Nie właściciel, lecz sługa
KS. IRENEUSZ SKUBIŚ
Benedykt XVI odszedł. Swoją decyzję uzasadniał tym, że Kościół potrzebuje pasterza młodszego, mocnego, który z Chrystusową łaską podejmie wszystkie ważne w czasie obecnym sprawy. Rozumiemy Ojca Świętego i towarzyszymy mu modlitwą, niemniej jednak wciąż z niedowierzaniem analizujemy to, co się stało. A zaistniała rzecz niespotykana. W historii Kościoła ostatnich kilkuset lat nie było rezygnacji z urzędu Namiestnika Chrystusowego.
Decyzja Benedykta XVI wypływała z głębi ducha tego niezwykłego Papieża. Benedykt XVI przede wszystkim podkreślił, że papież nie jest właścicielem Kościoła, ale jest tym, który mu posługuje z mocy władzy prymatu, danej przez Pana Jezusa Piotrowi i jego następcom.
Tak. Ojciec Święty nie jest i nigdy nie był właścicielem Kościoła, lecz zawsze był jego sługą. W prawie 8-letniej posłudze Benedykta XVI nie zauważyliśmy żadnej szczeliny, która wskazywałaby na rozdźwięk między sprawowaną przez niego władzą a potrzebami Kościoła powszechnego. Gorliwie kontynuował też wszystkie zadania rozpoczęte przez Jana Pawła II, m.in. Światowe Dni Młodzieży w różnych krajach na różnych kontynentach - propozycję powszechnego świadectwa wobec Jezusa Chrystusa. Benedykt XVI w sposób kompetentny i bardzo czytelny zmierzał się z filozofią pokus, które dzisiaj przynosi Kościołowi nowa rewolucyjna rzeczywistość, chcąca zniszczyć chrześcijańską opcję życia. Rewolucja genderowa, która wdziera się na arenę świata, wspierana przez ogromne siły globalne, m.in. przez światową masonerię, chce zniszczyć dotychczasowy porządek społeczno-moralny. Wprzęga w swoją służbę współczesne media, odznaczając się wielką mocą oddziaływania, w wyniku czego daje się już zauważyć zmiany w spojrzeniu wielu ludzi na filozofię człowieka, na jego antropologię. Z takim niezwykłym przewrotem spotyka się Kościół w ostatnich czasach, zwłaszcza w działaniach Unii Europejskiej i ONZ. Miało to swój początek już za pontyfikatu Jana Pawła II, a w czasie sprawowania posługi Benedykta XVI przybrało mocny i zdecydowany charakter. Benedykt XVI znalazł się, oczywiście, na pierwszej linii obrony cywilizacji chrześcijańskiej, cywilizacji życia i miłości, przed cywilizacją śmierci. To z tą ostatnią jednak związane są siły nośne i fundusze. Wspomnę choćby czynienie klimatu sprzyjającego eutanazji, ukazywanej jako tzw. humanitarna pomoc w godnym umieraniu. De facto chodzi o to, by w dobie przedłużającego się życia człowieka jak najszybciej zaprzestać wypłacania mu świadczeń. To nic, że ci starsi dziś ludzie pracowali na nie całe swoje życie...
Zgodnie ze swoim zasadniczym, merytorycznym powołaniem Kościół będzie zawsze stał przy życiu. Mówił o tym wyraźnie bł. Jan Paweł II i zawsze bronił cywilizacji życia. Stale nawiązywał do tego także Benedykt XVI. Trzeba zatem zwrócić uwagę na heroiczny akt Ojca Świętego, który w tej wyjątkowo trudnej sytuacji zwraca uwagę Kościoła na to, że tu potrzeba sił, których jemu już brakuje, i że nie jest właścicielem Kościoła, ale jego najpokorniejszym sługą. To bardzo ważne stwierdzenie, które powinni przyjąć ludzie, dla których często władza wydaje się najważniejsza i chcieliby, aby trwała wiecznie. Benedykt XVI podkreśla, że władza należy do Boga, a papież jest tylko sługą Chrystusa. Analogicznie - biskup jest sługą, a nie właścicielem Kościoła lokalnego; proboszcz jest sługą, a nie właścicielem swojej parafii. Wszyscy jesteśmy sługami. Tak samo ani partia, ani rząd nie są właścicielami kraju; premier polskiego rządu nie jest właścicielem Polski, także prezydent, oni też mają służyć. Właścicielem tego kraju jest naród, lud Boży, który żyje w granicach tego państwa i ma władzę głosowania. Nie jest więc rzeczą sprawiedliwą, kiedy partia, która wygrywa wybory, nie liczy się z wynikami, jakie osiągnęły inne partie. Największy wpływ na władzę ma dziś u nas PO. Ale przecież obok niej w społeczeństwie są ludzie reprezentujący PiS, który zdobył niewiele mniej głosów wyborców. Niewątpliwie najważniejszy głos ma opcja wybrana, ale nie mówimy tu przecież o dyktaturze, lecz o demokracji; nie chodzi o odwrócenie efektu wyborów parlamentarnych, tylko o to, że ludzie, którzy nie wygrali, stanowią poważną część elektoratu, mającą swoje prawa. Na tym polega prawdziwa demokracja, że uwzględnia tych, którzy są dużą grupą społeczną.
Zechciejmy więc pomyśleć o naszej partycypacji. O takim uczestniczeniu w różnego rodzaju władzy, które uwzględnia człowieka będącego obok nas, mającego może inne poglądy i oceny, ale mającego do tego prawo. Dobra władza to dobra służba, która powinna zmierzać do tego, by można było żyć w sprawiedliwości i prawdzie. Bo o to przecież chodzi. To właśnie chciał nam powiedzieć Benedykt XVI, który zrzekł się swojego papieskiego mandatu w poczuciu odpowiedzialności za pełnienie zleconej mu misji.
"Niedziela" 9/2013