, którego Papież odwiedził w poliklinice Gemellego 3 marca 1979 r.
– My nie byliśmy przyzwyczajeni do tego, że papieże wychodzą z Watykanu i przebywają wśród ludzi.
– Czy Karol Wojtyła, już jako papież, był u Pani w restauracji?
– Kard. Martin opowiedział mi kiedyś, że żegnając się wieczorem z Ojcem Świętym, oznajmił mu, iż idzie na kolację. Papież zapytał go, gdzie będzie na tej kolacji, na co kardynał odpowiedział: „Idę do restauracji Bucci na pstrąga”. Usłyszał wtedy papieski komentarz: „Takiemu to dobrze!”. Spodziewałam się Papieża, gdy kard. Agostino Casaroli organizował w moim lokalu przyjęcie urodzinowe. Dyskretnie zapytano mnie wtedy, czy mogłabym z tej okazji zamknąć restaurację. Zrozumiałam, że chciano sprowadzić na tę uroczystość samego Jana Pawła II. Czekaliśmy aż do 21.15, ale Papież nie pojawił się na kolacji (prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa).
– Pani restauracja znajduje się między Pałacem Apostolskim a Pałacem Barberinich, gdzie w czasie papieskich wakacji rezyduje sekretarz stanu i prefekt Domu Papieskiego. Jakie są Pani kontakty ze środowiskiem papieskim?
– Od zawsze mamy kontakty z papieżami oraz ich współpracownikami i gośćmi. Moja babcia robiła ciasta dla Piusa XI i Piusa XII. Gdy Pius XI przybywał do Castel Gandolfo, pytał swego sekretarza, czy uprzedzono moją babcię o jego przyjeździe, tak lubił jej słodycze. Pius XII jeszcze jako sekretarz stanu przychodził do nas na kolację razem z komendantem żandarmerii. Kard. Pacelli szczególnie lubił deser „zuppa inglese”. Jako papież przestał nas odwiedzać, ale przysyłał po deser swoją siostrę, księżną Pacelli. Sytuacja niejako powtórzyła się z następnym sekretarzem stanu – Giovannim Battistą Montinim, który przychodził do nas, gdy był kardynałem, a przestał, gdy został papieżem. Naszym klientem był także kard. Angelo Sodano, sekretarz stanu Jana Pawła II. Jak na razie nie mieliśmy przyjemności gościć obecnego sekretarza stanu kard. Tarcisio Bertone, odwiedził nas natomiast sekretarz osobisty Benedykta XVI ks. prał. Georg Gänswein.
– Czy spotkała się Pani kiedyś z Janem Pawłem II prywatnie?
– Kiedyś odwiedził mnie ks. prał. Emery Kabongo, afrykański sekretarz Papieża, i zaproponował, bym przyszła na prywatną Mszę św. Poszłam rano do pałacu i byłam na Mszy św., którą odprawiał Jan Paweł II. Po Eucharystii dyrektor Willi Papieskich Saverio Petrillo zatrzymał mnie i powiedział, że przedstawi mnie Ojcu Świętemu. Gdy zjawił się Papież, Petrillo wyjaśnił, że jestem właścicielką restauracji, w której Jego Świątobliwość spożył posiłek przed konklawe. Nie wiem, czy Papież przypomniał sobie mnie, w każdym razie położył mi rękę na głowie i śmiejąc się, powiedział: „W takim razie udzielę jej podwójnego błogosławieństwa”.
– Czy przychodził do lokalu Pani ktoś z licznych znajomych Jana Pawła II, którzy odwiedzali go w czasie wakacji w Castel Gandolfo?
– Muszę powiedzieć, że kiedyś prowadziliśmy też znajdujący się nad restauracją hotel. Dlatego liczni goście Papieża nie tylko stołowali się u nas, lecz także mieszkali w naszym hotelu. Szczególnie zapamiętałam rodzinę Półtawskich, która spędzała część wakacji w Castel Gandolfo, towarzysząc Papieżowi.
"Niedziela" 41/2011